Franck Pajonkowski urodził się w Zagłębiu Północnym we Francji, gdzie swego czasu przybyło, by pracować w kopalniach, ćwierć miliona Polaków. W hokeja nauczył się grać w Montrealu, a we francuskiej ekstraklasie po dziś dzień jest legendą i rekordzistą.
Wielu kibiców hokeja na lodzie, którzy w latach 80. i 90. poprzedniego stulecia śledzili rywalizację międzynarodową na poziomie reprezentacyjnym – w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku było to mocno utrudnione, a z pomocą przychodziły Eurosport, czy też kanały niemieckie, a przede wszystkim czeskie – pewnie zastanawiało się skąd w reprezentacji Francji wziął się niemal dwumetrowy olbrzym z całkiem dobrą koordynacją, umiejętnością zdobywania bramek i... nazwiskiem Pajonkowski na bluzie. W tamtych czasach nie można było w ciągu kilku sekund znaleźć odpowiedź na takie pytanie, a przecież personalia środkowego reprezentacji Francji brzmiały zupełnie swojsko.
Franck Pajonkowski, bo o nim mowa, to legenda francuskiego hokeja. Dwukrotny olimpijczyk, wielokrotny uczestnik mistrzostw świata, który walnie przyczynił się do tego, że "Les Bleus” z trzeciej światowej ligi awansowali do elity. To jednak nie wszystko. Pięć razy hokeista z polskimi korzeniami wygrywał klasyfikację kanadyjską francuskiej ekstraklasy, co nikomu innemu się nie udało. Rekordowe 50 goli strzelonych w sezonie 1993/94 to wynik, który do dziś nie został pobity. Dragons de Rouen, czyli klub, który kibice w naszym kraju znają doskonale, bo często rywalizował z naszymi drużynami, zaczął osiągać sukcesy wówczas, kiedy w jego składzie pojawił się Franck Pajonkowski. To największa legenda "Smoków" z Normandii. Zespół ten pierwszych 6 z 18 tytułów mistrza Francji wywalczył prowadzony przez napastnika polskiego pochodzenia.
Wszystko tłumaczy w przypadku tej francuskiej znakomitości hokejowej miejsce urodzenia. Otóż Franck Pajonkowski przyszedł na świat w Douai, w Zagłębiu Północnym. W tym niewielkim miasteczku i jego najbliższych okolicach swego czasu roiło się od Polaków, a wszystko związane było z imigracją zarobkową.
Zagłębie Północne było niegdyś bardzo prężnie działającym okręgiem przemysłowym związanym z węglem kamiennym. Od połowy XIX wieku zyskało dominującą rolę w wydobyciu tego surowca we Francji, co związane było z napływem siły roboczej, której ważną częścią byli Polacy. Etapów napływu polskich górników było kilka. Jedną z grup stanowili tzw. "westfalczycy", czyli Polacy, którzy wyjechali pracować w kopalniach w niemieckim Zagłębiu Ruhry, a później przenieśli się na północ Francji. Pomiędzy 1920, a 1923 rokiem – na skutek polsko-francuskiego porozumienia regulującego wyjazdy polskich robotników – we Francji pojawiło się ok. pół miliona naszych rodaków. Połowa z nich, czyli 250 tysięcy, osiadła w regionie Nord-Pas-de-Calais, czyli właśnie tam, gdzie wydobywano węgiel.
W takich miastach, jak Lille, Lens, Vallencienes czy właśnie Douai, Polaków było mnóstwo. Np. w miejscowości Leforest osiedliła się ostatecznie rodzina Edwarda Gierka, który później został wysiedlony do Belgii, a już po II wojnie światowej wrócił do Polski. Zdecydowana większość naszych rodaków zapuściła jednak we Francji korzenie, a do najsłynniejszych potomków tamtej emigracji należeli piłkarze. Raymond Kopa (Kopaszewski) urodził się w Nœux-les-Mines, 40 km na północny-zachód od Douai. W 1958 roku otrzymał "Złotą piłkę". Do dziś uznawany jest za jednego z najlepszych francuskich piłkarzy w dziejach, a na pewno za najlepszego swoich czasów.
Kopę nazywano "Napoleonem", bo był niewysoki, a "Adiutantem Napoleona" był Maryan Wisniewski, również urodzony w Pas-de-Calais. W Łaskowie na Lubelszczyźnie urodził się Thadee Cisowski, ale gdy był dzieckiem jego rodzina udała się na północ Francji. Trzy razy ten wyśmienity napastnik był królem strzelców francuskiej ekstraklasy. Do dziś zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji wszech czasów Ligue 1 pod względem liczby strzelonych goli. Trafiał do siatek 206 razy.
Łącznie w Zagłębiu Północnym, w różnych pokoleniach, na świat przyszło kilkudziesięciu piłkarzy, którzy we Francji zrobili niemałe kariery, a kilkunastu z nich zagrało w drużynie narodowej. Jeśli chodzi o hokeistów, to sprawa nie wyglądała tak masowo, ale wyjątek w postaci Francka Pajonkowskiego jest warty uwagi. Gdy późniejszy znakomity środkowy był dzieckiem jego rodzina przeniosła się do Montrealu i to właśnie ta emigracja okazała się kluczowa dla jego dalszego życia.
W Kanadzie Pajonkowski nauczył się grać w hokeja i gdy jako 19-latek wrócił do Francji, trafiając do zespołu z Megeve, od razu zdobył mistrzostwo. Rok później trofeum obronić się nie udało, ale potężnie zbudowany napastnik z charakterystycznymi wąsami, pierwszy raz wygrał klasyfikację kanadyjską (42G+42A). Zadebiutował też w 1985 roku w reprezentacji Francji na mistrzostwach świata grupy C. "Les Bleus" rywalizowali z takimi „firmami”, jak m.in. Bułgaria, Hiszpania i Korea Północna. U siebie wywalczyli awans do grupy B, w której miejsce zrobili im – awansując do grupy A – m.in. Polacy. Osiągi Pajonkowskiego? 5G+5A w 7 meczach.
Dwa kolejne sezony Pajonkowski spędził w drużynie z Paryża, a w 1987 roku dokonał się ostatni w jego karierze transfer z jego udziałem. To właśnie wtedy, w wieku 23 lat, dołączył do normandzkich "Smoków", ale chyba jeszcze większym wydarzeniem był udział w ZIO w Calgary. Francuzi zakwalifikowali się na igrzyska zajmując 4. miejsce w MŚ grupy B 1987 (Polacy wygrali turniej we włoskim Canazei) i wygraniu barażu z Japonią wrócili do olimpijskiej rywalizacji po 20 latach przerwy. Na turnieju w prowincji Alberta „Biało-czerwoni” rozbili tego rywala 6:2, ale w wyniku afery Morawieckiego wynik zweryfikowano na 2:0 dla Francji. Jedną z bramek naszej drużynie strzelił Franck Pajonkowski, a cztery gole zaaplikował Norwegom. Był obok legendarnego Philippe'a Bozona, który trafił później do NHL, najlepszym zawodnikiem swojej reprezentacji.
W 1990 roku Pajonkowski w barwach Rouen zaczął triumfalny marsz po kolejne tytuły mistrza Francji. W 2003 roku, choć zagrał tylko w czterech spotkaniach, zdobywając sześć punktów, wywalczył złoto po raz siódmy. Najlepiej punktującym graczem ligi, zdobywając Charles Ramsay Trophy, był prócz 1985 roku, w latach: 1991, 94, 96, 97. W pozostałych sezonach też bywał w czołówce, a liczby miał wręcz niewiarygodne. By uzbierać 104 punkty (50G+54A) sezonie 93/94 potrzebował rozegrać zaledwie 30 spotkań.
Oczywiście francuska liga nie należała do najmocniejszych w Europie, ale mimo wszystko osiągnięcia te robią wrażenie. Gdy w 1991 reprezentacja Francji wraz z Polską, Norwegią i Włochami awansowała do grupy A, gdy tę powiększono, a rok później utrzymała się na najwyższym poziomie, m.in. naszym kosztem, Pajonkowskiego w drużynie narodowej nie było. Wrócił na MŚ grupy A w 1993 roku w Niemczech, a rok później zagrał na turnieju we Włoszech. W międzyczasie, w lutym 1994 roku, wystąpił drugi raz na ZIO, tym razem w Lillehammer. A bramki strzelane w meczach z USA i Austrią pomogły w zajęciu 10. miejsca. Po II wojnie światowej tylko raz Francuzi na igrzyskach byli wyżej, dwa lata wcześniej w Altberville.
W 1996 roku Franck Pajonowski po raz ostatni zagrał w mistrzostwach świata. "Grand Pajon", bo tak na niego mówiono, w trakcie swojej kariery dał się również bardzo we znaki hokeistom... Unii Oświęcim. W listopadzie 1992 roku, ówczesny mistrz Polski w turnieju półfinałowym Pucharu Europy w Rouen w pierwszym meczu pięknie powalczył ze szwedzkim Malmoe IF, przegrywając nieznacznie, 5:6. W drugim meczu biało-niebiescy zmierzyli się z gospodarzami i ulegli 1:8, a Pajonkowski strzelił, według dwóch różnych źródeł, 3 lub 4 bramki. Francuzi do dziś nazywają to spotkanie "sensacyjną wiktorią nad drużyną z Polski". Co ciekawe zarówno Unia, jak i Dragons de Rouen, awansowały do finałowego turnieju, który pod koniec grudnia rozegrano w Niemczech. I tak to nasz zespół okazał się lepszy. Zajął w grupie trzecie miejsce, bo udało się wygrać ze szwajcarskim Bernem. Drużyna Pajonkowskiego doznała w drugiej grupie trzech porażek.
Pajonkowski zresztą w rozgrywkach Pucharu Europy radził sobie świetnie już wcześniej, a po tym, czego dokonał jeszcze w barwach Megeve jeszcze w 1985 roku, otrzymał pseudonim "Franck-Tireur", czyli "Franck-Strzelec". W pierwszej rundzie francuski zespół mierzył się z brytyjskim Dundee Rockets. Hokeista polskiego pochodzenia w pierwszym meczu strzelił trzy gole, a jego zespół wygrał 10:1. W rewanżu Pajonowski aż osiem razy wpisał się na listę strzelców! W wygranym 12:4 spotkaniu i choć w kolejnym dwumeczu jego drużyna straciła 29 goli w dwóch starciach z Tampere, to wyczyny strzeleckie „Wielkiego Pajona” były imponujące.
W 2003 roku, już jako trener – w tym roku pożegnano go jako zawodnika – Pajonkowski raz jeszcze naprzykrzył się Unii Oświęcim. W turnieju półfinałowym Pucharu Kontynentalnego nasza drużyna potrzebował remisu w ostatnim meczu. Z Dragons de Rouen, prowadzonym przez "Grand Pajona". Wcześniej oświęcimianie zremisowali z Valeregną z Norwegii i pokonali Duńczyków z Herning. "Smoki" z Herning natomiast przegrały i wygrały z Norwegami. W decydującym starciu to Francuzi okazali się jednak lepsi i Franck Pajonkowski po raz kolejny w swojej karierze okazał się dla biało-niebieskich prawdziwą zmorą.
Jako zawodnik potomek polskich imigrantów strzelił mnóstwo bramek i zaliczył jeszcze więcej asyst. Nie wszystko dokładnie jest policzone. Jedne statystyki mówią, że w lidze francuskiej rozegrał 489 meczów, zdobywając 1306 punktów (632G+674A). Inne, że na swoim koncie ma 1331 punktów w 576 meczach (631G+700A). Tak, czy inaczej wszystkie powyższe liczby są imponujące. Kariera trenerska, mimo pokonania Unii i awansu do finału Pucharu Kontynentalnego, nie była mu jednak pisana. Lepiej odnajduje się w pracy z młodzieżą. W 2024 roku, podczas piętnastej promocji, Franck Pajonkowski został członkiem Galerii Sław francuskiego hokeja.
Czytaj także: