GKS Tychy w 11. kolejce TAURON Hokej Ligi uległ na wyjeździe drużynie GKS-u Katowice 0:3. Wydarzenia na lodzie podsumował kapitan drużyny z piwnego miasta, Filip Komorski.
HOKEJ.NET: – Jak podsumujesz dzisiejsze spotkanie?
Filip Komorski: – Bardzo słabo weszliśmy w ten mecz. Tracimy bramkę już w 16. sekundzie, później kolejna bramka i 2:0. Wiatr w żagle dla katowiczan, a my niczym chłopcy, rozbieramy się po nokdaunie. Mieliśmy swoje szanse, mieliśmy przewagi przy wyniku 2:0, gdybyśmy którąś wykorzystali lub strzelili bramkę grając 5 na 5, to mecz byłby bardziej emocjonujący. Katowiczanie do końca grali bardzo odpowiedzialnie w swojej tercji, nie dawali nam zbyt dużo możliwości, żeby tę bramkę zdobyć. Dzisiaj bez punktów wracamy do domu.
Czego w takim razie zabrakło do odniesienia zwycięstwa?
– Wszystkiego tak naprawdę, można by wymieniać po kolei.
Rywale was czymś zaskoczyli? A jeśli tak, to czym?
– Niczym nas nie zaskoczyli, sami siebie zaskoczyliśmy. Wiedzieliśmy jak dobrym zespołem jest GieKSa. Przecież to zespół, który od wielu lat jest w czubie polskiej ekstraligi. Niedawno graliśmy z nimi finał, więc wiemy jak ciężko się gra w Katowicach, jak chłopaki z Katowic mają "skrzydła" na ich lodowisku. Spodziewaliśmy się, że przeciwnik pójdzie po nas bardzo mocno, agresywnie i to nas nie zaskoczyło. Zaskoczyło nas to, jak niewystarczająco przygotowani weszliśmy w ten mecz.
Co zawiodło w tych pierwszych pięciu minutach, zostaliście w szatni czy katowiczanie lepiej weszli w spotkanie?
– Wydaję mi się, że nasze błędy. Nie chcę nic odbierać katowiczanom, ale zagrali tak, jak się spodziewaliśmy po porażce z Polonią w domu. Wiedzieliśmy, że rzucą się na nas, żeby zmazać tę plamę na honorze. Wiedzieliśmy, że pójdą agresywnie. Nasza głowa nie była w odpowiednim miejscu, nie była skupiona, nie byliśmy przygotowani na to, żeby walczyć dzisiaj o punkty.
Rozmawiał: Karol Pankiewicz
Czytaj także: