Zawsze fascynują mnie hokejowe historie zawodników czy klubów, które z absolutnego niebytu nagle, z przyczyn najróżniejszych, sięgają gwiazd i mają przestrzeń do snucia wielkich planów. Zdaję sobie też sprawę, że w przypadku polskich klubów są to często „one hit wonders”, czyli jednosezonowe zastrzyki środków, które pozwalają przez chwilę udawać długoterminowe plany na budowanie klubowej potęgi. Tak póki co postrzegam sytuację Podhala Nowy Targ. Różnica polega na tym, ze nie spodziewałem się wielkiej rewolucji punktowej. Problem polega na tym, że ekipa z Małopolski odtrąbiła zbudowanie zespołu, tylko zapomniała go potem zbudować.
Kibice klubu bardzo chcieli wierzyć
…i bardzo chcieli się nabrać. Nic dziwnego. Od kilku lat czytaliśmy i słyszeliśmy tylko jak kasa klubowa przypomina budżet naszego kraju i że, wyolbrzymiając oczywiście, z budynku nie ma już czego wynieść na sprzedaż (spokojnie, to taka przenośnia). Klub był biedny jak na polski klub hokejowy przystało, ale ewidentnie nie chciał się z tym faktem pogodzić. Popieram – Podhale Nowy Targ miał grać choćby nie wiem co i jako kibic Arizona Coyotes jestem całym sercem za takowym rozwiązaniem.
No i stało się. Do pierwszej formacji nie są już zatrudniani Finowie, którzy na fińskie standardy nie powinni dostawać pieniędzy za grę, a legitne „gwiazdy” polskiej ligi. Ściągani są wszyscy możliwi zawodnicy, których nazwisko budzi respekt w rodzimym uganianiu się za krążkiem. Jako laikowi, mi najbardziej rzuciło się na oczy nazwisko Patryka Wronki – chyba najlepszego playmakera w THL. Teoretycznie więc była to najwyższa pora się zainteresować. Obejrzałem zatem multum spotkań, płacąc oficjalnej platformie pieniądze, za które powinienem dostać koszulkę sponsora, podziękowania na piśmie i dodatek za oglądanie w warunkach uciążliwych. No ale czego się nie robi, prawda?
Nie spodziewałem się wiele, to i się nie zawiodłem.
W Polsce zespołów się nie buduje, a kleci
Jestem wyjątkowo odporny na tworzenie super składów i przechodzenie z trybu przetrwania do trybu NHL na sterydach w ciągu kilku tygodni czy miesięcy. Jestem raczej zdania, że zespół buduje się latami i scala latami. Choćby dlatego w czołówce utrzymuje się zdemontowany chwilę temu GKS Tychy, po którym spodziewałem się znacznego obniżenia lotów. Dlatego też w stawce wysoko stoi JKH GKS Jastrzębie. Ponawiam stwierdzenie, że się nie znam więc można śmiało hejtować, ale odniosłem wrażenie, że po zdobyciu tytułu mistrzowskiego, połowa składu wdrożyła plan, który można nazwać cytatem z klasyka, „ja spierd****”. Mimo to ekipa nie ciora po dnie Bałtyku, próbując przetrwać z najsłabszymi.
Nie wiem, czy są to przykłady jakiegoś wieloletniego, mozolnego budowania ekipy od fundamentów, ale to chyba najlepsza wersja team-buildingu, jaką możemy na polskiej ziemi uzyskać. Częściej jednak przyzwyczajano nas do budowania zespołu w sposób kompulsywny jak ma to miejsce w przypadku Cracovii czy właśnie obecnie Podhala.
Przecież grają lepiej…
… no grają. Ba, w końcu ktoś docenia Pawła Bizuba, który wcześniej był skazany na torturę osobistych statystyk przez grę w drużynie, w której hajsu nie było pewnie nawet na waciki. Obecnie jest oczywiście krytykowany, ale taki już los bramkarza, że jest zawsze chwalony lub ganiony bardziej, niż na to zasługuje. Indywidualnych wysiłków zawodników nie mam zamiaru wymieniać, bo nie mam wątpliwości, że panowie chcą. Do Patryka Wronki mogę jedynie mieć „żal”, że gra w Polsce i nie szuka szczęścia za granicą, ale tutaj jest na szczycie, a podobno lepiej królować w piekle niż służyć w niebie. Duża część składu zwyczajnie się jeszcze nie zna, co widać w podaniach na pamięć do absolutnie nikogo czy gry defensywnej w wykonaniu par, które sprawiają wrażenie, że widzą się po raz pierwszy.
Niemal sto procent drużyn w lidze ma pewny awans do play-off. Dzięki koszmarnej sytuacji ekipy z Sanoka, cała reszta musiałaby połamać nogi wszystkim zawodnikom, żeby nie wejść do fazy pucharowej. Tak więc Podhale znajdzie się w tym etapie rozgrywek nawet, gdyby teraz przywrócili się do „ustawień fabrycznych” i składu sprzed sezonu z nowym sponsorem. Czy o to im chodzi? Na pewno nie, ale z pewnością jest to dupochron i miła myśl w świetle pozycji w tabeli.
Nie dziwi rozczarowanie…
Mnie nie dziwi, choć sukcesu się nie spodziewałem. Od początku drużyna z Nowego Targu wyglądała słabo, a skład za bambilion złotych (jak na polskie warunki) potrafił dostać siedem bramek, strzelić jedną i nadawać stare regułki o tym, że to niewybaczalne. Drużyna aktualnie jest przed wspomnianym Sanokiem, który nie liczy się w walce o cokolwiek, a także Zagłębiem, którego finanse jak mniemam nie zbliżają się nawet do kontraktów obecnych zawodników klubu z Szarotką w logotypie. Tuż za nimi jest Toruń, na którego zwycięski mecz nie potrafię trafić (wyrywkowo oglądam ich spotkania i jeśli chcę dla nich dobrze, to chyba muszę przestać).
Czy rozumiem takie działanie? W pewnym sensie tak. Polskie hokejowe poletko chce sukcesów tu, teraz i natychmiast. Jakieś tam budowanie zespołu czy szkolenie wychowanków może sobie gdzieś tam być, ale znaczenie ma zwyciężanie tu i teraz mimo, że jeszcze chwilę temu nie było kasy na nic. Nagły sukces to nadzieja na nowych sponsorów i utrzymanie obecnych. Firmy nie lubią być kojarzone z porażką, a nikogo pewnie nie obchodzi łatka sponsora, który wierzył przez długie lata i się w końcu doczeka. Natomiast nie zmienia to faktu, że to nie działało i nigdy działać nie będzie.
„Wronczes” jest super i kiedyś u nas grał to go bierzemy. Ten Lindskoug grał w Katowicach i grał dobrze, to go bierzemy (mimo, że było to ładnych kilka lat temu). Nazbieraliśmy zawodników, a ponieważ są uznawani za dobrych, to cała drużyna będzie dobrze grać. Gdyby tak było, to New York Rangers mieliby na koncie co najmniej 4-5 tytułów w ciągu ostatnich dwóch dekad. Tak czy siak narażamy się na utratę sponsorów, nawet tych potencjalnych bo miało być pięknie a jest jak zwykle.
To co Ty byś zrobił?
Nie znam się, więc pewnie nie mam racji, ale ja do granic możliwości wzmocniłbym defensywę. Inwestował bym raczej w Polaków albo obcokrajowców ale z doświadczeniem w THL. Nie szukałbym na siłę za granicą gości, o których wiadomo tylko tyle, że grają w lepszej lidze. To jak widać nie przekłada się na faktyczny stan rzeczy. Kogo to obchodzi, że ktoś ma „ciekawe hokejowe CV”? W praktyce oznacza to pół treningu w KHL 10 lat temu i siedzenie obok zawodnika, który był draftowany. Może lepiej zainwestować w zawodników grających w tej lidze, może tych uznawanych za lubianych i umiejących się dogadać?
Co do bramkarzy to krótko. Bizub i Horawski są moim zdaniem spoko. Bizub spokojnie może być jedynką i nie widzę tu większego problemu. Z odpowiednią defensywą chłopaki unieśliby ciężar odpowiedzialności. Solidna, znająca się nawzajem obrona robi robotę w każdym przypadku. W defensywie nie grają nazwiska, nie gra ciekawe hokejowe CV. To najtrudniejsza pozycja w polu, wymagająca umiejętności ganiania po obu stronach lodu. Nikt nie będzie wymagać od Patryka Wronki rzucania się do defensywy, ale też o defensywie specjalnie nie pomyślano. W praktyce więc Podhale gra fajnie, tylko że punktów ma mało.
Jeśli o to chodziło, to gratuluję. Udało się.
Czytaj także: