Alan Łyszczarczyk miał zostać kolejnym Mariuszem Czerkawskim. Stało się jednak inaczej. Nasze nadzieje musiały zasnąć głębokim snem zimowym na kilka ładnych lat, a jakichkolwiek widoków na poprawę sytuacji nie widział nikt. Nie sądziłem, że dożywam takiego stanu rzeczy, ale być może kraj między Odrą a Bugiem może doczekać się następcy bramkostrzelnego Czerkawskiego czy szczękołamnego Oliwy. Czy to koniec wspominania, że w NHL 99 można było pograć Peterem Sidorkiewiczem urodzonym w Polsce? Czy najlepsza liga hokejowa świata może wkrótce zmuszona być ze względów finansowych udostępnić transmisje w Polsce?
Wysoki numer w drafcie dobrze rokuje?
Maciaś trafił do WHL z tak zwanego „import draftu” czyli naborze zawodników spoza Ameryki Północnej. Media podniecały się, że Polaka wybrano z 15. numerem i w ogóle Orzeł Biały pogryzie tego Orła od Amerykanów i zasiądzie na tronie hokeja światowego. No to uwaga.
Wielu zawodników z Europy wybieranych z tym numerem nie miało zbyt wiele szczęścia. Jedno kończyli z powrotem w macierzystych klubach, inni nie mieli nawet okazji pokazać co potrafią. Maciaś może jednak stać się bardzo ładnym wyjątkiem potwierdzającym regułę. Dlaczego? Mariusz czy Krzysiek byli odstępstwami. O ile „Marre” zakrawał na wysokie loty w NHL, o tyle Oliwa z początku nie zakrawał nawet na mega wybitnego „ochroniarza”.
Póki co najlepsza liga świata zapewne nic nie wie o Krzyśku, a pojedynczy skauci dopiero próbują wymówić nazwisko z dziwacznym ogonkiem nad literą s. Może się to jednak zmienić jeśli naszemu rodakowi nie zabraknie determinacji, a póki co zdaje się, że chłopak postawił wszystko na jedną kartę i stara się, by nasze sportowe podniety nie kończyły się na Lewym i „guwniarze z paletkom”.
Jaka kolejna nadzieja polskiego hokeja?
Przez długi czas brakowało nam jakichkolwiek nazwisk. Chociaż takich, byśmy mogli czasem się oszukiwać, czasem okłamywać, że będzie dobrze. Byli tacy, którzy z faktu, że Patryk Wronka trenował z Connorem McDavidem czynili potencjalny argument to walki Patryka o miejsce w składzie drużyny za Oceanem. Wspomniany „Łycha” był zgłoszony do draftu i mocno chcieliśmy wszyscy wierzyć, że ma szanse na nabór, jednak realia były takie, że szanse te były naprawdę iluzoryczne. Pozostało nam więc wspominanie, że Marcin Kolusz został wybrany w drafcie przez Minnesota Wild dwie dekady temu. Nawet nie mówimy już o Adamie Borzęckim (moim zdaniem najlepszym polskim obrońcy ever), który otarł się o NHL grając dla Syracuse Crunch (AHL, bezpośrednie zaplecze NHL).
„Borzena” i „Kolos” dali nam wtedy wiele nadziei. Maciaś rozbudza ją ponownie dzięki stylowi gry no i fakcie, że na zawodnika wychowała go nasza południowa granica.
Nie dawajmy sobie spokoju!
Obecnie najbliżej nam do NHL dlatego, że Maksymilian Szuber jest prospektem Arizona Coyotes (choć reprezentuje Niemcy) a Nick Sakiewicz, mówiący ciągle po polsku Chief Business Officer pracuje dla… Arizona Coyotes. Takie polskie akcenty muszą nam w teorii wystarczać od bardzo bardzo dawna.
Czy więc warto przejmować się i w ogóle zajmować jakimś Krzyśkiem Maciasiem?
Oczywiście, ku***, że warto!
Nasz papież, nasz Maciaś
Jeśli w połowie tego artykułu przerwałeś czytanie, żeby naubliżać mi w komentarzach lub wiadomości prywatnej, to ten fragment czytasz, bo Cię do niego odesłałem i słusznie czujesz się jak idiota. Pora wszak udowodnić, że Krzysiek jest najlepszym materiałem na zawodnika NHL, jakiego mieliśmy od niepamiętnych już czasów. Być może jest to jakiś skrajny optymizm, ale Maciaś jest imponującym zawodnikiem i robi wrażenie na kanadyjskich mediach. To bardzo wiele jak na chłopaka, który „może staremu polecieć po piwo” dopiero od niespełna dwóch lat.
Polski hokej ukształtował Maciasia
Tak, mówię to bez cienia przesady. Zresztą polski hokej tak samo ukształtował chociażby Cale'a Makara, Matta Dumbę a nawet Leona Draisaitla i Connora McDavida? Tzn. co zrobił? Nic nie zrobił, na nic nie wpłynął i nie próbował kształtować. NHL, SHL czy DEL usiane są zawodnikami, którzy mogą naszej kochanej lidze spokojnie podziękować za to, że ta ominęła ich jak śmierć omijała domy z odpowiednim oznaczeniem na drzwiach.
Czeski hokej zrobił z Maciasia zawodnika na światowym poziomie. „Ale to dzięki grze w reprezentacji Polski Maciaś będzie w WHL” Tak, to dokładnie tak samo jak Czerkawski zrobił karierę w NHL dzięki reprezentacji. Faktycznie, ich talent i wybijająca się gra w ofensywie nie miały nic do tego. Idąc tym tropem, Patryk Wronka powinien być na okładce NHL 24. To tak nie działa, proszę państwa.
Co z tego, że WHL?
Nic, absolutnie nic. Poza tym, że w tej lidze grał niejaki Connor Bedard czyli złote dziecko hokeja, które zasili szeregi Chicago Kyle Bea…. to znaczy Blackhawks. Pewnie, że to może nic nie oznaczać. Wszak Wayne Gretzky w żadnym naborze nie brał udziału, a coś tam ugrał. No to dodam, że WHL miało największą reprezentację zawodników wybranych w 2023 roku w pierwszej rundzie naboru do NHL (sześciu zawodników). Co najmniej pięciu jest w pierwszej rundzie od jakichś 17 lat.
Maciaś zagra w Prince Albert Raiders, która to ekipa „wyhodowała” niejakiego Kyle'a Chipchurę (1. miejsce w drafcie NHL), Chrisa Phillipsa (4. miejsce w drafcie NHL), niejakiego Mika Modano (1. miejsce) czy morderczego Dava Mansona. Jeśli to dla was prehistoria, to z obecnych nasuwa się snajper z kraju kwitnącej imigracji czyli Leon Draisaitl. Ten ostatni dokonał rzeczy wielkiej, ponieważ dość powiedzieć, że każda drużyna WHL może mieć JEDYNIE DWÓCH importowanych zawodników. Maciaś został zatem jednym z DWÓCH zawodników ze starego kontynentu, których Prince Albert może u siebie gościć.
Dlaczego Maciaś pasuje do NHL?
Krzysiek ma 19 lat, a zatem według zasad WHL ma na pokazanie się z jak najlepszej strony jedynie rok (20 lat to górna granica wieku). Ma też 181 cm wzrostu i waży 86 kg. To nie jest monstrualny rozmiar ale 19-latkowie mają to do siebie, że jeszcze rosną. Co więcej, Krzysiek zdecydowanie „ma szybkość” więc jest spora szansa, że nie będzie ustępował umiejętnościami jazdy na łyżwach. Fakt, że jeździ według czeskiej myśli szkoleniowej tylko pomaga (dość powiedzieć, że w drużynie Maciasia będzie chociażby Matěj Kubiesa z Frydka-Mistka). Nasz rodak nie będzie musiał martwić się też o to, że zostanie oddelegowany do tak zwanej brudnej roboty. W Prince Albert znalazł się bowiem wybrany w 4. rundzie przez Arizona Coyotes Terrell Goldsmith – defensor, który w wieku 18 lat waży ponad 100 kilogramów i istnieje po to, by grać w obronie i krzywdzić rywali.
Maciaś ma też dosyć arogancki styl gry, który za Oceanem przyjmuje się wręcz idealnie. Krzysiek jest w stanie przerzucić rywala przez bandę, objechać sam połowę lodowiska, by uzyskać piękną asystę czy w końcu strzelić z absolutnie zerowego konta i poważnie obniżyć notowania bramkarza, któremu właśnie to zrobił. Wykorzystuje w pełni wszelkie atuty, jakie ma, a jeśli da gwarancję, że będzie się starała jeszcze nieco „urosnąć”, to na jego usługi w NHL mogą znaleźć się chętni. Póki co Maciaś określany jest jako „depth scorer” w WHL, czyli zawodnik, który będzie w stanie dosypać trochę dodatkowych punktów. Jednak ma on zdecydowanie większy potencjał i jeśli nie pożre go presja krótkiego czasu, jaki czeka go w WHL, to może tam sporo namieszać.
Co więcej, reprezentant Polski wydaje się być po prostu przyjemną i pozytywną postacią. O ile może to nie mieć znaczenia dla regularnego kibica, o tyle dla wszelkiej maści skautów ma to znaczenie kardynalne. Wielu zawodników pogrzebało swoje szanse dzięki braku wychowania, pysze czy zwyczajnemu chamstwu. Krzysiek jawi się jako gość bez kompleksów, ale też bez syndromu Shane’a Wrighta, czyli bez konieczności wyjmowania przyrodzenia i mierzenia go za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawia się konkurencja.
Podsumowując, ja wskakuję na wagonik kibiców Maciasia i radzę Wam to samo. Niech chłopak czuje wsparcie z kraju kwitnącej cebuli i niech mu wiedzie się z każdej możliwej strony.
Czytaj także: