Parafrazując słowa klasyka, można stwierdzić, że polski hokej jaki jest, każdy widzi. Nie jest tak słaby, żeby dostawać baty od drużyn z Nigerii czy Mongolii jak komentują niektórzy, nie jest też tak mocny, aby móc grać w rozbudowanej światowej elicie, jak twierdzą inni. Austriacy pokazali nam to dobitnie.
Tuż po kijowskim laniu, jakie sprawili nam potomkowie Mozarta, usłyszałem w radiu bardzo ciekawą wypowiedź Mariusza Czerkawskiego. Mówił o tym, że nie będzie w Polsce dobrego hokeja bez dobrej ligi. A liga nie może być dobra, jeśli mało w niej zaciętych spotkań. I rzecz jasna - kiedy brakuje jej porządnego zaplecza.
Mieszkam 100 kilometrów od najbliższego ośrodka hokejowego. Nidy nie uprawiałem tego sportu i moja wiedza o nim samym jest na poziomie przeciętnego Janusza. Ale jestem marketingowcem w dużej firmie i kibicem hokeja, co pozwala mi wypowiedzieć się głośniej na temat polskiej ligi hokejowej, dokładniej zaś jej marketingowego wizerunku. Uważam bowiem, że decyzje dotyczące kształtu ligi są po prostu złe.
Ekstraliga. Każda liga złożona z nieparzystej liczby zespołów wygląda dziwnie. Zwłaszcza, kiedy tym ogonkiem jest szkoła sportowa, i to jeszcze taka, której szczytem marzeń jest odniesienie choćby jednego zwycięstwa w rozgrywkach. Dezorganizacja kalendarza rozgrywek poprzez wprowadzanie pauzy dla kolejnych drużyn, mecze bez emocji i jakichkolwiek kibiców na "szkolnym" obiekcie. To obniża prestiż ligi. Czy wyjeżdżanie na lód z nastawieniem na porażkę, czegokolwiek uczy tych młodych chłopaków? Wątpię. Raczej oswaja ich z kolejnymi przegranymi.
System rozgrywek który pozwala "przebimbać" cały sezon regularny i mimo wszystko start w play offach, też jest słaby. Nie ma ciśnienia, nie ma presji wyniku, bo i tak to, co najważniejsze dziać się będzie później. Najlepszymi rozwiązaniami są czasami te najprostsze. Gramy w 10 i to jest maksimum, na jakie możemy sobie pozwolić. Do play off wchodzi 8 lub 6 drużyn, ostatni zespół żegna się z ligą. I tyle. Czołówka walczy o prestiż i rozstawienie, ale 2 lub 3 najsłabsze kluby grają z nożem na gardle i bronią się przed spadkiem.
No właśnie. Spadek z ligi. Musi być, jeśli ma mobilizować słabszych. Mobilizować zawodników, nie działaczy i księgowych.
Ciekawy jest za to obecny system rozgrywek o Puchar Polski, i lepszego chyba nie wyczarujemy. Kto jest w czołówce na półmetku, gra o trofeum. Dobre rozwiązanie.
Zaplecze ekstraligi, zwane obecnie pierwszą ligą musi istnieć, co do tego nie ma dwóch zdań. Choćby po to, aby było gdzie spaść z najwyższej klasy rozgrywkowej. Oraz po to, aby miały, gdzie grać takie ośrodki jak Poznań czy Dębica. Za słabe na najwyższy poziom, a jednocześnie zbyt mocne na rozgrywki amatorskie. Każdy klub na hokejowej mapie jest na wagę złota, dlatego na nowe ośrodki trzeba chuchać i dmuchać. Dla wspólnego dobra.
Kilka lat temu 1. liga wyglądała naprawdę ciekawie, jednak w ciągu zaledwie jednego sezonu wszystko się zawaliło. W efekcie mieliśmy dwa lata temu najdziwniejsze ligowe rozgrywki na świecie – z udziałem dwóch drużyn zaledwie. Obecnie mamy pięć drużyn i jest to absolutne minimum, aby te rozgrywki miały jakikolwiek sens, aby ich uczestnikom chciało się w ogóle startować. Nad rozbudowaniem tej ligi musi myśleć PZHL oraz całe środowisko hokejowe. Idealnym rozwiązaniem byłoby w tej sytuacji przesunięcie do tych rozgrywek pierwszej drużyny SMS. Dla Zagłębia i Torunia przybyłby w tym momencie wymagający rywal, a i wizerunkowo byłoby to lepsze dla tej ligi. Bo 6 to już nie 5. Różnica niby niewielka, ale jednak istotna. Gdyby jeszcze zdecydowały się na start Krynica lub Sanok (na widnokręgu jest jeszcze przecież ŁKH Łódź), to mielibyśmy już w miarę przyzwoitą 1. ligę. I tylko przez te pierwsze może wieść droga do ekstraklasy. Droga na skróty poprzez dzikie karty jest nie tylko niesportowa, ale jak pokazuje życie, szczęścia także nie przynosi. Na "dzikie karty" mogą pozwolić sobie rozgrywki złożone z klubów o wielkich i stabilnych budżetach oraz bardzo mocnym zapleczu organizacyjnym. Czyli nie u nas.
Dlatego smuci mnie postawa Sanoka i Krynicy, że "albo ekstraklasa, albo nic". Na skróty dobrej ligi nie zbudujemy. Jeśli wszyscy mieliby tak myśleć, to nie byłoby pierwszej ligi, a i połowa ekstraklasy mogłaby się wycofać, skoro nie ma szans na medale...
Każdy marketingowiec wie, że nawet słaby towar da się zapakować w dobre opakowanie. A wówczas lepiej smakuje on klientowi. Z polskiego hokeja można na pewno wyrzeźbić coś więcej niż obecnie. Muszą być jednak zachowane przejrzystość i konsekwencja. Póki co, trochę tego naszemu hokejowi brakuje.
Czytaj także: