Hokej.net Logo

Był świetnym bramkarzem, a teraz kandyduje na prezesa PZHL. Zapowiedział profesjonalizację. "Na każdym froncie"

Był świetnym bramkarzem, a teraz kandyduje na prezesa PZHL. Zapowiedział profesjonalizację. "Na każdym froncie"

22 września poznamy nowego prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Do tego wyścigu stanęło dwóch kandydatów: Krzysztof Woźniak i Tomasz Jaworski, z którymi porozmawialiśmy o szczegółach ich planów wyborczych. – Chcę być frontmanem, który decyduje o wielu sprawach i ma realny wpływ na zmiany. Na pewno nie zależy mi na tym, żeby usiąść na tylnym siedzeniu, mieć wizytówkę czy pieczątkę prezesa – zaznaczył Jaworski.

HOKEJ.NET: – Oglądał pan kultową polską komedię "Kiler"? 

Tomasz Jaworski, kandydat na prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie: – Jasne.

To ja sparafrazuję słowa komendanta wypowiedziane do komisarza Ryby. Wie pan co mówi ulica? 

– Nie. Skupiam się na swojej koncepcji i na swojej pracy. Mam swój plan i po prostu chcę go zrealizować. Wiem, że zdania są podzielone i ludzie różnie reagują tak na mnie, jak i na Krzysztofa Woźniaka. Ale to ja jestem związany całe życie z hokejem i znam zapach szatni. Hokej to moja pasja i moje całe życie.

Myślę, że wielu kibiców pamięta, jak radziłem sobie w zawodowym sporcie i jakim byłem bramkarzem. Zawsze poświęcałem się na sto procent i tak będzie też teraz. Chciałbym, aby hokej w końcu ruszył do przodu.

Miałem na myśli to, co mówią o panu konkurenci. Padają jasne słowa, że w przypadku pana wyboru na stanowisko prezesa, z tylnego siedzenia centralą będzie zarządzał Mirosław Minkina.

– Zawsze chciałem być pierwszym bramkarzem i decydować o obliczu drużyny. Tak samo będzie teraz. Nigdy nie lubiłem być zmiennikiem, nawet jak musiałem odpocząć ze względu na brak sprzętu czy kontuzje. Zawsze wtedy ściskało mnie w sercu i chciałem grać za wszelką cenę.

Teraz zdecydowałem się kandydować i chcę być frontmanem, który decyduje o wielu sprawach i ma realny wpływ na zmiany. Na pewno nie zależy mi na tym, żeby usiąść na tylnym siedzeniu, mieć wizytówkę czy pieczątkę prezesa. Nie o to chodzi.

Chcę zmieniać hokej, odświeżyć parę spraw i dokończyć tematy, które już rozpoczął Mirosław Minkina. Pamiętajmy, że on także musi wystartować w wyborach do zarządu, a delegaci mogą go wybrać lub nie. 

Nie uważa pan, że wywiady, których Polsatowi Sport i Przeglądowi Sportowemu udzielił prezes Minkina, paradoksalnie mogą panu zaszkodzić. Dużo opowiada w nich o sobie, gani rywali, zamiast promować pana.  

– Wydaje mi się, że raczej nie zaszkodzą. Każdy może przedstawić swój punkt widzenia, a debaty w świecie hokejowym i nowe pomysły zawsze są cenne.

Decyzja w kwestii wyboru kandydata należy tylko i wyłącznie do delegatów. Mam jednak nadzieję, że na Walny Zjazd Wyborczy przyjadą wszyscy i jeśli przyjmiemy jakiś plan, to przez cztery lata będziemy pracować dla dobra hokeja.

Jeśli działacze mnie wybiorą, to chciałbym, aby moja prezesura była oparta na szacunku, dialogu i konsultacjach z całym środowiskiem hokejowym. 

W związkowych mediach krąży pana zdjęcie z nowym ministrem sportu. Zamieniliście kilka słów o hokeju?

– Tak, spotkaliśmy się z ministrem Jakubem Rutnickim i mieliśmy okazję porozmawiać. Chciałem przedstawić siebie, moje zawodnicze osiągnięcia oraz pokazać, że jestem osobą, z którą można pracować na szerszym froncie. Współpraca z ministerstwem - w obecnych realiach - jest dla hokejowej centrali priorytetowa.

