– Mimo wszystko sprawiliśmy, że cały hokejowy świat przecierał oczy ze zdumienia i zadawał sobie pytanie: jak to możliwe, że hokejowa Afryka - jak do niedawna hokejowy świat myślał o polskim hokeju - potrafi tak grać, tak walczyć i zmusić do wysiłku najlepsze drużyny świata mające w składach gwiazdy ligi NHL? – pisze w swoim felietonie Grzegorz Piekarski, były reprezentant Polski i ekspert TVP Sport, który podsumował grę reprezentacji Polski w turnieju Mistrzostw Świata Elity.
Trudno podsumować udział naszej drużyny na tych mistrzostwach. Po po 22 latach powróciła ona grona najlepszych zespołów świata. Jest to tym bardziej wymagające zadanie, ponieważ widziałem, jak wiele wysiłku, zdrowia i potu zostawili nasi zawodnicy, a mimo to opuszczamy Elitę.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielką gorycz porażki musieli przełknąć moi koledzy, ale Panowie Zawodnicy opuszczacie najlepszą szesnastkę globu z wysoko podniesioną głową. W moim odczuciu pomimo, iż drużyna Róberta Kalábera spadła z Elity, to wygrała znacznie więcej. Swoją postawą nasi reprezentanci udowodnili całemu światu, że jesteśmy w stanie nawiązać walkę z hokejowymi potentatami. Chłopcy pokazali, że warto stawiać na polski hokej i polskich zawodników. Wygrali szacunek wielu kibiców, nie tylko tych z Polski, zdobyli też uznanie zawodników z najlepszej ligi świata, o czym świadczą wypowiedzi chociażby szwedzkiego kapitana Erika Karlssona, giganta defensywy formatu NHL. Pokonanie Polski nie przyszło łatwo takim drużynom jak Łotwa, Szwecja, Słowacja, Niemcy, czy USA. Ba, spotkania z naszą reprezentacją wymagały od wielkich zawodników wrzucenia „drugiego, a nawet trzeciego biegu”.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie byliśmy stroną dominującą w tych meczach, to nie my dyktowaliśmy warunki gry na lodzie i to nie my przeważaliśmy. Mimo wszystko sprawiliśmy, że cały hokejowy świat przecierał oczy ze zdumienia i zadawał sobie pytanie: jak to możliwe, że hokejowa Afryka - jak do niedawna hokejowy świat myślał o polskim hokeju - potrafi tak grać, tak walczyć i zmusić do wysiłku najlepsze drużyny świata mające w składach gwiazdy ligi NHL?
My, kibice patrząc na postawę Polaków odczuwaliśmy wielką dumę - pojawiały się w naszych domach i na trybunach w Ostrawie emocje, których od dziesiątek lat w polskim hokeju nie było. To, jak licznie kibice wspierali w Czechach naszych hokeistów tylko to potwierdza. Może ten turniej nie zakończył się dla nas tak, jak zakładaliśmy, ale być może - i mocno w to wierzę - będzie to początek nowego otwarcia w polskim hokeju. Czas najwyższy, aby w końcu doceniono w naszym kraju tę piękną dyscyplinę sportu, aby bardziej zainteresowały się hokejem osoby decyzyjne, które sprawią że polski hokej zacznie się rozwijać, a za tym pójdzie większe zainteresowanie mediów i napływ młodego, zdolnego pokolenia, bez którego nie mamy czego szukać wśród najlepszych drużyn świata. Jeżeli poprawi się infrastruktura, to znajdą się też środki finansowe niezbędne, by rywalizować na tym najwyższym szczeblu. Tylko uwaga - takie środki nie mogą być przekazywane na kolejne klubowe zakupy w obliczu gonitwy za sukcesem, bo to niestety nie przekłada się na poziom i rozwój reprezentacji.
Zostawiliśmy po sobie naprawdę dobre wrażenie w środowisku hokejowym, ale niestety za wrażenia nikt się jeszcze w Elicie nie utrzymał i nikt za wrażenia medalu nie dostał.
Te mistrzostwa udowodniły że staliśmy się zakładnikiem naszej ligi i naszego „hokejowego podwórka”. Stanęliśmy w obliczu poważnego dylematu, o którym już wielokrotnie mówiły wielkie hokejowe osobistości z Henrykiem Gruthem na czele. Liga Open zabija naszą reprezentację. Czołowe kluby w wyścigu po sukces zatracają się w kolejnych zakupach, zapominając o szkoleniu lub tłumacząc się regułką, że nie ma kogo szkolić!
Te mistrzostwa pokazały, iż aby utrzymać się w Elicie trzeba wyjść poza „strefę komfortu” naszej ligi. To poziom znacznie wyższy, który wymaga też znaczniej więcej niż standardy z TAURON Hokej Ligi. To prawda, że nasza liga jest atrakcyjniejsza tylko, co z tego jeżeli 70-80 procent czołowych polskich drużyn to obcokrajowcy? Jak mamy rywalizować w Elicie jak równy z równym, kiedy musimy wybrać z tych pozostałych 20-30%?
Tak naprawdę trener Róbert Kaláber wybierał skład na mistrzostwa z grona 40 zawodników. Czy to komfort dla trenera? Czy to są standardy selekcji, które obowiązują w czołowych reprezentacjach świata?
Jak mamy rywalizować w oparciu poniższe liczby, druzgocące w porównaniu do innych topowych drużyn:
Liczba zarejestrowanych zawodników w Polsce: 452 mężczyzn 452, 2983 zawodników młodzieżowych.
Dla porównania:
Kanada: 76 332 i 378 308
USA: 144 352 i 321 277
Szwecja : 12 559 i 51 491
Finlandia : 17 813 i 35 569
Szwajcaria :14 317 i 15 188
Czechy : 5092 i 20 503
Niemcy : 5681 i 15 357
Słowacja 1686 i 9237
Francja : 7372 i 9874
Nie trzeba być geniuszem, aby na podstawie tych liczb zrozumieć, z jakim problemem boryka się polski hokej i tym bardziej docenić, a zarazem uszanować postawę naszej drużyny. Celowo nie przytoczę liczb lodowisk w poszczególnych krajach, aby jeszcze bardziej nie przytłoczyć świadomości tego, w jakim miejscu jesteśmy. Biorąc pod uwagę te okoliczności, uważam, że to jak zaprezentowaliśmy się na Mistrzostwach Świata Elity to ogromny sukces.
Trochę dziwią mnie opinie, że zawiedliśmy, że zawiodła myśl szkoleniowa, że nie było pomysłu na grę, że za mało strzelamy na bramkę i że słabo pracujemy przed bramką. O przewagach już nie wspomnę. Oczywiście, każdy ma prawo do wyrażania swojej opinii, ale wydaje mi się że mimo wszystko - biorąc pod uwagę całokształt - są one niesprawiedliwe i krzywdzące.
Podkreślam - i czystym sumieniem mogę powiedzieć - że trener Kaláber wycisnął maksimum z naszej reprezentacji, bazując na polskich zawodnikach grających obecnie w Polsce i za granicą. Przypomnę w tym miejscu, że przed jego pracą było wiele nazwisk z hokejowego topu, którzy nawet nie zbliżyli się do wyników obecnej reprezentacji, nie wspomnę już o pozytywnych emocjach i dumie, jakich nam dostarczyła ta drużyna, a dysponowali podobnymi personaliami.
Pomijając wszystkie bolączki i wady polskiego hokeja, byliśmy bardzo blisko utrzymania się, lecz mimo wszystko czegoś zabrakło. Pomimo tego, że wszyscy spodziewali się że będzie bardzo ciężko utrzymać się w Elicie, to mecze z Łotwą, Szwecją, Niemcami, Słowacją czy ze Stanami Zjednoczonymi spowodowały, że każdy z dumą i niecierpliwością czekał na kolejne spotkanie, a w głowie każdego kibica coraz częściej gościła myśl „skoro postawiliśmy się gwiazdo, NHL to musimy i możemy wygrać z Francją czy Kazachstanem”
Niestety tak się nie stało. Dlaczego?
To jest temat do głębszej analizy i również podzielam słowa Róberta Kalábera po Mistrzostwach Świata Elity – pokazaliśmy, że potrafimy nawiązać walkę z topowymi drużynami świata, ale konieczne jest odmłodzenie drużyny. Potrzeba, aby najzdolniejsi młodzi zawodnicy rozwijali się lepszych ligach zagranicznych, aby podnosili swój indywidualny poziom, który później będzie stanowił o sile reprezentacji. Do tego bardzo istotna jest pomoc z zewnątrz, bo nie można zostawiać z tym wyłącznie rodziców młodych zawodników. Nie każdego stać na to, aby codziennie zawozić dziecko na trening do Czech lub na Słowację albo nawet opłacać szkolenie za granicą. Musi w tym wszystkim być pomoc i wsparcie państwa, ministerstwa sportu. A talentów w Polsce nie brakuje - te dziesięć dni w Ostrawie tylko to potwierdziły.
Niestety, bazując wyłącznie na naszej lidze i przenosząc najlepszy poziom z naszej ligi w konfrontacji z Elitą to zdecydowanie za mało. Jeżeli nie wyciągniemy wniosków z tego turnieju, to ogromny wysiłek i budująca postawa polskich zawodników pójdzie na marne.
Znając filozofię i etykę pracy Róberta Kalábera, wiem, że już myśli nad budową nowej drużyny i będzie miał przez to ogromny ból głowy. Czy drastycznie odmłodzić reprezentacje? Czy będzie można od tak od razu - i przede wszystkim kim - zastąpić niektórych czołowych, doświadczonych już wiekowo zawodników? Najpierw na pewno skupi się na analizie tego, co stało się w Ostrawie. Co zawiodło? Co można było zmienić? Co można było zrobić inaczej? To również dla niego jako szkoleniowca pierwszy turniej na takim poziomie.
Jedno jest pewne - motorycznie byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Nie odstawaliśmy szybkościowo od najlepszych. Potrafiliśmy wytrzymać wysoką intensywność w meczach ze Szwecją czy USA. Oczywiście, w meczu decydującym widać było, że brakowało już tego „ognia” i świeżości. Wysiłek, który zawodnicy włożyli we wcześniejsze mecze i ta wysoka intensywność musiała mieć wpływ na poziom regeneracji. Nieczęsto rozgrywa w ciągu 10 dni 7 meczów z najlepszymi na świecie. Już sam poziom związanych z tym emocji, nieporównywalny z mistrzostwami na szczeblu niżej, był dla zawodników czynnikiem obciążającym. Nie będę analizował teorii, że trzeba było odpuścić mecze z „trudnymi rywalami” i skupić się na tych ze „słabszymi”, aby się utrzymać w Elicie. Dlaczego? Bo takie podejście do sportu nie ma nic wspólnego z rywalizacją fair play, a poza tym znając charakter naszych zawodników i mentalność. a także etykę pracy trenera Róberta Kalábera i ambicje Leszka Laszkiewicza - takie podejście nie jest i nie będzie nigdy możliwe.
Podczas mistrzostw mieliśmy problem w grze 1 na 1, ale wydaje mi się, że był on większy w grze ofensywnej niż defensywnej. Ciężko było nam się utrzymać dłużej na krążku, nie mieliśmy swobody, a przede wszystkim czasu, by podejmować kluczowe decyzje, które decydowały o tym czy strzeliliśmy gola czy nie. Ułamek sekundy w Elicie, to dłuższa chwila w naszej lidze. To zmienia postać rzeczy i powoduje, że tych automatyzmów nie można nauczyć się z meczu na mecz. To później rzutuje na zbyt późno podjęte decyzje o strzale czy podaniu, a to jest kluczowe, żeby gola strzelić i zarówno aby gola nie stracić.
Mieliśmy problem z fizycznością przy bandach, ale to zrozumiałe, kiedy nagle z poziomu polskiej ligi zawodnicy muszą w tym elemencie rywalizować z czołowymi obrońcami lig NHL czy innych czołowych lig świata, którzy są czasami silniejsi, więksi i lepiej jeżdżą na łyżwach, a w dodatku dysponują doświadczeniem wyniesionym ze środowiska, gdzie grają na co dzień.
Zawodnicy ofensywni nie mieli podczas wszystkich meczów komfortu mając krążek na kiju w porównaniu do tego czego doświadczają w naszej lidze, a to z kolei wymusza na pozostałych partnerach z formacji większy wysiłek, mobilność,współpracę na co też potrzeba czasu i doświadczenia wynikającego z gry na takim poziomie.
Każdego z naszych bramkarzy należy pochwalić. Oczywiście, John Murray może nie popisał się przy pierwszym golu z Francją, ale ile wybronił innych niebezpiecznych strzałów? Ile razy utrzymał nas w grze podczas tych mistrzostw? Taki jest hokej i czasem wpadają też takie gole, jak ten pierwszy z Francją. Co ma powiedzieć szwedzki bramkarz Filip Gustafsson, który wpuścił gola Alana Łyszczarczyka po strzale oddanym zza bramki?
Myślę, że fajnym podsumowaniem gry naszych bramkarzy jest filmik z najlepszymi dziesięcioma obronami rundy zasadniczej, który pojawił się na w mediach społecznościowych Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie i profilom dedykowanym mistrzostwom.
W tym zestawieniu dziewiąte miejsce zajęła parada Tomáša Fučíka. Nasz golkiper popisał się fantastycznym refleksem po uderzeniu Stéphane’a Da Costy, która zmieniła oblicze tego spotkania i była impulsem do lepszej gry biało-czerwonych.
John Murray znalazł się w tej klasyfikacji na pierwszym miejscu. W 35. minucie popisał się kapitalną interwencją po strzale Brocka Nelsona, notując zresztą w tym meczu aż 53 skutecznych obron. Również David Zabolotny kapitalnie spisał się w starciu, czyli z głównym kandydatem do złota, czyli Szwecją, bo na 38 strzałów obronił 33, a biorąc pod uwagę poziom tej drużyny, jest to wynik naprawdę imponujący. David dał jasny sygnał swoją postawą, że zasłużył sobie na miejsce w tym turnieju. W ogólnym rozrachunku w statystykach obron po rundzie zasadniczej zajęliśmy na 16 drużyn dziewiąte miejsce ze skutecznością 89,06 procent, co jest wynikiem naprawdę niezłym, biorąc pod uwagę choćby fakt, że ćwierćfinalista tych mistrzostw Słowacja broniła ze skutecznością słabszą, bo 89,25. Inna sprawa, nad którą należy się pochylić, to pomysł jak sprawić, by coraz więcej polskich bramkarzy stanowiło o sile reprezentacyjnej bramki. Nie będzie niczym odkrywczym stwierdzenie, że aby grać na poziomie Elity trzeba mieć przede wszystkim bardzo dobrych bramkarzy. Defensywa to klucz na tym poziomie.
Dzisiejszy hokej defensywny to hokej oparty również na usposobieniu nie tylko stricte defensywnym. Równie ważne i cenione są umiejętności ofensywne. Wystarczy tylko popatrzeć na statystyki indywidualne kapitana Szwajcarów Romana Josiego, który występuje na co dzień w Nashvile Predators czy gracza Pittsburgh Penguins Erika Karlssona. Ten pierwszy jest zawodnikiem, który podczas tych mistrzostw przebywał najczęściej na lodzie bo średnio ponad 24 minut na mecz.
Naprawdę nie mamy się czego się wstydzić patrząc na grę naszych obrońców. Rywalizowali w pojedynkach 1 na 1 z wielkimi nazwiskami i wyglądało to bardzo dobrze. Oczywiście, że błędy się przytrafiały, ale na takim poziomie podobne popełniają Kanadyjczycy, Czesi czy Szwajcarzy. W przeciwnym razie mielibyśmy wyniki na tych mistrzostwach wyłącznie 0:0.
Największa bolączką naszej gry defensywnej jest organizacja gry, chodzi o moment, gdy mamy krążek na kiju. Nie jest to wyłącznie problemem naszych obrońców, ale całej drużyny. Czasu na podjęcie decyzji jest bardzo mało, bo praktycznie wszystkie zespoły grają bardzo aktywnie i na całej tafli lodu wywierają presję. To z kolei po pierwsze zmusza do większego zaangażowania i ruchu całej piątki na lodzie bez podziału na pozycję. Tu każdy zawodnik niezależnie od sytuacji na lodzie „jest pod grą”. Tak naprawdę zawodnik, który jest w posiadaniu krążka ma niejedną opcję do zagrania, a przynajmniej trzy do wyboru. Nie ma na lodzie zawodnika, który jest pasywny i nie jest zaangażowany w budowanie akcji, niezależnie czy jest to strefa defensywna, środkowa czy ofensywna. To ogromna różnica między Elitą a naszą ligą. A to wymaga nie tylko wydolności, kapitalnej jazdy na łyżwach, co bardzo wysokich indywidualnych umiejętności, których niestety nie da się nauczyć w naszej lidze. Dlatego tak istotne jest, aby najzdolniejsi i utalentowani zawodnicy, a jest ich zdecydowanie za mało, uczyli się tych nawyków w ligach, które mogą to zagwarantować.
Mimo wszystko na takim poziomie zagraliśmy bardzo solidnie. Nie lubię indywidualnych wyróżnień, bo uważam że hokej jest sportem drużynowym, ale chciałbym docenić grę dwóch zawodników naszej linii defensywnej. Pierwszy to Mateusz Bryk, który wciąż pokazuje, że ma ogromny potencjał, a jego gol w meczu z Łotwą dał nam jedyny punkt, jaki zdobyliśmy na tych mistrzostwach. Kolejnym zawodnikiem jest Marcin Kolusz. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że w wieku 39 lat można być w takiej dyspozycji i prezentować taki poziom. W moim odczuciu zawodnik kluczowy na tych mistrzostwach, który potrafił kontrolować krążek i organizować naszą grę. Kiedy wymagała sytuacja potrafił przytrzymać gumę, kiedy trzeba było zagrał dłuższe podanie czy nawet pewnie wybił krążek z własnej strefy. W żadnym wypadku jego bardzo dobrej postawy nie przekreślił błąd w meczu z Kazachstanem przy golu na 3:1. Taki jest hokej, że czasem wymaga odwagi w podejmowaniu ryzyka i kluczowej decyzji. Ciężko wyobrazić sobie naszą defensywę bez Marcina. Czy wyobrażam sobie „Kolosa” mającego 41 lat i grającego kolejne Mistrzostwa Elity? Tak, bo wątpię, aby za dwa lata ktoś z „młodych wilków” mógłby mu dorównać umiejętnościami.
Jeżeli chodzi o grę ofensywną i nasze dokonania na tych mistrzostwach, to mieliśmy bardzo trudne zadanie. Wspomniałem już o organizacji gry i o tym, jak mało czasu zawodnik ma na podjęcie decyzji.
Częściej goniliśmy za krążkiem niż byliśmy w jego posiadaniu. Na pewno nie jest to sytuacja komfortowa dla zawodników, którzy są przyzwyczajeni do posiadania krążka na kiju, mają czas, żeby go sobie przytrzymać, popatrzeć i przygotować się do strzału czy podania. Tu, na tym poziomie, tego czasu nie ma. Pewne czynności wykonuje się automatycznie. Nie jest łatwo wyjść na zmianę, która trwa pd 30 do 50 sekund, mając w posiadaniu krążek przez kilka sekund na kiju i zrobić z tego pożytek, mając naprzeciw siebie zawodników takiej klasy. Tym bardziej jest to trudne, mając świadomość, że kolejne zmiany będą wyglądały podobnie, a może nawet będą się ograniczać wyłącznie do przeszkadzania czy też dołożenia łopatki kija, żeby tylko krążek wyszedł z naszej tercji. To sytuacja, która dla naszych czołowych zawodników była z pewnością deprymująca a zarazem było to bardzo istotne doświadczenie.
Mimo wszystko potrafiliśmy grać jak równy z równym. Czy ktoś byłby przed meczem z USA przewidzieć, że po pierwszej tercji z drużyną składającą się z gwiazd NHL oddamy jeden strzał mniej na bramkę? Czy ktoś zakładał, że strzelimy pierwszego gola, choć niestety po minimalnym spalonym? Sam fakt ma tu istotne znaczenie?
Teraz czas na liczby. Już na pierwszy rzut oka widać, jak ciężkie zadanie mieliśmy. Zajęliśmy ostatnie, 16. miejsce. Na 7 meczów strzeliliśmy 11 goli, oddając 148 strzałów, co przekłada się na skuteczność na poziomie 7,43 procent.
Te liczby potwierdzają wyłącznie, jak trudno strzela się gole na Mistrzostwach Świata Elity, jak ciężko dostać się do pozycji strzeleckiej. Dla porównania, drużyna z USA - najlepsza w tej klasyfikacji - w siedmiu meczach zdobyła 37 goli, a potrzebowała do tego 328 strzałów. Daje to skuteczność na poziomie 11,28 %.
Dużą uwagę przykładano do naszych przewag, z którymi mieliśmy spory problem. Gdy awansowaliśmy do Elity, ich skuteczność wynosiła ponad 60 procent, zaś podczas turnieju na 22 gry w przewadze strzeliliśmy tylko jednego gola, co przekłada się na skuteczność 4,55! A przecież przewagi grali ci sami zawodnicy. To dobitnie pokazuje przeskok i różnice poziomu między Elitą a Dywizją IA. Widzimy, jak ważna jest gra szybkim krążkiem, jakich umiejętności indywidualnych to wymaga.
Z drugiej strony co mają powiedzieć Słowacy, którzy mieli jeszcze gorszą skuteczność power playów, bo na poziomie 4,35%! Oni mając 23 gry w przewadze, również strzelili tylko jednego gola.
Grając w osłabieniu wypadliśmy znacznie lepiej, bo na poziomie 77,78 % co dało nam 12. miejsce, a dla przykładu taka potęga jak Szwajcaria broniła gorzej, bo na poziomie 66,67% i był to 15. wynik.
Mimo wszystko analizując te wszystkie dane i porównując je do tego, jak wygląda hokej u nas, a jak w krajach, które rządzą na hokejowym podwórku, to brakowało mi czegoś, co wykracza poza schematy, poza liczby i statystyki. Brakowało mi większej liczby Maćków Urbanowiczów w kadrze. Brakowało mi momentów, w których mogliśmy złamać mecz tak, jak chociażby w meczu z Francją, kiedy w jego początkowej fazie meczu to oni postawili nam warunki i pokazali najpierw, kto rządzi, a potem strzelili dwa gole, które ustawiły ten - z naszego punktu widzenia - kluczowy mecz turnieju.
Były momenty, w których pod tym względem byliśmy zbyt pasywni, Być może wynikało to ze zbyt wielkiego respektu do przeciwnika? Maciek po raz kolejny pokazał i udowodnił, że hokej to nie tylko ładne podania i piękne gole. To zdecydowanie coś więcej, co wykracza poza normy statystyk i liczb, a wymaga jeszcze większego wysiłku i poświęcenia. Pewnie w najbliższych latach ciężko będzie dorównać umiejętnościami topowym drużynom z Elity, ale mając więcej w drużynie takich zawodników jak Maciek, którzy bez respektu będą podchodzić do przeciwnika, jesteśmy w stanie w przyszłości coś ugrać. Dokładając do tego talent takich zawodników Dominik Paś, Kamil Wałęga czy pracowitość na lodzie Krzysztofa Maciasia.
Czas na wyciągnięcie wniosków po mistrzostwach jeszcze przyjdzie. W mojej opinii zacznijmy myśleć perspektywicznie o naszym hokeju. Zmieńmy naszą ligę i mentalność, żeby można było rywalizować na najwyższym poziomie. Abyśmy mogli przeżywać częściej takie emocje i patrzeć z dumą na to, jak nasi zawodnicy nas reprezentują, jak walczą i jaki charakter pokazują na lodzie. Jedno jest pewne - jak wschód i zachód słońca - bądźmy dumni z naszej reprezentacji, z każdego z chłopaków grających z orzełkiem na piersi, bo mam wrażenie i nadzieję, że żegnają się z Elitą wyłącznie na chwilę. Czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby kolejne wykonać do przodu.
Jeszcze raz w imieniu swoim, jak i zapewne wielu kibiców naszego hokeja wielkie podziękowania za 10 dni hokejowego święta z udziałem naszych zawodników. Z wielką przyjemnością chciałbym ponownie przeżyć takie emocje.
Czytaj także: