Hokeiści San Jose Sharks są coraz bliżsi zostania najlepszą drużyną sezonu zasadniczego NHL, ale zdobycie tego tytułu może być złym znakiem w kontekście walki o Puchar Stanleya.
Sharks pokonali wczoraj w Rexall Place w Edmonton miejscowych Oilers 2:1, dzięki czemu mają już na koncie 113 punktów i zbliżają się do zdobycia pierwszego w historii klubu Presidents` Trophy dla najlepszej drużyny sezonu zasadniczego. Nad posiadającymi drugi bilans w NHL Boston Bruins mają obecnie trzy punkty przewagi, a trzeci w klasyfikacji zespół Detroit Red Wings traci do lidera już sześć "oczek". Wszystkie zespoły mają do rozegrania jeszcze po pięć spotkań. Ekipa z San Jose od kilku lat jest znana z bardzo dobrej gry w rozgrywkach zasadniczych i słabszej postawy w play-offach, ale tak dobrze jak w obecnym sezonie Rekiny jeszcze nie grały. Wczorajsze zwycięstwo było 51. w sezonie co oznacza wyrównanie rekordu klubu, który pewnie w najbliższych dniach zostanie pobity. Nie oznacza to jednak, że szanse Sharks na zdobycie Pucharu Stanleya nawet po zdobyciu Presidents` Trophy znacząco wzrosną.
W 22-letniej historii przyznawania trofeum tylko siedmiokrotnie jego laureat zdobywał później Puchar Stanleya, a wśród klubów wygrywających Presidents` Trophy po raz pierwszy nikomu nie udało się później zdobyć najważniejszego hokejowego Pucharu. Mimo wszystko zawodnicy SJS byli wczoraj bardzo zadowoleni, bowiem ich gra może napawać fanów z Kalifornii optymizmem. - Oczywiście obchodzi nas to, ile zdobędziemy punktów, ale ważniejsze jest to jak gramy - mówił wczoraj Jewgienij Nabokow. - Kilku zawodników jest teraz poza składem i musimy grać w sposób bardzo zdyscyplinowany. Cieszę się, że nam się to udaje. Wczoraj Sharks wystąpili bez swojego kapitana, Patricka Marleau, a także bez Ryane`a Clowe`a. Do składu wrócili za to Rob Blake i Marcel Goc. Wczorajszy mecz ułożył się bardzo dobrze dla ich drużyny, bowiem w 52. sekundzie Jonathan Cheechoo otworzył wynik meczu. Na 2:0 w 29. minucie podczas gry w przewadze podwyższył Dan Boyle, który chwilę wcześniej trafił także w słupek. W całym meczu słupki "odzywały się" bardzo często, bowiem obie drużyny trafiały w nie kilkukrotnie.
Nadzieję dał Oilers gol Sama Gagnera z końcówki drugiej tercji, ale ostatecznie "Nafciarze" zjechali z lodu pokonani. Zespół z prowincji Alberta, który w ubiegłym sezonie dzięki znakomitej końcówce sezonu omal nie awansował do play-offów tym razem właśnie w ostatnich dniach rozgrywek zasadniczych wydaje się tracić na nie szanse. Podopieczni Craiga MacTavisha przegrali trzeci mecz z rzędu i na cztery spotkania przed końcem sezonu mają na koncie 81 punktów, czyli o cztery mniej niż zajmujący dające awans do rozgrywek posezonowych ósme miejsce St. Louis Blues. - To rozczarowujące. Pracowaliśmy bardzo ciężko i stwarzaliśmy okazje, ale w tym okresie sezonu wszystko sprowadza się do wyników - powiedział po meczu Sam Gagner. - Jednak jeszcze nie odpadliśmy i musimy się pozbierać przed kolejnym meczem.
Edmonton Oilers - San Jose Sharks 1:2 (0:1, 1:1, 0:0)
0:1 Cheechoo - Roenick - Blake 00:52
0:2 Boyle - Pavelski - Ehrhoff 28:16 PP
1:2 Gagner - Nilsson - Penner 38:18 PP
Strzały: 26-22.
Minuty kar: 8-12.
Widzów: 16 839.
Swoje szanse na zdobycie Presidents` Trophy zachowuje zespół Boston Bruins, który pokonując 2:1 Ottawa Senators wygrał 50. mecz w sezonie. O zwycięstwie przesądziły gole Milana Lučića i Marca Savarda oraz 31 interwencji Tima Thomasa. Senators przegrywając stracili już nawet matematyczne szanse na awans do play-offów, a Bruins do zapewnienia sobie pierwszego miejsca w Konferencji Wschodniej na koniec sezonu potrzebują dwóch punktów w ostatnich pięciu meczach.
Z niebezpiecznego ósmego miejsca w Konferencji Wschodniej uciekli Montréal Canadiens, którzy wygrali 5:1 z New York Islanders. Po golu i asyście uzyskali Saku Koivu i Andriej Markow, a trzykrotnie asystował Aleksiej Kowaliow. W barwach Islanders swój debiut w NHL zaliczył Sean Bentivoglio. To już trzynasty debiutujący w NHL w tym sezonie gracz Islanders.
Canadiens wyprzedzili w tabeli Wschodu New York Rangers dzięki porażce tych ostatnich z Carolina Hurricanes 2:4. Dwa gole dla Huraganów zdobył Chad LaRose, a gola i asystę Eric Staal. "Canes" ustanowili klubowy rekord wygrywając dziesiąty z rzędu mecz u siebie, awansowali na 4. miejsce w Konferencji Wschodniej i są coraz bliżej pierwszego występu w play-offach od 2006 roku gdy zdobywali Puchar Stanleya.
Na ósme miejsce w Konferencji Zachodniej awansowali St. Louis Blues, którzy pokonali 5:4 Detroit Red Wings. Absolutnym bohaterem meczu był David Backes. Gracz Blues, który nigdy dotąd nie zdobył w NHL nawet hat tricka tym razem trafił aż czterokrotnie i dał swojej drużynie nadzieję na pierwsze od 2004 roku play-offy. Po golu i dwóch asystach dla Czerwonych Skrzydeł uzyskali Niklas Kronwall i Nicklas Lidström.
Na czoło Northwest Division po wygranej 2:1 nad Dallas Stars wrócili Calgary Flames, którzy jednocześnie zapewnili sobie awans do play-offów. Bramki zdobyli Jarome Iginla i Craig Conroy, a broniąc 29 strzałów Miikka Kiprusoff wygrał swój 44. mecz w sezonie, co daje mu pod tym względem pierwsze miejsce w NHL. Szanse Dallas Stars na awans do play-offs są już tylko iluzoryczne - Gwiazdy muszą wygrać ostatnie cztery mecze i liczyć na niezwykle korzystny układ innych wyników.
Anaheim Ducks wygrali po rzutach karnych z Vancouver Canucks 6:5. Decydujący rzut karny wykorzystał Corey Perry, który wcześniej strzelił gola i uzyskał asystę, a po dwie bramki zdobyli Teemu Selänne i najskuteczniejszy debiutant NHL (54 punkty), Bobby Ryan. Canucks, dla których po golu i dwóch asystach uzyskali Daniel i Henrik Sedinowie mimo porażki zapewnili sobie awans do play-offów.
Phoenix Coyotes wygrali 2:1 z Los Angeles Kings i ostatecznie pozbawili rywali szans na grę w play-offach. Gola dla Kojotów zdobył Ed Jovanovski, który później asystował także przy zwycięskiej bramce Scottie`ego Upshalla. Obie drużyny już do końca sezonu będą grać tylko o prestiż.
Czytaj także: