W latach 1933-37 Witold Hulanicki był prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i choć niczym szczególnym dla dyscypliny się nie wsławił, to jego życiorys jest bardzo ciekawym materiałem na film sensacyjny. Z niezbyt miłym zakończeniem.
Wśród wielu znanych postaci związanych w mniejszej lub w większej skali z hokejem aspekty czysto sportowe nie odgrywają dominującej roli. Weźmy na przykład Keanu Reevesa, znakomitego hollywoodzkiego aktora, który w młodości grał w hokeja, a w ubiegłym roku spełnił swoje marzenie, podpisując jednodniowy kontrakt z drużyną OHL, Windsor Spitfires. Petr Čech choć całkiem niedawno próbował swoich sił między słupkami na lodowej tafli i to na profesjonalnym poziomie, to zdecydowanie bardziej kojarzony jest z podobną funkcją na zielonej murawie i uchodzi za jednego z najlepszych golkiperów na świecie naszych czasów. Politycy? A i owszem, bo przecież nie da się ukryć wielkiej pasji do hokeja przywódców Rosji i Białorusi.
Z naszego podwórka najsłynniejszym przykładem takiej osobistości jest chyba były reprezentacyjny bramkarz, Paweł Łukaszka, olimpijczyk, który wybrał kapłaństwo. O karierze hokeisty marzył też inny ze słynnych nowotarżan, aktor Bartłomiej Topa, który w młodości zachwycał się sukcesami "Szarotek". Pozostańmy w Nowym Targu, by wspomnieć o Stanisławie Snopku, komentatorze telewizyjnym, który sam kiedyś stwierdził, że nie dostał się do Podhala, bo za słabo jeździł na łyżwach.
Trudno powiedzieć z jakiego powodu we wrześniu 1934 roku prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie został Witold Hulanicki. Polityk, w szczególności dyplomata, silnie związany ze środowiskiem piłsudczykowskim. Urodził się w Kijowie, a do służby w Ministerstwie Spraw Zagranicznych wstąpił w latach 20. poprzedniego stulecia. Jego kariera wystrzeliła po przejęciu władzy przez sanację. Był pracownikiem kontraktowym MSZ, później prowizorycznym referentem, gdy resortem kierował August Zaleski, późniejszy prezydent Polski na uchodźstwie, który przeszedł do historii jako najdłużej urzędujący prezydent w historii.
Służbę dyplomatyczną na placówce Witold Hulanicki rozpoczął w 1928 w Londynie. Pracował tam do lipca 1934 roku kolejno na stanowiskach prowizorycznego wicekonsula, w służbie stałej, aż wreszcie kierownika konsulatu RP w Londynie. Gdy latem wrócił do Polski nic nie wskazywało jeszcze na to, że zostanie działaczem hokejowym. Kontynuował bowiem pracę w resorcie spraw zagranicznych, a we wrześniu został powołany na stanowisko prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
Ówcześnie to, że ludzie związani z polityką i wojskiem pełnili wysokie stanowiska w organizacjach sportowych, nie było niczym niezwykłym. Chyba najsłynniejszym działaczem sportowym międzywojnia był płk Kazimierz Glabisz, który piastował funkcję prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej i przewodniczącego Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Jednocześnie kierowanie związkami sportowymi najczęściej nie było jedynym zajęciem takich osobistości. Kolejny z działaczy, płk dyp. saperów Aleksander Bobkowski był nie tylko wojskowym, ale też prezesem Polskiego Związku Narciarskiego i II wiceministrem komunikacji. Zakładał w 1921 r. Polski Związek Łyżwiarski i był jego prezesem, a na stanowisku na krótko zastąpił go gen Józef Haller.
Hulanicki objął funkcję prezesa w momencie, kiedy początkowy entuzjazm wokół młodej, widowiskowej dyscypliny sportu wyraźnie zelżał. Słaby występ reprezentacji Polski na MŚ w 1933 roku w Pradze – biało-czerwoni wygrali tylko jeden mecz i zajęli dopiero siódme miejsce, ex aequo z Węgrami – spowodował, że rok później, po raz pierwszy od powstania reprezentacji, nie wysłaliśmy drużyny na mistrzostwa świata do Włoch. Zdecydowały nie tylko względy sportowe, ale też ekonomiczne. Wielki kryzys w światowej gospodarce, datowany na lata 1929-33, w Polsce przeciągnął się o kilkanaście miesięcy.
Zadaniem nowego prezesa był powrót reprezentacji na światowe salony i to się udało. W tamtych czasach za wysyłanie sportowców na zagraniczne imprezy odpowiadało MSZ. Hulanicki, jako wieloletni pracownik tej instytucji, zdołał zorganizować środki i nasza drużyna narodowa pojechała w styczniu 1935 roku do Szwajcarii. Nie było łatwo, o czym świadczy fakt, że pieniędzy starczyło tylko na wyjazd do Davos. Drużyna nie pojechała na planowane, 10-dniowe tournée, które miało się odbyć przed mistrzostwami, i pomóc w zgraniu zespołu, a ostatni mecz przed czempionatem rozegrała niemal rok wcześniej. Nic dziwnego, że występ zakończył się klapą. 10. miejsce było najniższym z dotychczasowych. Roczny rozbrat ze światową czołówką dyscypliny, która rozwijała się w zastraszającym wręcz tempie, okazał się aż nadto znamienny.
W 1936 roku Polacy pojechali na ZIO do Garmisch-Partenkirchen. Mistrza Polski, z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych, nie wyłoniono. Drużyna znów nie była dobrze przygotowana do rywalizacji na najwyższym poziomie, choć to, że nie awansowaliśmy do II rundy turnieju było spowodowane komicznym i stronniczym sędziowaniem w meczu, przegranym 1:2, z Austriakami. Nie wiadomo dlaczego wielka postać światowego hokeja na lodzie, Belg Paul Loicq, który był jednocześnie prezesem światowej federacji, tak ordynarnie skręcił nasz zespół, który finalnie zakończył turniej na 9. miejscu.
Na początku 1937 roku Witold Hulanicki objął rolę zastępcy szefa propagandy w wydziale prasowym MSZ, a według informacji z 20 stycznia zamieszczonej w „Kurjerze Warszawskim” został mianowany, z dniem 1 marca, na stanowisko konsula generalnego RP w Jerozolimie, w Brytyjskim Mandacie Palestyny. Tak skończyła się przygoda z Polskim Związkiem Hokeja na Lodzie osobistości, która przede wszystkim odnajdywała się w roli dyplomaty. Nie da się jednak ukryć, że Hulanicki był personą w wielkim świecie obytą, członkiem sanacyjnej elity. Ojcem chrzestnym jego pierwszej córki, urodzonej w grudniu 1936 r. Barbary, do której jeszcze wrócimy, został sam marszałek Edward Śmigły-Rydz, czyli człowiek, który choć formalnie nie pełnił eksponowanych stanowisku, to faktycznie był najważniejszą osobą w państwie.
Bilans sportowy prezesury Witolda Hulanickiego w PZHL wypada blado, bo składają się na nią dwa niezbyt udane występy. Co do innych aspektów, to tak naprawdę niewiele wiadomo. W trakcie, gdy rządził on związkiem padały pomysły, by w miejsce mistrzostw Polski, rozgrywanych na zasadach eliminacji i turnieju finałowego, wprowadzić rozgrywki ligowe. Nie doszło do tego, a nowym prezesem PZHL został inny dyplomata i pracownik MSZ, Piotr Kurnicki.
Do 1940 r. Witold Hulanicki był konsulem generalnym RP w Jerozolimie. Został wówczas odwołany przez premiera Władysława Sikorskiego na fali, jak pisze Piotr Zychowicz w artykule na łamach „Uważam Rze”, antysanacyjnych rozliczeń. Były prezes PZHL podjął wówczas współpracę w władzami Mandatu Palestyny. Gdy po wojnie trwał proces tworzenia państwa Izrael, na terytorium mandatowym wrzało, jak w ulu. Był to również czas pewnych rozliczeń, których jedną z ofiar został Witold Hulanicki.
Pod koniec lutego 1948 roku były prezes PZHL został zamordowany wraz ze Stefanem Arnoldem, dziennikarzem, szefem Polskiej Agencji Telegraficznej w Jerozolimie, przez członków organizacji terrorystycznej Lechi, walczącej o niepodległość Izraela. Polacy zostali zwabieni na rzekome spotkanie z wierchuszką, a dzień później ich ciała, ze związanymi rękoma, zostały odnalezione w Szejk Badr, na przedmieściach Izraela. Odpowiedzialnością za morderstwo obciążono Lechi, która miała wykonać wyrok na Hulanickim i Arnoldzie za współpracę z Aramani, ale od samego początku coś w tym wszystkim się nie zgadzało.
Otóż Hulanicki przed laty znał się doskonale, a nawet pozostawał w przyjaźni z twórcą tej organizacji, Awrahamem Sternem, którego Brytyjczycy zastrzelili w 1942 roku w Tel Awiwie. Bojówkarze „Gangu Sterna”, jak nazywano Lechi, szkoleni byli w Polsce przez instruktorów Wojska Polskiego, m.in. pod Łodzią i w okolicach Andrychowa. Wszystko organizował Hulanicki, który był wówczas najważniejszą osobą w kontaktach polsko-żydowskich. To on stał za tym, że rząd Polski, w osobie szefa MSZ, Józefa Becka, rozmawiał i podpisywał umowy z liderem ruchu syjonistycznego, Zeewem Żabotyńskim. Polska była wówczas za utworzeniem państwa Izrael i była skłonna pomagać w tym militarnie, a także zorganizować i zapłacić za emigrację 1,5 mln Żydów do Palestyny, którzy następnie mieli stworzyć tam armię narodowowyzwoleńczą.
Jest zatem wielce nieprawdopodobne, że Hulanicki po kilku latach zmienił front i zaczął być zwolennikiem Arabów, a jednocześnie przeciwnikiem Izraela. Wiadomo jednak, że Lechi szukała dowodów przeciwko Hulanickiemu przez rok. Ślad o nagonce na byłego prezesa PZHL znajduje się również w polskiej prasie, a konkretnie w PPR-owskim „Głosie Ludu”, w którym zarzucono Hulanickiemu organizację antykomunistycznej arabskiej agencji informacyjnej.
To, że Witold Hulanicki był zatwardziałym antykomunistą nie ulega najmniejszej wątpliwości. Lechi, z kolei, była organizacją skrajnie prawicową i jest to kolejny dowód na to, że „Gang Sterna” nie miał żadnych, poza rzekomymi, powodów, by wykonać na polskim dyplomacie wyrok śmierci. Rzekomość tego czynu, wszystko na to wskazuje, została umiejętnie sfabrykowana. Przez Sowietów.
Gideon Remez, słynny izraelski badacz z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, a także pomnikowa postać, jeżeli chodzi o dziennikarstwo w tym kraju, wiele lat po śmierci Witolda Hulanickiego nie pozostawił wątpliwości:
– Nasze wnioski są takie, że to co się stało, było klasycznym przypadkiem, w którym Sowieci albo zmanipulowali Lechi do wykonania swojej brudnej roboty, możliwe że poprzez podrzucenie dowodów, albo Lechi działała celem przypodobania się Sowietom – powiedział podczas seminarium na ten temat, które zostało zorganizowane przez polską ambasadę w Tel Awiwie.
***
Trzeba przyznać, że wątek hokejowy wobec reszty życiorysu Witolda Hulanickiego nie odgrywa znaczącej roli. Lecz jednak podobnie, jak w przypadku niedawnego naszego tekstu o Bogdanie Tyszkiewiczu, trudno opędzić się od myśli, że gdyby dyplomata został przy sporcie, to nie spotkałby go taki koniec. Z drugiej jednak strony pamiętać należy, w jakich czasach wszystko miało miejsce. Hulanicki wojnę spędził w bezpieczniejszym miejscu niż okupowana Polska, choć to właśnie tam, z rąk Żydów z sowieckiej inspiracji, spotkała go śmierć.
Witold Hulanicki osierocił troje dzieci, które po morderstwie przeniosły się do Wielkiej Brytanii. Najstarsza z nich, Barbara, została bardzo wpływową projektantką mody światowej sławy, a także bizneswoman. W jej kreacje ubierali się m.in. Mick Jagger i Dawid Bowie. Projektowała również wnętrza. W 2012 roku została uhonorowana przez królową Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego.
Czytaj także: