W 40. kolejce Polskiej Hokej Ligi GKS Tychy przegrał na wyjeździe z GKS-em Katowice 0:2. Piąta odsłona „Śląskiej Wojny” rozgrywana była przy komplecie publiczności i dostarczyła wielu emocji. – O wyniku zdecydowały detale, jak gol stracony przez nas w przewadze – zaznaczył Radosław Galant, środkowy tyszan.
Oba zespoły przystąpiły do spotkania z seriami zwycięstw: GieKSa wygrała pięć poprzednich meczów, a tyszanie trzy. Śląskie w pokonanym polu zostawiły też Re-Plast Unię Oświęcim, która przez ostatni miesiąc byłą liderem PHL.
Pierwsza tercja to prawdziwe „hokejowe szachy”. Żaden z zespołów nie chciał się za bardzo odkryć i w tej odsłonie bramek nie oglądaliśmy, choć trzeba przyznać, że dobrych okazji nie brakowało. W drugiej tercji wynik spotkania, podczas gry w osłabieniu, otworzył łapiący ostatnio drugi oddech Anthon Eriksson, który wykorzystał błąd obrońców i w sytuacji sam na sam zaskoczył Tomáša Fučíka. Od 27. minuty było zatem 1:0 dla gospodarzy.
W trzeciej tercji wynik spotkania 2:0 ustalił niezawodny ostatnio Patryk Wronka. W końcówce spotkania, po wycofaniu Fučíka z tyskiej bramki, szczęścia próbował Mateusz Bepierszcz, lecz oddał strzał do „pustaka” z pozycji spalonej i sędziowie zdecydowali o tym, iż bramka nie zostanie uznana.
– O losach spotkania zdecydowały małe rzeczy, detale. Szczególnie ta pierwsza bramka, stracona w przewadze. Myślę, iż to był klucz do zwycięstwa w tym spotkaniu. Był to mecz bardzo wyrównany, na jedną, maksymalnie dwie bramki różnicy. Spotkanie rodem z fazy play-off. Wielka szkoda, że nie udało nam się dziś zdobyć punktów. Mieliśmy słupek, była też poprzeczka. Cóż, pracujemy dalej. Wyjeżdżamy z Katowic na pewno z podniesionymi głowami, po dobrym meczu w wykonaniu obydwu drużyn – ocenił Radosław Galant.
Od sześciu spotkań tyszanie grają pod batutą nowego dyrygenta – Andrieja Sidorienki. Zapytaliśmy kapitana tyszan o tę zmianę.
– Trener od początku wymaga od nas pełni zaangażowania, pracy całą piątką z tyłu oraz z przodu. Staramy się wykonywać zadania stawiane przez trenera. Mamy teraz dłuższe treningi i wszystko idzie w dobrym kierunku, chcemy namieszać w tym sezonie – odpowiedział doświadczony środkowy.
– Wcześniej również była radość z gry w hokeja, lecz po przyjściu trenera Sidorienki, morale jednak wzrosło i ta radość również jest większa. Wcześniej zupełnie brakowało nam skuteczności, którą staramy się jak najszybciej odzyskać. Zresztą po ostatnich meczach widać, że w tym aspekcie coś drgnęło. W meczu z GieKSą niestety się nie udało, ale będziemy pracować, by grać coraz lepiej. Postawiliśmy liderowi PHL trudne warunki – zaznaczył wychowanek KTH Krynica.
Dla Radosława Galanta obecny sezon jest znacznie lepszy niż poprzedni. W 32 meczach obecnego sezonu strzelił 10 bramek i zanotował 7 asyst, a w poprzednim zaksięgował 16 punktów w 45 spotkaniach.
– Bardzo się cieszę z gry w tym sezonie, ponieważ jest ona na pewno lepsza niż w poprzednim. W końcu wróciła forma fizyczna na lodzie! Niech tak zostanie i wtedy będzie tylko lepiej. Ja cały czas wierzę w siebie i w to, iż mogę grać jeszcze lepiej i dawać drużynie jeszcze więcej – powiedział Radosław Galant.
Trójkolorowi zajmują na razie piąte miejsce w tabeli, ale do plasującego się na czwartym miejscu JKH GKS-u Jastrzębie tracą cztery punkty. Ekipa z piwnego miasta chce sprawić niespodziankę w fazie play-off.
– Jestem przekonany, iż namieszamy w tych play-offach! Eksperci na nas nie stawiają, ale może to dobrze, bo zmniejszy to presję na drużynie. Jesteśmy moim zdaniem mega mocną drużyną i stać nas na sprawienie dużej niespodzianki w najważniejszej fazie sezonu – zakończył 31-letni środkowy.
Czytaj także: