Konsekwencja, spryt i skuteczność
Już dziś GKS Tychy rozpocznie zmagania w półfinale Pucharu Kontynentalnego. Mariusz Czerkawski w rozmowie z naszym portalem ocenił poprzednią rundę, a także wskazał, na co tyszanie muszą zwrócić szczególną uwagę.
O poprzedniej rundzie
- Po drugim meczu, przegranym po dogrywce z HDD Jesenice 1:2 byłem wkurzony. Ale nie tylko ja. Widziałem, że z zawodników emanowała złość. Bardzo ważne, że przekuli ją na zwycięstwo w ostatnim meczu z DVTK Jegesmedvek Miszkolc. Naprawdę ręce same składały się do oklasków. W końcu zagrali skutecznie i wykorzystali gry w przewadze. O tym wiele się mówi, ale niemal wszyscy mają z tym ogromny problem.
Za pierwszą rundę wyróżniłbym Jaroslava Kristka. Imponował spokojem, zdobył ważne bramki i dobrze współpracował z Martinem Vozdeckym i Patrykiem Kogutem. Nieźle radził sobie także atak z doświadczonymi Adamem Bagińskim, Michałem Woźnicą i Jarosławem Rzeszutką. Pokazali, że można na nich liczyć.
O mankamentach w grze
- Tu zwróciłbym uwagę na fakt, że tyszanie zbyt często odwiedzali ławkę kar. W meczu z Jesenicami było tych wykluczeń zdecydowanie za dużo. Owszem z Miszkolcem też się zdarzały, ale już nie w takich ilościach. Przede wszystkim nie można łapać kar w tercji ofensywnej, bo to brak odpowiedzialności. Dwa takie wykluczenia zarobili choćby Mateusz Bepierszcz i Kamil Kalinowski.
O turnieju półfinałowym
- Wydaje się, że wszyscy rywale prezentują podobny poziom. Czasem zdarza się tak, że pierwsza faza rozgrywek jest znacznie trudniejsza od tej drugiej. Czy tak będzie w tym przypadku? Życzyłbym tego sobie, ale i zawodnikom GKS-u.
Niezwykle ważna na tym etapie będzie konsekwencja w grze. Hokej jest takim sportem, w którym cały czas trzeba myśleć i na bieżąco analizować sytuację. Wyprzedzać ruch przeciwnika, krótko mówiąc - okazać się od niego sprytniejszym.
Do tego dochodzi również skuteczność i umiejętność rozgrywania przewag. Pewnie wielu powie, że wałkujemy ten temat bez przerwy, ale tak rzeczywiście jest. Poza tym, wiele zależeć będzie także od golkipera. Przed Štefanem Žigárdym naprawdę trudne zadanie.
Komentarze