Hokej.net Logo

Prezes przepadł bez wieści. Niedokończony los działacza, który "załatwił" Polsce MŚ

Stanisław Polakiewicz / grafika AI
Stanisław Polakiewicz / grafika AI

Stanisław Polakiewicz, dziennikarz i działacz sportowy, bardzo sprawnie poruszał się na światowych salonach. Dzięki jego zabiegom Polska zorganizowała mistrzostwa świata w 1931 roku, a pod względem sportowym nasza reprezentacja jedyny raz zagrała w finale międzynarodowego turnieju.

Wybory nowego Prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie były tematem numer jeden w naszym środowisku w ciągu kilku ostatnich dni. Nowemu sternikowi, Krzysztofowi Woźniakowi, życzymy dobrej pracy i wielu udanych decyzji, które przyczynią się do poprawienia kondycji naszej dyscypliny. Tymczasem HOKEJ.NET kontynuuje wspomnienia o ludziach, którzy w przeszłości stali na czele związku. Przypomnieliśmy już sylwetki Witolda Hulanickiego i Bogdana Tyszkiewicza, a teraz przyszedł czas na człowieka, którego śmiało można nazwać najlepszym prezesem PZHL-u przed II wojną światową.

Stanisław Polakiewicz sportem zainteresował się od najmłodszych lat wstąpił do Klubu Gimnastyczno-Sportowego, przemianowanego w 1907 roku na LKS Pogoń Lwów, będąc uczniem IV Gimnazjum we Lwowie przy ul. Nikorowicza 2, słynnej oświatowej placówki, którą ukończyło wielu znanych następnie uczonych, wojskowych, lekarzy czy duchownych. Z Kornelem Makuszyńskim, autorem "Koziołka Matołka", i Maciejem Ratajem, marszałkiem sejmu w II RP, na czele.

Mimo młodego wieku Polakiewicz bardziej odnajdywał się w roli działacza niż sportowca. Z "Czwóki" przeniósł się Gimnazjum przy ul. Kuszewicza 5. Tam, z kolei, nieco wcześniej nauki pobierał m.in. znany poeta Leopold Staff, a kolegą Polakiewicza z tego samego rocznika był gen. Julian Stachiewicz. Współautor planu operacji kijowskiej z 1920 roku, która zakończyła się zdobyciem miasta. Obaj zdali maturę w 1908 roku.

Piłka nożna, lekkoatletyka, olimpizm

Następnie Polakiewicz studiował na Uniwersytecie Franciszkańskim we Lwowie, znanym później jako Uniwersytet Jana Kazimierza. Uzyskał na nim stopień doktora nauk prawnych, a jednocześnie nie zaprzestał aktywności na polu sportowym. Nadal działał w Pogoni, był delegatem Galicji na walne zgromadzenie austro-węgierskich związków piłkarskiego i lekkoatletyczne, a w 1911 roku został pierwszym dyplomowanym polskim sędzią piłkarskim. Można znaleźć też informacje, że Polakiewicz był pierwszym, który przetłumaczył i opublikował przepisy gry w piłkę nożną. To jednak nieprawda, bo jako pierwszy, w 1900 roku, dokonał tego inny działacz mocno związany z Lwowem, Kazimierz Hemmerling. W 1891 jako pierwszy ogólne zasady gry opublikował natomiast Edmund Cenar.

Już w wolnej Polsce Stanisław Polakiewicz został zatrudniony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a w 1919 roku był jednym w założycieli i członkiem pierwszego zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, którego został wiceprezesem. Napisał ponadto statuty, które zostały przyjęte bez znaczących poprawek, dla Polskiego Związku Piłki Nożnej i Polskiego Zawiązku Lekkiej Atletyki. Wbrew niektórym informacjom nie był jednak członkiem pierwszego zarządu PZPN-u.

Podczas Igrzysk Olimpijski w Paryżu, w charakterze dziennikarza, Stanisław Polakiewicz był jednym z orędowników powstania istniejącego do dziś Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasy Sportowej (AIPS). Po tych zawodach, na których debiutowała reprezentacja Polski, napisał słynną książkę „Igrzyska VII-mej Olimpiady. Paryż 1924 oraz Dzieje Olimpizmu w Zarysie”, absolutnie pionierską i unikatową pozycję, z której historycy sportu korzystają nieprzerwanie od 100 lat.

Jedyny finał w historii

W 1928 roku Stanisław Polakiewicz został prezesem PZHL-u. Stało się to już po ZIO w Sankt Moritz, kiedy to nasi hokeiści debiutowali w olimpijskiej rywalizacji, i choć istnieją informacje, że przed objęciem funkcji działacz ten przyczynił się do wyjazdu do Szwajcarii, to tak naprawdę nie ma na to dowodów. Faktem jednak jest bezsprzecznym, że to dzięki staraniom Polakiewicza drużyna znakomicie przygotowała się do występu w mistrzostwach Europy, które na przełomie stycznia i lutego 1929 roku rozegrano w Budapeszcie.

Przed czempionatem udała się bowiem na turnieje do Niemiec, Szwajcarii i Austrii, a następnie świetnie spisała się w stolicy Węgier. Po pokonaniu 2:0 Szwajcarów, brązowych medalistów olimpijski z Sankt Moritz w grupie (Finowie na turniej nie dojechali), biało-czerwoni ograli w półfinale Austriaków 3:1. 3 lutego 1929 roku jedyny raz w historii nasza reprezentacja zagrała w finale międzynarodowego turnieju. Po zaciętym boju przegrała 1:2 po dogrywce z Czechosłowacją, tracąc gola na 1:1 na minutę i 40 sekund przed końcem. Tamten turniej jest zresztą tematem na zupełnie inną opowieść.

Prócz ewidentnego sukcesu sportowego Polakiewicz bardzo skutecznie wywiązywał się z roli działacza. W 1930 roku, podczas kongresu LIGH w Chamonix, wszedł do zarządu światowej federacji (według innych, błędnych informacji został wiceprezesem, co nie jest prawdą) i to dzięki jego zabiegom przyznano Polsce mistrzostwa świata w 1931 roku. Lwowianin rozegrał sprawę po mistrzowsku. Postanowił przekonać przede wszystkim sternika światowej centrali, Paula Loicqa, który poparł polską kandydaturę. Konkurujący z nami Włosi od razu się wycofali, a pozostałe propozycje, złożone przez Niemców, Szwajcarów, Czechosłowaków i Austriaków, okazały się słabsze.

Obrotność i znajomości

Kartą przetargową, a raczej pewnego rodzaju fortelem, okazała się budowa sztucznego lodowiska w Katowicach, czyli Torkatu. Polakiewicz, choć nie był w budowę bezpośrednio zaangażowany, popierał ją. Ale przecież mistrzostwa świata nie odbyły się Katowicach tylko w Krynicy, na lodowisku naturalnym! Musiał zatem prezes związku mieć bardzo dobre stosunki z kryniczanami. M.in. z dyrektorem uzdrowiska, Leonem Nowotarskim, prezesem KTH dr Dukietem, kierownikiem tamtejszego Urzędu Wychowania Fizycznego, kpt. Loteczki, a także rodziną Szerauców, której nestor – Karol – był wiceburmistrzem Krynicy.

Zorganizowano bajkowy turniej, tak chwalony m.in. przez zagranicznych dziennikarzy, wśród których prezes PZHL miał przecież przyjaciół. A nasza reprezentacja znów przygotowała się to zawodów bardzo dobrze, zajmując 4. miejsce w klasyfikacji MŚ i zdobywając srebrny medal mistrzostw Europy. Śmiało można zatem stwierdzić, że prezesura Stanisława Polakiewicza była bardzo bogata w sukcesy, bo warto jeszcze podkreślić, że w 1930 roku biało-czerwoni zostali sklasyfikowani na 5. miejscu w MŚ i 4. pozycji w ME.

Takie wyniki pozwalały sądzić, że naszą reprezentację stać nawet na olimpijski medal w Lake Placid! Dlatego zrobiono wszystko, by zorganizować środki i wysłać drużynę za ocean. Polakiewicz wychodził z siebie, choć bez pomocy Polonusów pewnie by się nie udało. Ekipa podróżowała za ocean 10 dni, z przygodami. Przez Paryż, Hawr, a następnie zaokrętowała się na transatlantyk "France", którego kapitan – mimo iż stać nas było tylko na bilety trzeciej klasy – pozwalał Polakom korzystać z innych pokładów. Mimo to podróż była męcząca, a na dodatek podczas sparingowych meczów już w USA, z twardo grającym Jankesami, nasz zespół zdziesiątkowały kontuzje.

Bilans wychodzi na plus

Czwarte miejsce, w turnieju wzięły udział tylko cztery zespoły, przyjęto z rozczarowaniem. Tym bardziej dlatego, ponieważ o ile z Amerykanami i Kanadyjczykami nie mieliśmy zbyt wielkich szans, o tyle z Niemcami, przegrywając brąz w meczach 1:2 i 1:4, potrafiliśmy wygrywać (6:0 w 1928 r. w Davos), a zdarzało się, że wielkie turnieje kończyliśmy wyżej. Od medalu dzieliło nas tak naprawdę jedno zwycięstwo, bo gdybyśmy po porażce z pierwszym meczu z Niemcami, drugi wygrali dwiema bramkami, wówczas brąz przypłynąłby na pokładzie „Pułaskiego” do Gdyni.

Tak się jednak nie stało, a niedługo potem Stanisław Polakiewicz przestał być prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Na stanowisku zastąpił go Leon Chrzanowski, dotychczasowy wiceprezes. Nie ma konkretnie wskazanych powodów, które tłumaczyłyby przyczynę takich decyzji, ale już przed wyjazdem do Lake Placid temat udziału hokeistów w igrzyskach pojawiał się w prasie często. Polakiewicza nazywano "fanatycznym orędownikiem wyjazdu" i krytykowano, że podejmuje wszystkie decyzje w sposób autorytarny, nie pytając nikogo o zdanie. Dopiero oświadczenie zarządu, który poparł działania prezesa, uspokoiło nieco sytuację.

Krytyków jednak nie brakowało, a w związku z zajęciem dla jednych czwartego, ale dla większości ostatniego miejsca w turnieju, ataki na Polakiewicza się nasiliły i śmiało można stwierdzić, że to właśnie z tego powodu zrezygnował z pełnienia zaszczytnej funkcji. Bilans organizacyjno-sportowy drugiego w kolejności prezesa PZHL wypada jednak na zdecydowany plus. Wysokie lokaty w turniejach międzynarodowych, organizacja mistrzostw świata w Krynicy i wyjazd na IO do Lake Placid, choć sportowo zakończony niepowodzeniem, to osiągnięcia, z którymi nie sposób polemizować.

Co się z nim stało?

Wiadomo, że Stanisław Polakiewicz pracował jako dziennikarz. Był korespondentem "Kuriera Warszawskiego" i "Słowa Polskiego", a także publikował w czasopiśmie "Wychowanie Fizyczne". Jeśli jednak chodzi o jego działalność publiczną, to po rezygnacji z funkcji prezesa PZHL-u ślad się urywa. Wiadomo, że do 1939 roku mieszkał we Lwowie, liczył sobie wówczas 49 lat, a wraz z wybucham II wojny praktycznie przepadł bez wieści. Nic nie wiadomo o jego dalszym losie i jest to jedna z najbardziej tajemniczych historii związana z najwyżej postawionym działaczem PZHL-u.

Można jedynie domniemywać, że Stanisław Polakiewicz, jako osoba powszechnie znana, trafił w sowieckie ręce, bo Lwów został zajęty przez Armię Czerwoną już 22 września 1939 roku. Na początku 1940 roku NKWD rozpoczął masowe deportacje Polaków na wschód, których celem była eksterminacja polskich elit, do których Polakiewicz bezsprzecznie, jako doktor prawa, należał. Być może trafił na wschód, albo – co też się bardziej prawdopodobne – stracił życie podczas wywózki.

Stanisław Polakiewicz, lwowianin, prawnik. Zginął i nie ma go. Nigdzie. Takich jest więcej. Oni tam, na Wschodzie, są. W tej ziemi, która przyjęła tylu naszych wspaniałych rodaków” - mówił red. Bogdan Tuszyński, autor książki „Przerwany bieg. Sportowcy z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska”, poświęconej polskim sportowcom zamordowanym na Wschodzie.

Kolejny trop prowadzi w kierunku tzw. list katyńskich. Wśród 21 768 nazwisk ofiar zbrodni NKWD dokonywanych w Katyniu, Charkowie i Miednoje nie ma jednak nazwiska Stanisława Polakiewicza. Nie oznacza to jednak, że nie został przez sowieckich katów zamordowany, bo powyższa liczba dotyczy jedynie ofiar zidentyfikowanych. Wśród których znajduje się nazwisko... poprzednika Stanisława Polakiewicza na stanowisku prezesa PZHL. W Katyniu zamordowany został bowiem pierwszy prezes hokejowej centrali, mjr Wacław Znajdowski.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 2

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • Andrzejek111
    2025-10-23 21:13:26

    Kolejny ciekawy artykuł p.redaktorze.

  • PanFan01
    2025-10-23 22:22:42

    Również i ja doceniam kunszt Pana redaktora, super się takie teksty czyta.

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe