Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku był królem strzelców polskiej ligi. Później pracował w naszym kraju jako trener, ale odchodził bardzo szybko i w niezbyt dobrej atmosferze. Były ukraiński hokeista w wywiadzie opowiada o kulisach trafienia do Polski, a także o swoich relacjach z Rosjanami.
Witalij Semenczenko jako zawodnik spędził w Polsce dwa sezony. Przyjechał do Podhala Nowy Targ w 1997 roku po okresie spędzonym w legendarnym CSKA Moskwa i w 47 meczach zdobył 22 gole. W kolejnym sezonie było jeszcze lepiej, a 54 trafienia dały mu koronę króla strzelców.
W wywiadzie udzielonym ukraińskiemu portalowi "NV" Semenczenko wspomina okoliczności, w jakich pojawił się w Polsce na zaproszenie prowadzącego wówczas nowotarskie "Szarotki" Łotysza Ēvaldsa Grabovskisa.
- W CSKA Moskwa spędziłem dwa lata. Warunki, które nam zaproponowali były na papierze rozsądne, ale w rzeczywistości nie wypełnili swoich obietnic. Wtedy zadzwonił do mnie były trener reprezentacji Łotwy. Szukali napastnika dla polskiego klubu Podhale - wspomina Semenczenko.
Ukrainiec wysoko ocenia ówczesny poziom drużyny z Nowego Targu, porównując go z ekipą CSKA, która wówczas odpadła w pierwszej rundzie play-off rosyjskiej Superligi.
- W tamtym czasie [Podhale] to była drużyna na poziomie moskiewskiego CSKA - etatowy mistrz Polski, absolutni liderzy - wspomina. - I pojechałem tam. Moja żona była wtedy w ciąży, a w Polsce - góry, świeże powietrze, żadnego moskiewskiego zgiełku. W CSKA wszystko się posypało, zniknęła struktura w klubie. Widziałem to i zdecydowałem, że czas wyjechać. I wyjechałem Tak zaczęła się moja europejska kariera.
Po dwóch latach spędzonych w Polsce Semenczenko wyjechał do Niemiec, później grał jeszcze na Białorusi, znów w Rosji, a karierę kończył w ukraińskim klubie.
Jak sam mówi, jego europejskiej hokejowej przygody, w tym także gry w Polsce, mogłoby nie być, gdyby nie fakt, że rodzice zabronili mu wyjechać w wieku 17 lat za ocean po rozpadzie Związku Radzieckiego i uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę.
- Jak mi pamięć podpowiada, prawie każdy, kto mógł, wyjeżdżał. Wielu do Ameryki, bo wtedy wywozili zawodników dziesiątkami przez ligi juniorskie, a dalej już każdy sam się przebijał - opowiada. - Moi rodzice nie puścili mnie do USA, chociaż możliwość była. Pewnie dlatego, że byłem jedynakiem. Ja się przebijałem przez bliższe mistrzostwa - Rosji, Białorusi, Polski, Niemiec... Szczerze mówiąc było interesująco.
Semenczenko zdradził, że choć spędził w Rosji lata jako hokeista, to wydarzenia polityczne sprawiły, iż dziś nie utrzymuje kontaktów z Rosjanami.
- Kiedy upadał Związek Radziecki my tego jeszcze nie rozumieliśmy. Byliśmy za młodzi, żeby przydawać temu jakieś większe znaczenie. Ale dziś rozumiem, że to była słuszna decyzja. Absolutnie to popieram - jestem całkowicie proukraiński - mówi. - Straciłem wszystkie kontakty z Rosjanami. I chwała Bogu. To było dla mnie całkowicie naturalne.
Ukrainiec przyznaje jednak, że w czasach, gdy grał w Rosji, nie był tam źle traktowany.
- Nie mogę powiedzieć, że traktowali mnie źle. Chociaż mój kolega i dwukrotny mistrz Rosji Ołeh Połkownikow pamięta, że on czasem miał takie sytuacje - mówi. - Spotykamy się od czasu do czasu, wspominamy różne zdarzenia z życia. Ale ja osobiście nie miałem żadnych problemów.
50-letni dziś Semenczenko po zakończeniu kariery zawodniczej próbował swoich sił jako trener, ale bez większych osiągnięć. W sezonie 2016-17 objął Podhale, ale z klubem pożegnał się półtora miesiąca później.
Rozstanie było dość burzliwe, bo Ukrainiec pozwał "Szarotki" do sądu, domagając się wypłaty zaległych pieniędzy. Sprawa zakończyła się jednak ugodą.
- Gdy zakończyłem karierę sportową, podjąłem wiele prób pozostania przy sporcie zawodowym - jako dyrektor klubu, menedżer, trener. Ale cały czas uważałem, że jestem zbyt daleko od mojej rodziny. Praca w sporcie nie dawała mi ani radości, ani finansowej stabilizacji - mówi.
Dziś pracuje w prywatnej firmie, a jego życie zawodowe w ogóle nie jest związane ze sportem.
- Karmimy ludzi w Ukrainie - mówi. - Nie chciałbym wymieniać nazwy firmy, w której pracuję i innych szczegółów. Ale powiem, że dziś jestem bardzo daleko od sportu, a moja praca jest związana z żywieniem. Kochałem lód przez 30 lat, a teraz odnalazłem się w innej dziedzinie. Gdy skończyłem karierę, postawiłem sobie zadanie: nie żyć dalej przeszłością. To jest historia, a życie idzie dalej, trzeba szukać siebie na nowo.
Czytaj także: