Niektórym odebrało rozum
- To jest coś okropnego co się dzieje w polskim hokeju. To już nie farsa, to tragedia. Trzeba bić na alarm, by ratować resztki tego co zostało – mówi żywa legenda polskiego hokeja, Walenty Ziętara, o aktualnej sytuacji w rodzimym hokeju.
- W mojej 50- letniej hokejowej karierze po raz pierwszy doszło do takiej sytuacji, że ludzie, którzy powinni działać dla dobra hokeja, doprowadzają dyscyplinę do upadku – rozwija myśl 11-krotny mistrz Polski i tyleż razy uczestnik mistrzostw świata, 3-krotnie wybierany najlepszym hokeistą w Polsce, uczestnik igrzysk olimpijskich, który w roli szkoleniowca pracował w Szwajcarii i we Włoszech. – Mamy skłócone środowisko, które nie wiadomo o co walczy. Nie wiem przy czym upiera się Związek. Związkowi działacze powinni robić wszystko dla podnoszenia poziomu i popularyzacji polskiego hokeja, by coraz więcej było klubów, zawodników i kibiców. Do tego potrzeba jasnego i długofalowego programu. Jest zgoła odwrotnie. Kluby upadają, młodzi zawodnicy wieszają łyżwy na kołku. Wszystko robi się pod kątem własnych interesów. Chce się tworzyć ligę zawodową, ale na wariackich papierach, bez merytorycznego i prawnego przygotowania. Powstaje Dream Team, twór na dziwnej zasadzie, bez programu. Pytam się: Po co? Zatrudniono dwóch trenerów rosyjskich z górnej półki, którzy mieli uzdrowić nasz hokej, a tylko go skłócili. Zarabiają takie pieniądze, że doprowadzają go do ruiny. 1,2 mln. złotych, to pieniądze, za które śmiało można byłoby na lata zbudować świetny program dla młodzieży, która, za 8- 10 lat, pomogłaby wydobyć dyscyplinę z przepaści. Tymczasem wydajemy duże pieniądze i najwyżej przesuniemy się o jedno „oczko” wyżej w światowym rankingu. W sytuacji jaka się wytworzyła, to zapewne nawet tego nie będzie. Możemy nawet spaść.
- Liga ruszy?
- Mam nadzieję, że rządzący polskim hokejem wreszcie otrzeźwieją. Na razie wygląda jakby stracili rozum. Nie można się upierać przy lidze zawodowej, jeśli jest źle przygotowana. W żadnej lidze zawodowej nie ma tak, by drużyny płaciły i utrzymywały ją, a nie miały nic z tego. W krajach, w których ligi zawodowe funkcjonują od lat, bezsprzecznie kluby wpłacają udziałowe, ale liga ta ma specjalny zespół ludzi, którzy zajmują się marketingiem i wpływy dzielone są na kluby. U nas kluby muszą wszystko zapłacić i poszukać sobie sponsora. Inne są regulaminy, inne też zasady.
- Kluby mają rację, że nie przystąpiły do PHL?
- Oczywiście. Za co mają płacić drużyny? „Dzikie karty”. Po co? Żeby Związkowi pomóc załatać dziurę budżetową? Pokryć długi? Prezes się upiera i straszy, że w lidze zawodowej zagrają dwie drużyny. Co to ma wspólnego z troską o hokej? Co to ma wspólnego z podnoszeniem poziomu?
- Jakie jest wyjście z tej patowej sytuacji?
- Liga powinna grać pod szyldem PZHL i na podstawie jego regulaminu. W miejsce Zagłębia wchodzi Podhala jako finalista play off. Jeśli Hałasik na siłę chce wprowadzić do rozgrywek Dream Team, to nic nie stoi na przeszkodzie, by była to liga open. Kto ma budżet ten gra. Może grać Opole, Toruń, Gdańsk… Może być 16 zespołów i po rundzie wstępnej podział na dwie grupy „silniejszą” i „słabszą”.
- To dlaczego Hałasik nie ogłosi ligi open, tylko tak bardzo się upiera przy lidze zawodowej?
- Nie wiem. Nie znam prezesa, który chyba wyskoczył z kapelusza i robi teraz przewrót. Podobno prowadził Płomień Sosnowiec, który sprowadził na manowce. Byłem zdziwiony, gdy go wybrano. Powinno się wybrać człowieka z środowiska, który ma pojęcie o dyscyplinie.
- Nie obawiasz się, że jeśli liga nie będzie grała, to sponsorzy mogą się odwrócić od dyscypliny, do klubów?
- Mogą. Działacze powinni mieć to na uwadze. Hałasik i jego grupa powinni sobie zdawać sprawę, że sytuacja jaką stworzyli bije w bilanse klubów. Że odbija się to szerokim i negatywnym echem. Sponsorzy widząc zamieszanie i walki między działaczami, mogą pewnym momencie wycofać się. Powiedzą: „walczcie sobie sami, bez naszych pieniędzy”.
- Lekarstwem jest odwołanie prezesa Hałasika i zarządu?
- Najwyższa pora, by do tego doszło, żeby w naszym hokeju zaczęło się dziać coś pozytywnego. Od roku wszystkie działania są negatywne. W tej sytuacji złożyłem rezygnację z Rady Trenerów, bo nie miała żadnych kompetencji i perspektyw. Nie zamierzałem ten bałagan firmować swoim nazwiskiem.
- Dojdzie do Nadzwyczajnego Walnego Sprawozdawczo – Wyborczego PZHL?
- Jeśli działacze mają „jaja”, to dojdzie. Jeśli będą lawirować, to źle wróży przyszłości dyscypliny.
Tekst Stefan Leśniowski
Komentarze