Vegas Golden Knights znaleźli się tuż nad przepaścią, gdyż ich rywalom brakuje już tylko jednej wygranej do zakończenia rywalizacji. Jak zatem sytuację ocenia trener zespołu, Gerard Gallant?
- Myślę, że ostatni mecz to był naprawdę ciężki, twardy bój i graliśmy dobrze. Mogliśmy już we wczesnej fazie 1.tercji prowadzić 2:0. Moim zdaniem musimy ciężko dalej pracować, iść tą drogą, którą szliśmy w ostatnim meczu, tyle tylko, że bez tych kilku przestojów, które nam się przytrafiły – takimi słowami trener „Rycerzy” podsumował grę swojego zespołu w meczu numer 4 finałowej serii, który zakończył się wygraną Washington Capitals 6:2.
Spotkanie mogło potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby występujący w roli gości przybysze z Las Vegas wykorzystali okazje, które były ich udziałem w pierwszych minutach meczu. Dla Gallanta ta niefrasobliwość właśnie była iskrą, która rozpaliła późniejszy pożar - Moim zdaniem pierwsze 10 minut meczu zagraliśmy dobrze. Mieliśmy dwie świetne sytuacje bramkowe. Holtby wykazał się niezwykłym kunsztem kilka razy, a poza tym nie trafiliśmy do pustej bramki. Taki jest hokej. Jedyne czego nam brakowało to umieścić krążek w siatce, co oczywiście jest najważniejszą sprawą. Nie mogłem powiedzieć chłopakom, że zagrali źle. Ale pierwsze 10 minut było naprawdę bardzo dobre. Potem złapaliśmy karę, a Waszyngton to wykorzystał i musieliśmy gonić wynik.

Zespół „Złotych Rycerzy” wykorzystał już do maksimum margines błędu. Po 4 meczach przegrywa 1-3 co oznacza, że każde następne potknięcie skutkować będzie zdobyciem Pucharu Stanleya przez Washington Capitals. Jaka jest zatem recepta na to, by przedłużyć szanse debiutantów na dalszą walkę? - Musimy wyjść i zacząć tak jak w ostatnim meczu. Musimy być dobrze przygotowani do gry. Mecz odbędzie się w naszej hali, a zatem myślę, że nie będzie presji na nas. Wyjdziemy, żeby stoczyć twardy bój i dobrze się przy tym bawić. Zobaczymy, co się wydarzy.
Szkoleniowiec drużyny z Las Vegas docenia kunszt rywali i ma świadomość klasy przeciwników - Waszyngton to dobra drużyna. Ich pierwsza formacja jest naprawdę piekielnie mocna, co sprawia, że gra przeciwko nim zapada w pamięć. To jest prawdziwa bitwa na lodzie, a my staramy się w niej wypaść najlepiej jak umiemy.
54-letni szkoleniowiec skomentował przebieg ostatniego spotkania, które nie było jednak zdaniem Gallanta naszpikowane błędami jego podopiecznych i nie wymagało dużych korekt przed czwartkową batalią - Moim zdaniem nie było zbyt wielu rzeczy, o których musiałem rozmawiać z zespołem. Wyszliśmy w ostatnim meczu na lód i zaczęliśmy grać tak jak to zaplanowaliśmy. Mieliśmy bardzo dobre momenty w grze. Oczywiście, trzy bramki stracone w osłabieniu zraniły nas. Podjęliśmy walkę, odrabiając częściowo straty. Zrobiło się już 2:4. Potem straciliśmy piątą bramkę, choć uważam, że powinna być orzeczona kara. Później strzelili jeszcze raz, no i wygrali cały mecz.
Gallant oczekuje od swoich podopiecznych lepszej gry w defensywie, która powinna działać szczelniej i nie dopuszczać do tylu sytuacji strzeleckich rywali - Pozwoliliśmy oddać rywalom 23 strzały, ale ten wynik mógł być dla nas jeszcze bardziej korzystny. Skoro jednak daliśmy im tyle okazji strzeleckich, to powinniśmy być lepsi w defensywie. Ale tak jak powiedziałem, w ostatnim meczu zrobiliśmy krok do przodu jeżeli chodzi o etykę pracy i ofensywę.

Czytaj także: