GKS Tychy po wygranym siódmym meczu fazy play-off zdobył upragnione 6. mistrzostwo Polski. Trójkolorowi pokonali na własnym obiekcie GieKSę 4:2. Spotkanie podsumowaliśmy z Tomášem Fučíkiem, który przedstawił jak finałowe spotkanie wyglądało z jego prespektywy.
HOKEJ.NET: – Tomku zacznę od gratulacji zdobycia mistrzostwa Polski. Proszę cię o pomeczowy komentarz, jak spotkanie wyglądało z twojej perspektywy.
Tomáš Fučík: – Myślę, że najważniejsze było z ogólnej perspektywy naszego zespołu ta reakcja na ten pierwszy gol, bo oczywiście mecz nie zaczął się tak jak oczekiwaliśmy. Przegrywaliśmy jeden do zera i myślę, że ta reakcja zespół była bardzo poprawna, taka spokojna. Cały czas jesteśmy w swoim kierunku i myślę, że nawet druga połowa pierwszej tercji już była w naszym wykonaniu dużo lepsza i znowu bym powiedział, że wróciliśmy troszkę na takie właściwe tory i dzisiaj pokazaliśmy po prostu tą swoją charyzmę, którą pokazywaliśmy przez cały sezon. Po prostu się cieszę, nic więcej chyba nie powiem. Ja czułam, że w tym sezonie po prostu jesteśmy na papierze najlepszym zespołem, mamy bardzo dużo ciekawych obcokrajowców, takich jak Rasmus Heljanko to takie odkrycie bym nawet powiedział, było ich więcej. Myślę, że dzięki temu po prostu dzisiaj się nam udało wygrać.
Nawiążę do życzeń urodzinowych, w trakcie półfinałów były twoje urodziny i przeprowadzaliśmy wtedy z tobą rozmowę. Tam właśnie powiedziałeś, że w tym roku musisz poczekać na prezent, no i się doczekałeś.
– Doczekałem się! Myślę, że bez względu na to czy byśmy dzisiaj wygrali, czy nie to bym wam powiedział, że zrobiłem zupełnie wszystko, aby wygrać. Mogło być tak, że byśmy tutaj stali i rozmawiali, że się nie udało. To było takie 50 na 50. Jestem szczęśliwy i wdzięczny za to jak się wszystko skończyło. Ja zrobiłem z siebie wszystko co mogłem do ostatniego energii, który miałem.
Dzisiejsze mistrzostwo jest jednoznaczne z waszym startem w Champions Hockey League, czy masz już może jakiś zespół, z którym szczególnie chciałbyś się skonfrontować?
– Nie mam jakieś wymarzonej drużyny, z którą chciałbym się zmierzyć. Szczerze mówiąc do tej pory nad tym nie rozmyślałem. Nie mam kontraktu na następny sezon, więc zobaczymy jak to tutaj będzie wyglądało. Jeszcze raz powiem, nie rozmyślałem nad tym i na razie jestem nasycony tym co się tutaj przydarzyło. Uważam, że ta moja misja, kiedy tutaj cztery lata temu przeszedłem do Tychów, zespół nie był w najlepszej sytuacji. Nie powiem, że każdy sezon był udany, ale z każdego sezonu sobie zdobyłem jakieś doświadczenie. W tym sezonie wykorzystałem to doświadczenie, wykorzystaliśmy niektóre elementy gry i się udało.
Na trybunach była świetna energia. Stadion Zimowy w Tychach był zapełniony w 100%, a może i bardziej. Powiedz jak tutaj wsparci kibiców na was zadziałało?
– Tutaj było pełno od półfinału. Dla nas to nie było zaskoczenie, że trybuny są zapełnione. Powiem szczerze, że Tychy to po prostu ewenement hokejowy. To jest hokejowe miasto, tutaj jest tradycja. Ludzie w Tychach kochają hokej i nawet jakby tutaj była hala na pięć tysięcy to myślę, że byłaby zapełniona. Z perspektywy zawodnika muszę powiedzieć, że to jest po prostu przyjemność wygrać tutaj mecz z tymi kibicami, którzy nas wspierają cały sezon. To jest przepiękna sprawa, którą zapamiętam do końca życia.
Pozwolę sobie dopytać o kary. Było ich na prawdę mało i jak odniósłbyś się do sytuacji, w której stanął Filip Komorski został zaatakowany w twarz przez jednego z zawodników?
– Nie wiem, koncentrowałem się na sobie. Nie interesowało mnie to co się dzieje, nie mam na to pytanie odpowiedzi, ja się na prawdę skupiałem tylko i wyłącznie na sobie. W półfinale wielu zawodników z Jastrzębia próbowało mnie wyprowadzić z równowagi i sprowokować. To są pewne bronie, aby wykorzystać różne szanse. Wiedziałem, że ja muszę się skoncentrować na sobie, bo drużyna ma kwalifikacje, aby zdobyć tytuł mistrza i to się potwierdziło.
Tomku jakie masz plany na świętowanie?
– Zawsze mówiłem, że nie jestem zbytnio takim "party manem". Od razu po meczu nawet nie wzniosłem mistrzowskiego pucharu przed kibicami, jest mi z tego powodu trochę przykro, ale z drugiej strony zdobiłem sobie świetne zdjęcie z żoną. Moja druga połówka przyszła tutaj na mecz i muszę powiedzieć, że to jest mój najważniejszy człowiek w życiu, który mnie wspiera. Zawsze mogę przyjść do niej z sytuacjami, których człowiek, który nie gra profesjonalnie w jakiś sport może nie zrozumieć. Także czuję do niej ogromną wdzięczność, muszę z nią spędzić teraz dużo czasu. A wracając do imprezowania, zobaczymy, jak to będzie, ale ja raczej na spokojnie, nie chcę się upić tylko na trzeźwo przeżyć uczucie tego zwycięstwa.
Rozmawiali: Sebastian Królicki i Wojciech Piech.
Czytaj także: