Okiem Kojota. Jak Maciej Miarka zamknął mi usta?
Jeśli chodzi o bramkarzy, to mam rację w 95% przypadków. Mogę śmiało powiedzieć, że mam „nosa” do golkiperów i mniej więcej wiem czy któryś z nich zrobi karierę wbrew oczekiwaniom, czy też wbrew oczekiwaniom jej nie zrobi. Nie będę tu udawał jednoosobowego działu skautingowego NHL ani wróżbity Kojota od hokeistów. Po prostu cechuje mnie jakaś tam intuicja. Mogę śmiało powiedzieć, że Maciej Miarka zmieścił się w tych pozostałych pięciu procentach, pokazał mi środkowy palec i mocno nagiął polską hokejową rzeczywistość. Jest Polakiem, jest niższy i jest dobry. Jak do tego doszło? Nie wiem.
„I teraz ten słoik pęknie”
Mam na koncie sporo przewidzianych hokejowych karier bramkarzy. Byli tacy, którym wróżono Galerię Sław i puchar za pucharem, jak np. Philip Grubauer, Jonas Hiller czy chociażby Jack Campbell i Cal Petersen. Ten pierwszy ciągle próbuje, drugi grał w NHL, a później nie grał, z kolei Campbell za chwilę skończy w jakiejś lidze, o której nawet on jeszcze nie słyszał.
Działa to także w przeciwnym kierunku. W naszym kraju chyba JAKO JEDYNY twierdziłem, że Juuse Saros będzie elitarnym bramkarzem, gdy wszyscy skreślili go ze względu na niecałe 180 cm wzrostu. To samo mówiłem o Connorze Ingramie z Arizona Coyotes, który szansę dostał po rocznym rozbracie z hokejem. Jako jedyny mówiłem, że Mikko Koskinen zagra w NHL mimo 31 wiosen, no i proszę. Przypadki można mnożyć.
Dlaczego zatem Miarka mnie „zawiódł”?
Nigdy nie mam wielkiej wiary w rezerwowych bramkarzy w GKS-u Katowice. Nasza weekendowa liga wciąż gra zbyt rzadko, by dogonić trend bramkarza 1A i 1B, wciąż mogąc trzymać się archaizmu podstawowego i rezerwowego bramkarza. Odkąd w Katowicach jest John Murray (zresztą nie zapoczątkował tej tendencji), „ten drugi” to bardziej odźwierny niż drugi golkiper. W tym sezonie Michał Kieler zagrał już pięć spotkań, co przy Jaśku Murarzu haczy być może o jakiś rekord. Tak czy siak, Miarkę miałem okazję obserwować w barwach GieKSy i nie robił na mnie wrażenia.
Młody golkiper wydawał się bardzo niepewny, a dodatkowo odnosiłem wrażenie, że ma on problem dojrzeć krążki lecące z niebieskiej linii. Jawił mi się jako zawodnik zwyczajnie za wolny, za niski (choć to dla mnie nie argument) i niedostosowany do realiów grania jakichkolwiek minut na poziomie zawodowym.
Co to się stanęło?
Pomyślałem sobie, że będzie to gość, który chwilę pogra, a potem zajmie się czymś innym. Wielkiego zachwytu u mnie nie wzbudzał, szans na grę w Katowicach zbyt wielkich nie miał. Byłem też pewien, że nawet, jeśli John, odpukać, odniesie kontuzję i Maciek stanie między słupkami kilka razy pod rząd i zagra bardzo dobrze, to przecież nikt nie posadzi Murraya na ławce. Po pierwsze, finansowo nikt sobie na to nie pozwoli, a po drugie John to podstawa naszej reprezentacji i za chwilę przyjdzie mu się mierzyć chociażby z Amerykanami. A nawet jeśli spadlibyśmy do niższych dywizji, to John i tak broniłby do upadłego, bo zwyczajnie tak już jest i basta.
Te kilka meczy Miarka gra naprawdę dobrze i już zaczyna się mówić o tym, że musi szukać sobie miejsca gdzie indziej bo puchnie ponad swoje możliwości. Patryk Rokicki grzmiał z ekranu telewizora, że trener Róbert Kaláber widzi go u siebie w Jastrzębiu i że jest to tylko kwestia czasu. Ja dalej pozostawałem sceptyczny będąc przekonanym, że będzie to takie samo „nowe” otwarcie, jakie w NHL co rusz zalicza Louis Domingue czy Eric Comrie – czyli siadanie na świeżutkiej, nowej ławeczce innego klubu co jakiś czas.
Tak więc nie czekałem specjalnie na jego kolejny sezon, bo spodziewałem się dzielnego wspomagania z ławki jakiegoś obcokrajowca, kimkolwiek miałby on wtedy być. Tu nadzieję przywraca mi słowacki szkoleniowiec i gra Miarką i zagranicznym golkiperem na zmianę, dając młodemu Polakowi całą masę szans na wykazanie się.
Co się zmieniło?
Jastrzębski Maciej Miarka to nie ten sam zawodnik, który wyjechał chwilę temu ze stolicy województwa śląskiego. Bramkarz zdecydowanie przyspieszył zarówno w stójce, jak i w parterze. Bardzo zyskał też na pewności, co widać chociażby w dużo śmielszym i częstszym przebywaniu na granicy swojego pola zamiast głęboko w bramce. Żyjemy w czasach, gdy schowany tyłkiem w swojej bramce mógł być jedynie Henrik Lundqvist – reszta musi rzucać wyzwanie strzelcom, skracać kąty i szukać krążka między łyżwami rywali i kolegów z drużyny.
Dawno nikt nie uradował mnie faktem, że pokazał mi środkowy palec i udowodnił, że nie mam racji. Być może mamy w końcu reprezentacyjnego bramkarza, który włada językiem polskim dłużej niż dekada i wyrósł na polskiej hokejowej ziemi? Czas oczywiście pokaże, a pokaże niebawem, bo Murrayowi zostało raptem kilka lat, a kolejny naturalizowany Tomáš Fučík też nie pisał matury w zeszłym roku. Będzie więc szansa, a nawet konieczność, dania dużej szansy Miarce.
Jaka przyszłość?
W przypadku bramkarzy NHL mówiłbym, że zawodnik musi dostosować się do obecnego hokeja, ale w przypadku THL to nieprawda. Wymieniany często dziś Murray broni stylem sprzed 2011 roku, Fučík ma pozycję wyjściową charakterystyczną dla czeskiej stójki sprzed dwóch dekad. Miarka strasznie dużo czasu spędza na ślizgach w parterze, bo przy jego wzroście i zasięgu może go ograniczać. Z drugiej strony jednak robi to coraz szybciej i zupełnie wystarczająco na realia polskiej ligi. Czescy czy niemieccy bramkarze zdecydowanie skłaniają się bardziej ku hybrydowemu stylowi, gdzie parter i stójka są w miarę wyważone. Miarka reprezentuje styl „wściekłego motyla”, czyli ślizganie w parterze uber alles, co z całą pewnością zużywa jego ciało ponad konieczność.
To jednak dalej 22-letni chłopak i wraz z równie młodym Pawłem Bizubem będą stanowić o sile polskiej myśli bramkarskiej. Udowadnia, że potrafi dostosowywać się do warunków i dzielnie znosi obciążenie meczowe. Nie zaryzykuję stwierdzenia, że jest dla niego miejsce za granicą, ale z przyjemnością i w tym przypadku chętnie „potrzymam mu piwo”.
Komentarze
Lista komentarzy
PanFan1
Kolejny dobry artykuł, szanuję ludzi którzy potrafią posypać głowę popiołem. Maciek i Paweł (skoro również i o bramkarzu Podhala wspomniałeś) wykazują jeszcze jedną cechę o której nie wspomniałeś w swoim tekście. Mianowicie wykazują dużą ambicję i chęci nie tylko samej gry, ale bycia na tej pozycji najlepszym. Osoby obdarowane takimi cechami charakteru, często są w stanie baaaaardzo wiele poświęcić, ponieść ogrom wyrzeczeń dla osiągnięcia zamierzonego celu i za obu chłopaków ja kibic Podhala mocno ściskam kciuki.