Po koszmarnym wypadku i śmierci Adama Johnsona coraz więcej lig wprowadza nakaz noszenia przez hokeistów ochraniaczy szyi.
Po tym, co wydarzyło się w fali Nottingham Panthers, władze brytyjskiej ligi EIHL wprowadziły obowiązek ochrony szyi przez wszystkich hokeistów grających pod jej auspicjami. Na razie działacze dają klubom czas na zakupy i doposażenie zawodników, ale od 1 stycznia 2024, taki sprzęt będzie już bezwzględnie obligatoryjny.
To, że inne ligi pójdą w ślady Brytyjczyków było tylko kwestią czasu. W środę Western Hockey League wprowadziła nakaz noszenia takich ochraniaczy dla wszystkich hokeistów i dała klubom dwa dni, by dostosowały się do nowego przepisu. Zawodnicy mają je mieć na sobie zawsze jak są na lodzie, również w trakcie treningów i rozgrzewek. Takie same przepisy wprowadziły też Ontario Hockey League i Quebec Major Junior Hockey League.
NHL na razie nie wymaga od swoich zawodników takich ochraniaczy, ale na 14 listopada zaplanowane jest spotkanie managerów klubów z kierownictwem ligi i już wiadomo, że co najmniej trzy organizacje zaczynają lobbować na rzecz wprowadzenia przynajmniej opcjonalnego noszenia tego typu osłon. Zarządy Pittsburgh Penguins, Washington Capitals i Carolina Hurricanes już zakupiły dla swoich zawodników te elementy stroju i wprowadzają je na czas treningów, by hokeiści mogli się do nich przyzwyczaić. Najbliżej decyzji o tym, by bezwzględnie wymagać od hokeistów noszenia ochraniaczy jest ekipa z Pittsburgha, w której barwach występował niegdyś Adam Johnson.
Warto wspomnieć, że urazy karku zdarzają się w hokeju niezwykle rzadko, ale przypadek Amerykanina nie jest, niestety, zupełnie odosobniony, chociaż jest pierwszą tego typu sytuacją, która bezpośrednio kosztowała życie zawodnika.
W 1989 roku, Clint Malarchuk, kanadyjski bramkarz Buffalo Sabres, został zraniony łyżwą w szyję i chociaż przeżył, nabawił się zespołu stresu pourazowego. Wpadł w alkoholizm, nie był też w stanie grać na poziomie sprzed wypadku i w 1996 roku zawiesił łyżwy na kołku. W 2008 roku, ranny w szyję został Richard Zednik z Floridsa Panthers, ale jego również uratowano i w kolejnym sezonie wrócił na lód.
Czytaj także: