Ta drużyna krzepnie po każdym takim boju i mamy ogromną satysfakcję z awansu. Zrewanżowaliśmy się Węgrom.
WŁODZIMIERZ SOWIŃSKI: W ubiegłym roku nie występował pan w reprezentacji ze względu na finał 2. Bundesligi. Jak więc postrzega pan tę drużynę?
PAWEŁ DRONIA: Tak naprawdę ta reprezentacja zmieniła swoje oblicze trzy sezony temu, stała się bardziej profesjonalna. Najważniejsze jest jednak to, że każdy z nas przyjeżdża na zgrupowania i zostawia wiele serca, z nadzieją na osiągnięcie możliwie najlepszych wyników. W tym wszystkim potrzeba cierpliwości, bo musimy nadrabiać utracony dystans. W kadrze jestem już 8 lat i wiem, jak to wszystko wyglądało wcześniej. Teraz mamy szeroką grupę kadrowiczów i każdy z nas chce się znaleźć w reprezentacji. Wyjechałem 3 lata temu do silniejszej ligi i tam podczas każdego treningu trwa taka rywalizacja o miejsce w drużynie.
Nie miał pan wiele czasu przed turniejem, bo przyjechał pan niemal w ostatniej chwili.
PAWEŁ DRONIA: Jeszcze w ubiegłą niedzielę grałem mecz ligowy i dopiero po nim przyjechałem do Katowic. Z kolegami odbyłem dwa treningi na lodzie i pakowałem się do Budapesztu. To jednak nie było żadną przeszkodą, bo pewne schematy gry ćwiczymy już od dawna. Ponadto od dwóch sezonów gramy w tym samym zestawieniu. Wcześniej moim partnerem w obronie był Rafał Dutka, zaś teraz Mateusz Rompkowski, ale atak zupełnie się nie zmienił: Krzysiek Zapała jako środkowy i dwaj skrzydłowi Tomek Malasiński i Marcin Kolusz. Wszyscy doskonale się rozumiemy.
Jak pan ocenia ten turniej?
PAWEŁ DRONIA: Znaliśmy doskonale potencjał tych zespołów. Estonia i Litwa są na niższym poziomie niż my i zwycięstwa nad nimi były obowiązkiem. Z Węgrami rywalizujemy od lat, więc znamy ich możliwości. Mają wielu zawodników występujących w jednym zespole w austriackiej lidze EBEL. Spodziewaliśmy się trudnego meczu i taki właśnie był. Zaczęliśmy trochę nerwowo, ale w miarę upływu czasu było coraz swobodniej. Założenie było takie, by nie stracić gola i szukać swoich szans w kontratakach. Znakomicie bronił Przemek Odrobny. Całej gry obronnej też chyba nie musimy się wstydzić. Gdy doszło do dogrywki ani przez chwilę nie zwątpiłem w nasze zwycięstwo. Kiedy Krzysiek zdobył gola, byłem tego już pewny. Przed rokiem w Krakowie nie udało się nam, ale zrewanżowaliśmy się Węgrom na ich terenie. Dla nas wszystkich to duże osiągnięcie i kolejny bodziec do pracy przed następnymi występami.
Podczas MŚ w Katowicach również warto byłoby się pokazać z jak najlepszej strony.
PAWEŁ DRONIA: Już analizowałem terminarz ligowy i jeżeli mój zespół Fischtown Pinguins awansuje do finału, to będzie pewien kłopot. To oczywiście nic pewnego, ale gdybyśmy odpadli wcześniej, to przyjeżdżam nie na ostatnią chwilę, a już na zgrupowanie.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także: