Reprezentacja Polski odniosła drugie zwycięstwo w turnieju Baltic Challenge Cup, pokonując Łotwę B 8:4. Bardzo dobry mecz w biało-czerwonych barwach rozegrał Kamil Wałęga.
21-letni środkowy wystąpił w pierwszym ataku naszej kadry u boku Krystiana Dziubińskiego i Alana Łyszczarczyka. Pochodzący z Cieszyna zawodnik w 9. minucie otworzył wynik spotkania.
– Wygraliśmy bulik. Krążek trafił do obrońcy, a następnie został zagrany na drugą stronę do Alana. Ja wjechałem przed bramkę i mój kij został „nastrzelony” – opisał swojego gola.
Trzeba przyznać, że w pierwszej odsłonie „Orły” były stroną dominującą i prowadziły 2:0.
– Dobrze weszliśmy w mecz, od samego początku wiedzieliśmy, że chcieliśmy wygrać. Strzeliliśmy jako pierwsi gola, potem dołożyliśmy kolejnego. W drugiej tercji w nasze szeregi wkradło się trochę dekoncentracji i straciliśmy dwie bramki. Myślę, że od początku meczu to my prowadziliśmy grę i zasłużenie wygraliśmy– zaznaczył Kamil Wałęga, który mecz zakończył z golem i dwiema asystami.
Jego podanie do Alana Łyszczarczyka, po którym ten podwyższył na 4:2 mogło podobać się nawet najbardziej wymagającym kibicom. Wychowanek JKH GKS-u Jastrzębie efektownie wjechał do tercji i z rywalem na plecach znakomicie dograł do swojego kolegi z ataku.
– Cóż, udało się ładnie zagrać, a Alan dobrze je wykończył i strzelił ważnego gola – powiedział skromnie 21-letni środkowy, który na początku drugiej tercji zderzył się z Aleksandrsem Frīdenbergsem, który stracił przytomność, a następnie został przewieziony do szpitala.
– To było bardzo niefortunne zdarzenie. Wyjeżdżałem z tercji, a on zderzył się z kimś na linii czerwonej i upadł na lód. Akurat nadjechałem i uderzyłem go w głowę kolanem. Nie widziałem go i nic nie mogłem w tej kwestii zrobić – wyjaśnił Wałęga.
Dziś o 18:00 reprezentacja Polski zakończy udział w turnieju Baltic Challenge Cup, mierząc się z gospodarzami, Estonią.
Czytaj także: