Dla Naprzodu Janów, klubu z bogatą przeszłością, to kolejny powrót do ekstraligi, dlatego trudno do niego odnosić miano beniaminka. Janowianie stracili miejsce w ekstralidze, gdyż nie otrzymali licencji na grę w Polskiej Hokej Lidze, ale w poprzednim sezonie – w I lidze - wygrali rywalizację z faworyzowanym Zagłębiem Sosnowiec i wrócili tam, gdzie ich miejsce.
Dla Naprzodu Janów, klubu z bogatą przeszłością, to kolejny powrót do ekstraligi, dlatego trudno do niego odnosić miano beniaminka. Janowianie stracili miejsce w ekstralidze, gdyż nie otrzymali licencji na grę w Polskiej Hokej Lidze, ale w poprzednim sezonie – w I lidze - wygrali rywalizację z faworyzowanym Zagłębiem Sosnowiec i wrócili tam, gdzie ich miejsce. Różnego rodzaju perturbacje, jakie towarzyszyły Naprzodowi w ostatnich latach, jeszcze bardziej wzmocniły i zjednoczyły miejscowe środowisko.
Tata czeka...
Podczas poniedziałkowego, wieczornego treningu na lodzie było 5 formacji oraz 3 bramkarzy. Pod względem liczebnym imponująco to wyglądało, tym bardziej że w drużynie niemal połowa zawodników pracuje i dopiero po godzinach spotyka się na treningach. Wśród nich są górnicy, policjant, szefowie własnych biznesów, pracownicy różnych spółek prywatnych. Oczywiście są tacy, którzy uczą się lub studiują. Tak na dobrą sprawę zawodowcami są tylko obcokrajowcy.
Dla Marka Pohla (24 września skończy 46 lat!), patrzącego z okna dużego pokoju na „Jantor”, to już będzie 28. sezon i... chyba nie ostatni. Na co dzień pracuje w kopalni „Wieczorek”. Po szychcie, obiad, obowiązkowa drzemka i w końcu... trening. I tak to już prawie 15 lat. Trudno sobie wyobrazić ten zespół bez takiego kapitana.
- Swego czasu zadeklarowałem, że chciałbym zagrać w jednej drużynie z moim synem Patrykiem (17 lat; gra w juniorach młodszych - przyp.red.) i te słowa podtrzymuję - śmieje się sympatyczny zawodnik, zwany przez kolegów „Ernestem”, który przeszedł już nie tylko do historii klubu, ale również rodzimego hokeja. - Patryk już mnie przerósł, choć na razie jest chudziną. Robi jednak postępy, jest więc nadzieja, że może kiedyś wskoczy do kadry zespołu i spełnią się moje marzenia. Na razie czekam...
Humory dopisują
Pohl wraz z Adrianem Parzyszkiem to dwie ikony obecnego Naprzodu, ale towarzyszy im kilku zawodników z bogatym stażem ligowym oraz doświadczeniem z różnych lodowisk.
- Solidnie pracowałem nad formą w okresie przygotowawczym i nie zamierzam odpuszczać żadnego meczu - deklaruje „Ernest”. - Jak będą trudności podczas dalszych wyjazdów (Gdańsk - przyp. red.), to wezmę urlop z pracy. Ciężko nam będzie mierzyć się z zawodowymi drużynami, ale nie zamierzamy nikomu odpuszczać. Dla nas każdy punkt będzie niezwykle cenny i z każdego będziemy się cieszyli. Na razie myślimy o utrzymaniu się, ale w trakcie sezonu zawsze cele można zmienić.
- Pewne jest, że na lodzie do grzecznych nie będę należał. Nie będę również wypisywał mandatów... Ale gdyby ktoś po zakończonym meczu źle zaparkował... - śmieje się powracający do drużyny [Łukasz Kulik], który na co dzień jest policjantem.
- Może dobrze się stało, że dostaliśmy solidne lanie w ostatnim meczu kontrolnym (4:11 z Polonią Bytom), bo to nas trochę otrzeźwiło - uśmiecha się Marcin Jaros, wychowanek Unii Oświęcim, który ostatnio grał w Zagłębiu, a w tym sezonie znów dołączył do Janowa. - To nas zmobilizuje przed inauguracyjnym meczu w... Bytomiu.
Szału nie ma
Lokalna społeczność mocno się mobilizuje, bo po latach przerwy znów dojdzie do derbów miasta. Akcje Tauronu KH GKS Katowice stoją wyżej, ale miejscowi zapewniają, że chcą godnie się zaprezentować na tle zamożniejszego rywala.
Zespół jest już prowadzony przez sportową spółkę. Na jej czele stoi Arkadiusz Jasiak, ale nie jest tajemnicą, że Janusz Grycner, szef MUKS Naprzodu, również jest zaangażowany w pracę. Od strony organizacyjnej (czytaj: finansowej) klub nigdy nie należał do mocarzy i teraz też tak jest, choć miasto zadeklarowała pomoc...
- Liczymy każdy grosz, acz - jak mówi młodzież - szału nie ma - uchyla rąbka tajemnicy prezes Grycner. - Sezon nie jest zagrożony, a chcielibyśmy w nim uczestniczyć jak najdłużej. Zdaniem Jana Szedy, czeskiego napastnika, będzie trwał do 7 kwietnia, bo to ostatni termin meczu o mistrzostwo kraju. Mówię o tym trochę przekornie, bo on do tego dnia ma podpisany kontrakt. Chcielibyśmy uniknąć gry o utrzymanie się... To wszystko jednak się okaże po dwóch miesiącach gry, bo wówczas poznamy sportową wartość poszczególnych drużyn.
Hokeiści Naprzodu Janów mają rację twierdząc, że od początku trzeba będzie gromadzić punkty, by później nie szorować po dnie.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także: