Pierwszy w historii zastrzeżony numer w San Jose Sharks
San Jose Sharks zastrzegają w klubie numer "12" na pamiątkę Patricka Marleau, który zakończył karierę. Jest to pierwsza taka sytuacja w historii kalifornijskiego klubu.
– Przyzwyczajam się do nowego życia – mówi Kanadyjczyk, który łyżwy na kołku zawiesił w 2022 roku, w wieku 42 lat. – Do tej pory zawsze miałem całą rozpiskę z tym gdzie i kiedy mam być i co robić, a teraz sam muszę wszystko wokół siebie planować, dziwna sprawa – uśmiecha się.
Były środkowy napastnik ma całą listę osób, którym będzie chciał podziękować za pomoc i wsparcie podczas ceremonii zastrzeżenia jego numeru, która odbędzie się przed meczem z Chicago Blackhawks.
– Będę wyczytywał wiele imion – kolegów z drużyny, trenerów, fizjoterapeutów, agentów… zebrało się ich trochę po 23 sezonach w NHL. Fajnie będzie ich wszystkich znów zobaczyć, podziękować im, uścisnąć im dłoń. Są ogromną częścią mojego sukcesu – zaznacza.
Dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich oraz potrójny medalista mistrzostw świata (dwa złote i jeden srebrny krążek) rozpoczął swoją karierę w najlepszej lidzie świata w 1997 roku i - nie licząc jednego sezonu w Maple Leafs oraz jednego w Pittsburghu - całą karierę związany był z klubem z San Jose. Wystąpił w sumie w 1779 meczach. Raz, w 2016 roku, dotarł do finałowej fazy walki o Puchar Stanleya, ale Sharks przegrali wtedy z Penguins. Dla swojego klubu zdobył w sumie 552 gole i 589 asyst.
– Jest jednym z pierwszych hokeistów, którzy przychodzą ci do głowy, gdy tylko myślisz o San Jose Sharks – mówi Logan Couture, kapitan drużyny. – Patrick bardzo dużo znaczy dla organizacji, kibiców i personelu związanego z klubem. Gdy myślę o profesjonalnym hokeju, myślę przede wszystkim o nim. Gdy przybyłem na swój pierwszy obóz NHL usłyszałem, że jeżeli marzy mi się gra w tej lidzie, to mam obserwować Marleau’a i robić to, co on. Bardzo się cieszę, że miałem okazję spędzić z nim kilka lat w klubowej szatni. Jest z niego raczej cichy facet, ale na lodzie zawsze miał niespożyte pokłady energii i zaangażowania. Kocha ten sport. Świetny facet i doskonały zawodnik.
– Dla mnie to zawsze będzie Mr. Shark – dodaje jego były partner z formacji, Tomáš Hertl. – Codziennie ciężko ćwiczył i trenował. Nawet mając 40 lat był w doskonałej formie i wszystko, czego się podejmował robił najlepiej.
Obecnie Marleau żyje na Florydzie, gdzie trenuje swoich czterech synów, aspirujących hokeistów.
– Paradoksalnie chyba teraz przebywam więcej na lodowisku niż w czasie zawodowej kariery, ale lubię pomagać dzieciakom i cieszę się, że tez mają tego hokejowego bakcyla – kończy.
Komentarze