Nie da się ukryć, że związek potrzebuje fundamentalnych zmian i to na różnych płaszczyznach. Z kim chce pan je zrealizować?

– Profesjonalizacja na każdym froncie jest niezwykle ważna. Musimy rozwinąć nasze biuro, w trybie pilnym poprawić kwestie marketingowe: zarówno te związane z social mediami, które potęgują zainteresowanie naszą dyscypliną oraz z platformą PolskiHokej.TV, na której możemy oglądać mecze THL.

Hokej to sport drużynowy i to zarówno na lodzie, jak i poza nim. Tu współpraca jest bardzo istotna. Chciałbym, aby całe środowisko wspólnie zapięło konie do powozu i razem pojechało w jednym kierunku. Ważne jest to, żebyśmy się uzupełniali.

A kto będzie panu pomagał?

O tym zdecydują delegaci. Ale ja widzę m.in. Mirosława Minkinę, Krzysztof Lehmana i Tomasza Cieślickiego. Są też Adam Fras, Marta Zawadzka i Danuta Piorun. To są ludzie, którzy popierają moją kandydaturę.

Jeśli chodzi o obie panie, to podobno Krzysztof Woźniak też chętnie widziałby je w swoim zarządzie...

– To są kobiety, które robią świetną robotę. Cenię je za profesjonalizm i za etos pracy. Naprawdę są to świetne postacie. 

Pani Danuta bardzo dobrze rozdziela dotacje z ministerstwa, a pani Marta ma świetne kontrakty w Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie. 

A Marek Kostecki jest w pana ekipie? Bo rywale od niego się odcięli.

– Jest w hokeju od kilkudziesięciu lat i nie chciałbym go oceniać. 

Wiem, że w pana komitecie poparcia są też pana koledzy z tafli jak choćby Waldemar Klisiak. 

– Rozmawiałem z wieloma chłopakami, z którymi grałem. Konsultuję z nimi, co jest dobre dla naszej dyscypliny, a co nie. Wiem, że są to ludzie, którzy już w przeszłości chcieli pomóc, ale w pewnym momencie zostali zatrzymani.

Chciałbym się też wspomóc dużo młodszymi ludźmi, którzy mają inne i przede wszystkim świeższe spojrzenie na parę spraw. Pomaga mi też syn, który skończył karierę i trochę nad tym ubolewam, ale cieszę się, że odnalazł się w nowej roli i został przy hokeju. Inspiruje mnie do dalszej pracy.

Żeby była jasność mówimy tutaj o Jakubie, który jest trenerem personalnym i odpowiada za przygotowanie fizyczne choćby Damiana Tyczyńskiego.

– Dokładnie, choć czasem słyszę, że moimi synami są Adrian z Torunia i Tobiasz z Bytomia (śmiech). Oprócz Kuby mam też córkę Darię. Anegdota jest taka, że ojciec Adriana też ma na imię Tomek.

Zapytam o kwestie szkoleniowe. Nie irytuje pana to, że mimo ciągłego gadania wciąż nie mamy jednego planu szkolenia, który byłby przystosowany do naszej obecnej sytuacji?

– Pewnie, że irytuje i chciałbym, aby w tej kwestii sporo się zmieniło. Z młodzieżą trzeba pracować efektywnie i zadbać o naszych bramkarzy, bo po tym, jak karierę zakończy Tomáš Fučík będziemy mieli spory kłopot. W naszej lidze polscy golkiperzy nie dostają odpowiedniej liczby minut, a kilku z nich ma talent i spory potencjał. Ważne jest to, aby ktoś im zaufał. 

Może czas, aby wprowadzić przepisy, dzięki którym opłacałoby się inwestować w młodych polskich bramkarzy? Zresztą takie rozwiązania były już praktykowane. To temat do ponownego skonsultowania w całym środowisku. 

Ja otrzymałem swoją szansę i starałem się ją jak najlepiej wykorzystać. Teraz polscy golkiperzy mają znacznie trudniej. Cieszę się, że polskie kluby inwestują w trenerów bramkarzy, ale ważne, żeby pracowali oni z nimi nie raz na dwa tygodnie, ale systematycznie monitorowali ich postępy. 

Ciekawy jest tu przykład Cracovii. Z którym golkiperem Pasy zdobyły ostatni tytuł mistrzowski?

Z Rafałem Radziszewskim.

– Właśnie. A to był bramkarski samouk, poświęcił dla hokeja całe życie. Potem w Krakowie mieli Czechów, Rosjanina, Kanadyjczyka i Fina, ale tytułu nie zdobyli. Wydaje mi się, że polski zawodnik, a tym bardziej wychowanek nie kalkuluje. Daje z siebie sto procent i to niezależnie od danej sytuacji, a z obcokrajowcami bywa różnie. Gdy mają delikatny uraz, nie ryzykują swoim zdrowiem.

Uważam też, że kibice chętniej wybiorą się na mecz, w których występuje więcej rodzimych graczy niż, żeby oglądać popisy obcokrajowców.

Ale w Polsce trzeba poprawić szkolenie, bo mam wrażenie, że ci zdolniejsi muszą opuszczać Polskę, aby się rozwijać. Przepraszam, że to powiem, ale za niedługo więcej będzie prywatnych szkół hokejowych niż klubów prowadzących szkolenie. Zresztą system rozgrywek młodzieżowych wymaga jak najszybszych zmian. 

– Zmiany są konieczne i będą wprowadzane. Chciałbym, żebyśmy stworzyli jeden wspólny system szkolenia i pogrupowali wszystko tematyczne według określonego klucza. Najpierw poziom dla początkujących, później dla średniozaawansowanych i ostatni stanowiący profesjonalizację i ukoronowanie całego procesu. 

Tutaj ważne będą rozmowy między trenerami, wymiana doświadczeń, podzielenie się tymi wszystkimi niuansami.


fot: Rafał Lorek / Starostwo Powiatowe Oświęcim

Jakiś czas temu rozmawiałem z dobrze znanym nam obu Mariuszem Jakubikiem, który jest również trenerem piłki nożnej. Powiedział mi wprost, że pracując z piłkarskim narybkiem ma jasno określone, co musi robić z zawodnikami mającymi 7, 8, 9 czy 10 lat. I co oni powinni już umieć. W hokeju jest z tym różnie…

– Zgadzam się z jego słowami. W piłce mamy masowość i obowiązujące już od pewnego czasu standardy szkoleniowe. Ważne jest, aby zachęcać jak najwięcej dzieciaków do uprawiania hokeja. To widowiskowy sport, mocno kształtujący charakter. Aby zwiększyć liczbę zawodników potrzebna jest rozbudowa infrastruktury, ale też wsparcie ministerstwa i samorządów, a także mniejszych i większych sponsorów.

Szalenie istotne jest to, abyśmy budowali lodowiska pełnowymiarowe, bo dają one perspektywę dla naszej dyscypliny. Od tego można rozpocząć tworzenie nowych ośrodków.

A może powinniśmy brać przykład ze Słoweńców, którzy dzięki programowi SLOfit potrafią tworzyć gwiazdy i to w każdej dyscyplinie. Luka Dončić w NBA, Anže Kopitar w NHL, Jan Oblak w Primera División i Tadej Pogačar w światowym kolarstwie. Zresztą za transformacje w hokeju odpowiadał Fin Kari Savolainen, który wychował też liczne pokolenie trenerów. 

– Czytałem o tym systemie i uważam, że jest on bardzo dobry. Dzieci przechodzą testy predyspozycji i następuje pierwsza kwalifikacja, które dyscypliny mogą uprawiać. Jeśli na takie rozwiązanie znalazłyby się pieniądze, to sport w naszym kraju mógłby ruszyć z kopyta, hokej również. 

W przypadku naszej dyscypliny ważna jest infrastruktura i to, aby po wzajemnych porozumieniach ministerstwa z samorządami budować pełnowymiarowe lodowiska. Oczywiście przy szkoleniu najmłodszych trzeba iść z duchem czasu i oderwać dzieci  od komputerów, smartfonów czy tabletów. Trzeba też inwestować w naszych polskich trenerów, którzy chcą się rozwijać i pracować w Polsce. Jak wiemy, z zagranicznymi szkoleniowcami bywa różnie.

Rozmawiałem z wieloma kolegami z tafli i polskimi trenerami, którzy chcą pomóc. Wszyscy mamy podobne zdanie - nie wierzymy w siebie, a obcych trenerów czasami traktujemy jak zbawców. Wystarczy, że powiedzą coś po angielsku i wszyscy mówimy "wow". Jak nasz trener powie to samo po polsku, to już nie ma to takiej siły oddziaływania.

Warto podkreślić, że obecnie nie mamy takich pieniędzy, jak Szwajcarzy, Słoweńcy, którzy mogli zakontraktować zagranicznych specjalistów na okres 5 czy 10 lat. Musimy wysyłać naszych na konferencje, szkolenia i staże, aby przywozili nam wiedzę z bardziej rozwiniętych hokejowo krajów, ale zarys nowego planu szkolenia musi być polski. 

Nie mamy takich warunków, jakie w Szwajcarii miał Henryk Gruth, który mógł liczyć na wsparcie wszelakich specjalistów. Wszystko musi być zrobione zdroworozsądkowo.

Skoro padł temat trenerów, to dlaczego reprezentacja dalej nie ma selekcjonera?

– Takie było założenie, że to nowy zarząd podejmie decyzję odnośnie trenera. Uważam, że jest jeszcze trochę czasu, bo pierwsze zgrupowanie odbędzie się dopiero w listopadzie. Po wyborach ten temat ruszy z kopyta. Mogę zapewnić, że mamy na to swój pomysł.

Czy Róbert Kaláber jest dalej brany pod uwagę? 

– Nie chciałbym jeszcze mówić na ten temat. Skupiam się w tej chwili na wyborach oraz na tym, aby przekonać do siebie, jak największą liczbę delegatów.

Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) uruchomiła serię turniejów reprezentacyjnych w ramach Europejskiego Pucharu Narodów. Pana zdaniem to dobra inicjatywa?

– Nawet bardzo. Te turnieje dają naszej kadrze możliwość gry z wartościowymi rywalami, którzy prezentują porównywalny poziom, a może nawet odrobinę lepszy. Na pewno te mecze pod względem szkoleniowym dadzą więcej niż te przy okazji Baltic Cup, w którym mierzyliśmy się z Estonią, Litwą czy drugą reprezentacją Łotwy.

Teraz będziemy grać z Wielką Brytanią, Włochami i Słowenią, a więc z zespołami, które w przyszłym roku zagrają w Elicie. Ale trzeba przyznać, że Włosi dostali się do najlepszej szesnastki globu nieco przypadkowo, wykorzystując potknięcie Ukrainy. Choć trzeba zwrócić uwagę, że mieli znakomitego i utytułowanego trenera – Jalonena.

A co pan myśli o naturalizacji? Wspomniani przez pana Włosi mają szeroko rozbudowany skauting i szukają graczy z włoskim rodowodem w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. A może warto takie rozwiązanie przełożyć na polski grunt?

- Chciałbym, żebyśmy naprawdę postawili na Polaków. Wiem, że zaraz wielu powie, że ich nie mamy. Są, ale nie dostają szansy.

A włączenie do kadry Kamila Sadłochy było złym rozwiązaniem?

– Kamila uważam za Polaka, bo mówi po polsku i i co najważniejsze pochodzi z typowo polskiej rodziny. Chcę jednak powiedzieć, że na szansę zasługują też młodsi gracze, zwłaszcza ci, którzy z Andriejem Gusowem wywalczyli awans na zaplecze Elity. To nasza przyszłość i muszą dostać szansę do dalszego rozwoju. Nie możemy pozwolić sobie na stratę tylu talentów.

Tym bardziej, że weryfikacja młodych graczy następuje dopiero po maturze. Niektóre kontrakty proponowane młodym zawodnikom są po prostu śmieszne.

– Zgadza się. Wiem, że służby mundurowe proponują im dużo wyższe wynagrodzenie i część z nich decyduje się na takie rozwiązanie. Może dałoby się przenieść rozwiązania znane z polskiej lekkiej atletyki, w której zawodnicy są na etatach w wojsku. 

A co planuje pan zrobić z 23-milionowym długiem związku? 

– Przede wszystkim - nie boję się go. Rozpoczyna się proces restrukturyzacji, nad którym pieczę sprawuje nadzorca sądowy. Najważniejsze jest to, że mamy odblokowane konta. 

Jak zatem wygląda sprawa z ministerstwem?

– Wypracowaliśmy porozumienie i zaczęliśmy spłatę swoich zobowiązań. Myślę, że jeżeli pokażemy resortowi sportu, że jesteśmy wiarygodni i spłacimy to sumiennie, to będziemy mogli usiąść do stołu i powalczyć o renegocjacje albo umorzenie części długu. 

Ale żeby była jasność szukamy też nowych sponsorów, co wraz z odzyskaniem podmiotowości Związku będzie łatwiejsze. Wiemy, że TAURON jest sponsorem tytularnym naszej ligi, spółka Westminster reprezentacji, ale nie popadamy w samozachwyt i chcemy dalej pracować.


Fot: polskihokej.eu

Mówił pan na początku o zmianach w dziedzinie marketingu i w kwestiach transmisji na PolskiHokej.TV. Poproszę o więcej szczegółów.

– Wydaje mi się, że hokejowa centrala powinna nieco lepiej komunikować o ważnych wydarzeniach. Chciałbym uatrakcyjnić transmisje PPV, żeby były one lepszym produktem dla odbiorców: w tym kibiców, jak i sponsorów. 

Ciekawą opcją byłyby pakiety na wszystkie mecze, może też wzorem karnetów – pod jedną drużynę. Pomysłów jest sporo i sprowadzają się do subskrypcji oraz stworzenia rozbudowanej aplikacji.

Uważam, że transmisje z każdego z meczów można ubogacić krótkimi wywiadami, może nawet krótkim studiem. To nie wymaga wielkich nakładów, ale wielu kibiców taki powiew zmian na pewno by doceniło. Śmiało można rozbudować cotygodniowy magazyn, porozmawiać o kontrowersjach, oddać głos ekspertom.

Jeśli chodzi o kontrowersje, to może być ciężko, bo środowisko sędziowskie znów stało się bardzo hermetyczne. Niektórzy arbitrzy nie lubią, gdy wypomina im się błędy. A przecież potknięcia są częścią ich profesji.

– Ten temat wymaga rozmów. Byłem zawodnikiem i wiem, że konstruktywna krytyka jest wskazana. Zmusza cię do myślenia, do pracy nad sobą. Zresztą nie myli się ten, co nic nie robi. 

Jeśli ktoś będzie utwierdzał cię w przekonaniu, że jesteś dobry, a wcale tak nie jest, to zrobi ci ogromną krzywdę. To ciężki zawód, bo musisz podjąć decyzję w ciągu ułamka sekundy i wziąć ją na klatę. A jeśli zawiniłeś, to zostać z tego rozliczony. Zresztą to samo dotyczy przecież zawodników, którzy po błędach są przez trenerów odstawiani od gry.

Pytanie jest takie, jak na to zareagujesz i czy wyciągniesz z tej sytuacji wnioski. Po porażkach trzeba umieć się podnieść i jest to domena sportu. Wydaje mi się, że to najważniejszy aspekt tego problemu.

Żeby była jasność – jestem przeciwko hejtowi, który wylewa się w każdej dziedzinie życia. Ale konstruktywne rozmowy czy opinie są jak najbardziej potrzebne. 

Zresztą pamiętam, że w fazie play-off sędziowie główni czy liniowi zbierali ochrzan za to, że długo trwała analiza wideo. Tymczasem te materiały nie były w porę przygotowane. Może trzeba wprowadzić rozwiązania, że arbitrzy na analizę udają się już wtedy, gdy konkretna sytuacja jest przygotowana do obejrzenia. Tak wygląda też protokół VAR w piłce nożnej. Naprawdę warto korzystać z technologii, iść z duchem czasu i nie bać się nowych rozwiązań.

Kibice nie znają wszystkich przepisów, a może warto ich edukować w tym aspekcie. I nie tylko wskazywać suchy artykuł czy paragraf, ale przede wszystkim odpowiednią i obowiązującą interpretację. Przepraszam za szczerość, ale to związkowi i jego organom powinno zależeć na tym, żeby wyjaśnić choćby kontrowersje z dwóch domowych meczów GKS-u Tychy w Hokejowej Lidze Mistrzów, bo sędziowie i obserwatorzy nie mogą - a może nie chcą - rozmawiać z mediami.

– Jestem człowiekiem dialogu i uważam, że na te sprawy nie ma co się zamykać. Trzeba je wyjaśniać i omawiać choćby we wspomnianym przeze mnie magazynie. Będzie to z pożytkiem dla wszystkich.

Zresztą takie sytuacje mogą być świetnym materiałem szkoleniowym dla sędziów, zawodników, trenerów i kibiców. 

A jak wyglądać będzie plan transmisji w TVP Sport? Pisałem już o dwóch scenariuszach. Jeden zakładał transmisję od półfinałów, a drugi - ten bardziej optymistyczny - pokazanie też niektórych spotkań z ćwierćfinałów.

– Będzie ta druga opcja. Ale na antenie TVP Sport zobaczymy też Superpuchar Polski, Turniej Finałowy Pucharu Polski i towarzyskie mecze reprezentacji. 

Będą też transmisje z Wielkiej Brytanii? Bo tamtejszy związek realizuje je metodą PPV i rzadko chce się dzielić prawami.

– Jeśli turniej będzie w Sosnowcu, to będziemy produkować sygnał i przekażemy go do pozostałych krajów. Ma to się odbywać na zasadzie rewanżu. 

A nie uważa pan, że przydałyby się też transmisje z meczów sezonu zasadniczego, aby przyzwyczajać kibica do hokeja i promować go w miejscach, gdzie nie jest tak popularny jak na południu naszego kraju?

– Wszystko rozbija się o fundusze. Ale będę się starał o to, aby opracować najbardziej korzystne dla wszystkich rozwiązania.

Co z Pucharem Polski? Nie uważa pan, że półfinały powinny być rozgrywane jednego dnia, a finał po dniu odpoczynku? O takie rozwiązanie apelowali  zwłaszcza zwycięzcy z tego drugiego meczu i rzecz jasna kibice.

– Zespół grający w pierwszym dniu dostaje wtedy handicap w postaci dłuższej regeneracji. To nagroda za to, że po dwóch rundach był na szczycie tabeli. Poza tym byłby problem z kibicami, bo niektórzy za sobą nie przepadają i może dojść do starć.

Przyznam szczerze, że rozmawialiśmy o zmianie terminów. Chcieliśmy, aby Turniej Finałowy Pucharu Polski rozpoczął się 26 grudnia, czyli w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Akurat wypada on w piątek, więc finał mielibyśmy w niedzielę. Nie wymagałoby to brania przez kibiców dodatkowych dni wolnych w pracy, ale to rozwiązanie ostatecznie nie przeszło. 

Ogólnie 26 grudnia w angielskiej Premier League gra się kolejkę w ramach Boxing Day. Zresztą słyszałem od wielu znajomych, że w drugi dzień świąt już się nudzą. Ileż można jeść (śmiech). 

Skoro idziemy w ten aspekt, to dlaczego mecz o Superpuchar Polski nie rozpoczyna sezonu? W Anglii jest podobnie z meczem o Tarczę Wspólnoty. Wystarczy to wpisać do harmonogramu i te daty po kilku latach wejdą kibicom w nawyk.

– To temat do dyskusji, ale mogą pojawić się problemy z meczami Hokejowej Ligi Mistrzów. Może nastąpić konflikt terminów.

Ale czy będziemy w tych rozgrywkach w następnych latach? Na razie jesteśmy tam dzięki statusowi "challenger" i oczywiście dzikiej karcie.

– Dlatego trzeba trzymać kciuki za GKS Tychy, aby zapunktował w tych rozgrywkach. Są one ważne dla całego polskiego hokeja. 

Na koniec proces licencyjny. Czy w tej kwestii należy wprowadzić żelazne zasady i trzymać się terminów? Wysyłanie dokumentów na ostatnią chwilę to spory cios marketingowy w nasze rozgrywki.

– Z jednej strony tak, ale z drugiej strony nie możemy poświęcać ośrodka hokejowego. Dlatego musimy zadbać o to, żeby wzbogacić rozgrywki zaplecza ekstraligi. Aby w tej pierwszej lidze grało jak najwięcej zespołów. Wtedy możemy wrócić do procedury spadków i awansów, która też dodaje kolorytu i być bardziej restrykcyjni w kwestiach licencyjnych.

Jako były zawodnik uważam, że przy dziewięciu drużynach fazę play-off powinniśmy rozpoczynać po sześciu rundach i od razu od półfinału play-off. Wtedy sezon zasadniczy miałby większe znaczenie. 

A jak pan zapatruje się na pomysł, aby najlepsze polskie drużyny przenieść do silniejszej ligi? Choćby słowackiej ekstraligi czy ICE Hockey League?

– Były takie plany, aby ekipa z Gdańska grała w KHL. Wiemy, co z nich wyszło. Rosyjskie zespoły też chciały od nas gwarancji, że stworzymy w Polsce jakościową drużynę, bo z "ogórkami to oni grać nie chcą". 

Aby występować w silniejszej lidze w klubach musimy najpierw zadbać o stabilizację na naszym ekstraligowym podwórku. Jeśli dostaniemy takie zaproszenie, to dlaczego z niego nie skorzystać? To też nowe rynki dla sponsorów wspierających polskie kluby. 

Rozmawiał: Radosław Kozłowski

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 7

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • Werxo
    2025-09-21 11:37:12

    Wywiad tylko potwierdził, że nie ma żadnego planu. Nie boi się długu? Co to za komentarz dotyczący 23 milionowego zadłużenia... Tu musi się coś się zmienić, a niestety TJ to były sportowiec bez doświadczenia w zarządzaniu. Powinien pracować w strukturach jako specjalista od szkolenia młodych bramkarzy. Prezes musi ogarniać finanse, marketing i dobrać odpowiednich ludzi, a tu pachnie kolesiostwem...

  • Zaba
    2025-09-21 12:23:12

    Jeśli wygra Jaworski, a wszystko na to wskazuje, to nic kompletnie sie nie zmieni. Zresztą wystarczy zobaczyć z kim będzie współpracował... Nawet nie zająknął się złym słowem na temat Kosteckiego, co też jest znamienne. Tu liczy się kumotetstwo i nie więcej.
    Woźniak nie jest wymarzonym kandydatem, ale niesie nadzieję na jakiekolwiek zmiany. Oczywiście nic nie gwarantuje, a nawet moze być jeszcze gorzej, ale przynajmniej daje nadzieję, której Jaworski absolutnie nie daje.
    Pisałem to już kiedyś. Nic w polskim hokeju się nie zmieni, póki działacze klubów przestaną patrzeć tylko na interes własnych klubów. Tu potrzeba zjednoczenia ponad podziałami. Odsunięcia od polskiego hokeja ludzi pokoroju Kosteciego, Minkiny czy Frasa. Niestety zapowiada się, że cała trójka znajdzie się w zarządzie lub jego najbliższego otoczenia.

  • szop
    2025-09-21 12:30:25

    Fras Minkina Zawdzka super ekipa w calym tym wywiadzie ani jednego pomyslu czyli dalej bedzie dno i kolesiostwo a bazowanie na tym ze byl zawodnikiem to zaden argument bo tu trzeba byc prezesem firmy z 23 milionowym dlugiem!!!!!!!!! a dla nich najwazniejsze ze konta maja odblokowane no k...aaaaaaaaaaaaa zart chyba jakis

  • narut
    2025-09-21 12:47:09

    23 bańki to nie jest nie wiadomo jak wielki pieniądz, zważywszy na skalę zadłużenia naszego kraju czy nawet koszt rakiety która ostatnio feralnie została użyta do zestrzelenia drona... to tak dla zobrazowania kwestii proporcji... inna kwestia to nie wiem czy nawet jakby personalnie zrobiono porządek w związku i zostały czy tez wybrano by do jego zarządu i na funkcje prezesa same wartościowe i poświęcające się na rzecz hokeja persony, to czy by znalazł się w naszym kraju jakiś porządny sponsor, który by chciał pomóc w wyprowadzeniu finansów na prostą.. tutaj odstrasza przede wszystkim niszowy charakter dyscypliny, i brak woli do robienia porządnej propagandy hokejowej; wszystko trochę niczym błędne koło...

  • Buku
    2025-09-21 12:54:24

    Na każde pytanie to samo. „Ten temat wymaga rozmów, „jestem człowiekiem dialogu” , „będziemy rozmawiać”. Co za samozaoranie.
    Niestety w kuluarach się mówi, że to świnkom przy korycie pasuje i nie chcą nic zmieniać.

  • kijek od szczotki
    2025-09-21 13:14:10

    Nie boi się długu, dobre. Na ministra finansów go, z pzhl się marnuje ;)

  • franek_dolas
    2025-09-21 13:27:34

    Beton

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe