GKS Tychy w 40 kolejce TAURON Hokej Ligi pokonał 2:1 JKH GKS Jastrzębie i wykonał ważny krok w kierunku zdobycia pierwszego miejsca po sezonie zasadniczym. Przez całe spotkanie mogliśmy oglądać zaciętą rywalizację obu ekip. To spotkanie podsumowaliśmy wspólnie z Filipem Komorskim, kapitanem trójkolorowych i strzelcem zwycięskiej bramki.
HOKEJ.NET: – Jak oceniasz dzisiejszy mecz z JKH GKS-em Jastrzębie?
Filip Komorski, kapitan GKS-u Tychy: – Był to bardzo wyrównany mecz. Wyglądał poniekąd jakby był jednym ze starć play-offów. Było dużo gry w destrukcji, z naszej strony bardzo dobra defensywa, chociaż jastrzębianie również bardzo dobrze się bronili. Na szczęście dla nas kończymy ten mecz zwycięstwem z trzema punktami.
Które aspekty gry przeważyły o rezultacie spotkania?
– Wydaje mi się, że przeważyła nasza cierpliwość i konsekwentność w grze. Kiedy JKH zmniejszyło nasze prowadzenie wkradło się trochę nerwowości w nasze szeregi, lecz po chwili zaczęliśmy grać z powrotem na pełnych obrotach. Staraliśmy się kontrolować krążek i jeśli przeciwnik się otwierał wychodziliśmy do sytuacji bramkowych. Pod koniec meczu Alan Łyszczarczyk fantastycznie wyszedł sam na sam, ale trafił niestety w słupek. Szkoda ostatnich dwóch minut, kiedy graliśmy w przewadze i daliśmy się ponieść nerwom. Poskutkowało to niepotrzebnym faulem w tercji ofensywnej. Kotłowało się przez chwilę pod naszą bramką, wielkie brawa dla Tomáša Fučíka, który fenomenalnie bronił. Reasumując był to hokej play-offowy, a emocje były do końca.
Spodziewaliście się takiego przebiegu gry. A może pojawił się element, którym ekipa Róberta Kalábera was zaskoczyła?
– Nie zaskoczyli nas, oni są bardzo mocnym i dobrze poukładanym zespołem. Wiedzieliśmy, że gra się z nimi ciężko. Myślę, że każdy się zgodzi z faktem, że ekipa z Jastrzębia-Zdroju jest waleczna, dobrze gra systemowo oraz potrafi strzelać z niewygodnych dla obrońców i bramkarza pozycji. Spodziewaliśmy się takiego hokeja, staraliśmy im się przeciwstawić i udało się.
Twoja bramka okazała się być kluczową, jak ta cała akcja sfinalizowana posłaniem gumy między słupki wyglądała z twojej perspektywy?
– Szybko wyszliśmy z tercji defensywnej, można powiedzieć na dwa kontakty. Ja do Alana Łyszczarczyka, natomiast on jednym podaniem do Rasmusa Heljanko, który wyjechał sam na sam. Jechałem za nim do końca, aby asekurować tę akcję. Znając jego umiejętności byłem pewien, że trafi. Akurat tak się stało, że wyłożył mi krążek do pustej bramki. To cieszy, że przejechałem te kilkadziesiąt metrów i tak jak powiedziałeś zdobyłem ostatecznie kluczową bramkę.
Jak wygląda Twoje nastawienie przed zbliżającym się intensywnym okresem czasu? W ciągu najbliższego tygodnia czekają was ciężkie dwa wyjazdy do Krakowa i Katowic, później domowe starcie z Zagłębiem Sosnowiec. W zasadzie to nie koniec, ponieważ później kadra i po jej zakończeniu wyjazd do Torunia.
– Z jednej strony jest to ciężkie, ale z drugiej strony cieszymy się, bo początek stycznia był dla nas mało obfity w mecze. Wiadomo, że jest to też potrzebne, to idealny czas, aby coś przepracować, zregenerować się albo wyleczyć drobne urazy. Chociaż tak jak wyglądało to przez ostatnie trzy tygodnie, gdzie mieliśmy jeden mecz tygodniowo ciężej nam jest utrzymać "flow" na lodzie.
Podsumowując ciężki terminarz przed nami, ale bywały cięższe. Głównie skupiamy się na jednym meczu do przodu i odpowiednio się nastawiamy, żeby nie zaplątać sobie niepotrzebnie głowy myślami do przodu. Przed nami wyjazd do Krakowa, będzie to wymagający mecz, ale jedziemy tam po zwycięstwo.
Rozmawiał: Wojciech Piech
Czytaj także: