Komorski: Pokazaliśmy, że umiemy walczyć pod presją
O obronie mistrzowskiego tytułu, udanej grze w formacjach z obcokrajowcami i przywileju... ogolenia bujnej brody rozmawiamy z Filipem Komorskim, najlepiej punktującym zawodnikiem fazy play-off. – Wreszcie będę wyglądał jak człowiek – uśmiechnął się 27-letni środkowy.
HOKEJ.NET: – Gdy rozmawialiśmy przed fazą play-off zadałem Ci pytanie, na które nie chciałeś odpowiedzieć. Pytałem wówczas o to, czy obrona tytułu mistrzowskiego będzie trudniejsza niż zdobycie go po trzyletniej przerwie. Dziś odpowiedź na to pytanie wydaje się już znana.
Filip Komorski, napastnik GKS-u Tychy: – Obrona mistrzowskiego tytułu kosztowała nas naprawdę wiele. To było dwadzieścia naprawdę bardzo trudnych i wymagających spotkań, z których dwa trwały dwa razy dłużej niż regulaminowe sześćdziesiąt minut. Naprawdę nie wiem, jak to wszystko przetrwaliśmy.
Kilka razy w Waszych rywalizacjach było bardzo gorąco.
– W każdej serii byliśmy już nad przepaścią, a jednak pokazaliśmy, że umiemy walczyć pod presją. Wielu stawiało na nas krzyżyk, skreślało nas, ale podnosiliśmy się i walczyliśmy dalej. Cóż, nasz trud został nagrodzony. To coś pięknego.
W szóstym meczu finału play-off znów musieliście gonić wynik.
– Na tym etapie sezonu, przy dwóch tak silnych drużynach, decydujące może być nawet najmniejsze potknięcie. Owszem, znów jako pierwsi straciliśmy bramkę, ale wydaje mi się, że z przebiegu meczu zasługiwaliśmy na to, żeby wyrównać. Może pod koniec pierwszej odsłony dopisało nam szczęście, bo guma odbiła się od Patryka Noworyty, a potem wpadła do siatki. Niemniej trzeba pamiętać, że w hokeju suma szczęścia zawsze równa się zero. Potem Kuba Witecki przeciągnął Miroslava Kopřivę i to my objęliśmy prowadzenie. Nie oddaliśmy go do samego końca. Jestem w szoku i nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć?
Możesz dodać też, że jesteś dumny, bo okazałeś się najlepszym strzelcem i najlepiej punktującym zawodnikiem fazy play-off.
– Cieszę się z tego faktu. Jestem dumny, że mogłem grać w tej drużynie i pomogłem jej obronić tytuł mistrzowski. To dla mnie naprawdę fajne wyróżnienie. Faza play-off to faza mistrzowska, dlatego jestem zadowolony, że zarówno drużynowo, jak i indywidualnie kończę ją na szczycie.
Krakowskie fatum też odeszło w niepamięć. Siódmy finał z Cracovią okazał się tym szczęśliwym, magia liczb zadziałała.
– Przegraliśmy z „Pasami” już wiele finałów. Największym pechowcem w naszej drużynie był Adam Bagiński, który pamiętał je wszystkie. Dodatkowo nas motywował i zachęcał do walki. Udało się i wszyscy jesteśmy z tego dumni.
W tym sezonie miałeś okazję grać głównie z obcokrajowcami. Wpierw z Tomášem Sýkorą i Andrijem Michnowem, a później z Glebem Klimienką i Aleksiejem Jefimienką.
– Taka była decyzja naszego trenera. Jestem dumny z tego, że we mnie wierzył i dał mi szansę grać z obcokrajowcami. Staram się od nich czerpać jak najwięcej. Ale przecież po to przychodzą do naszej ligi, żebyśmy się od nich uczyli, czerpali z ich doświadczenia. Cieszę się też z tego, że ufają mi, chcą ze mną grać i nie jestem dla nich takim piątym kołem u wozu.
Co zrobisz z brodą? Żona poznaje Cię jeszcze w domu?
– Broda jest dramatyczna. Nie dość, że ruda to jeszcze tak długa. Wreszcie się ogolę i będę wyglądał jak człowiek. Ludzie nie będą mi już wrzucali drobniaków, gdy będę przechodził koło sklepu, więc na pewno się cieszę (śmiech).
Kolejnym celem będzie powołanie do reprezentacji?
– Chciałbym. Mistrzostwo to był cel klubowy, ale wiadomo, że zawsze co roku po tych klubowych rywalizacjach chce się jechać na mistrzostwa i pokazać się z dobrej strony na arenie międzynarodowej. Na pewno ten play-off kosztował mnie sporo sił i sporo zdrowia. Liczę, że dojdę do siebie, bo chciałbym dać tej reprezentacji jak najwięcej.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze