Tak brutalny przebieg półfinałowej rywalizacji kibiców "Trzech Koron" nie nachodził z pewnością nawet w najczarniejszych snach. Szwedzi na oczach przeszło 12 tyś. kibiców zostali rozbici przez Amerykanów 2:6. Dla Szwedów to drugi z rzędu turniej mistrzostw świata, na którym ich marzenia o złocie zostają pogrzebane na etapie półfinału.
Pomiędzy turniejem rozgrywanym w Szwecji i Danii, a ubiegłorocznym czempionatem można postawić wspólny mianownik w postaci rosnącego z każdym spotkaniem apetytu Szwedów na tytuł mistrzowski. Zespół "Trzech Koron" mocno chwalony był za styl gry jaki prezentował w fazie grupowej. Wielu dziennikarzy bez wahania wskazywało zatem gospodarzy jako głównego pretendenta do złota.Co więcej, do półfinałowej rywalizacji Szwedzi przystąpili uskrzydleni udanym rewanżem na Czechach, którzy przed rokiem przekreślili ich marzenia o wielkim finale. Zebrani w Avicii Arenia kibice nie mieli zatem wątpliwości, że jedynym scenariuszem na sobotę jest zwycięstwo i wywalczenie sobie przepustki do niedzielnego finału. Amerykanie choć w oczach krytyków nie zbierali aż tylu słów uznania za swój styl gry, to w ćwierćfinale zdołali wbić aż pięć bramek dobrze broniącym dostępu do własnej bramki Finom i wyrzucić ich za burtę mistrzowskiego turnieju. Szwedzcy defensorzy z pewnością wiedzieli doskonale, że w szeregach Amerykanów jest grono zawodników, których warto utrzymywać na radarze. Jednak fakt, że pierwszy cios zada Brady Skjei, mógł ich nieco zaskoczyć. Dla obrońcy Nashville Predators był to powiem pierwszy zdobyty punkt. 31-latek mając krążek na niebieskiej linii nie zdecydował się na silne uderzenie, lecz sprytnym strzałem z nadgarstka zaskoczył Jacoba Markstroma. Jeszcze przed końcem pierwszej tercji, w 18. minucie trybuny w Sztokholmie raz jeszcze uciszył Cutter Gauthier, który podwyższył prowadzenie Amerykanów.
Po przerwie spodziewaliśmy się zobaczyć gospodarzy, którzy będą podkręcać tempo spotkania i poszukiwać kontaktowej a następnie wyrównującej bramki. Ta odsłona jednak również należała do ekipy zza oceanu. Amerykanie wystrzegali się własnych błędów i do tego doskonale wiedzieli co robić z krążkiem pod szwedzką bramką. Po trafieniach Conora Garlanda z 32. minuty i Mikeya Eyssimonta z 38. minuty jeszcze przed końcem drugiej tercji stało się jasne, że Szwedzi będą potrzebować cudu, aby wrócić do gry o korzystny rezultat.
Na trzecią tercję Sam Hallam zdecydował się między słupki zadysponować między słupki szwedzkiej bramki Samuela Erssona. Ofensywny impas gospodarze przełamali dopiero w 47. minucie, gdy szybką akcję pierwszej formacji strzałem do odsłoniętej bramki wykończył William Nylander. 41. sekund później mocniej niż zgrzewka Red Bulla, Avicii Arenę wybudził Elias Lindholm, który ponownie pokonał Jeremiego Swaymana. Szwedzki zryw został jednak zgaszony w 52. minucie, gdy Jackson Lacombe zdobył piątą bramkę dla USA. Wszelkie nadzieje pogrzebał w 56. minucie Shane Pinto golem do pustej bramki. Wymowna cisza towarzysząca ostatnim minutom spotkania najlepiej oddawała skalę rozczarowania z jaką przyszło się zmierzyć całemu szwedzkiemu środowisku hokejowemu w związku z zakończeniem marszu po złoto już na etapie półfinału.
Szwecja – USA 2:6 (0:2, 0:2, 2:2)
Bramki: 47' Nylander (Andersson, Karlsson), 48' Lindholm (Wennberg) – 7' Skjei (Pinto), 18' Gauthier (Pinto, Smith), 32' Garland (Cooley, Skjei), 38' Eyssimont (Beniers, LaCombe), 52' LaCombe (Nazar), 56' Pinto.
Sędziowali: Schrader, Campbell – Wyonzek, Hynek.
Strzały: 29:28.
Widzów: 12 530.
Szwecja: Markström (41. Ersson) – Brodin, Sandin, Andersson, Edvinsson, Larsson, Pettersson, Gustafsson – Raymond, Karlsson, Nylander – Forsberg, Backlund, Lindholm – Johansson, L. Carlsson, Zibanejad – Wennberg, Lundeström, Heineman – Frödén. Trener: Hallam.
USA: Swayman – LaCombe, Werenski, Peeke, Skjei, Kesselring, Vlasic, Buium – C. Keller, Garland, Cooley – Beniers, Thompson, Nazar – Pinto, Gauthier, Smith – O'Connor, Eyssimont, McCarron – Doan. Trener: Warsofsky.
Czytaj także: