Reprezentacja Stanów Zjednoczonych po 12 porażkach w półfinałach w końcu się przełamała. "Jankesi" pokonali Szwedów 6:2 i dziś staną przed szansą zdobycia złotego medalu - pierwszego od 65 lat! Po zakończeniu spotkania z ekipą "Trzech Koron" amerykański hymn został wybuczany przez miejscowych kibiców.
– Nie kontrolowaliśmy tego, co działo się na trybunach. Ale kontrolowaliśmy to, co działo się na lodzie. I to zrobiliśmy perfekcyjnie – przyznał Cutter Gauthier, jeden z kluczowych zawodników amerykańskiej reprezentacji i autor gola na 2:0.
Już w pierwszych minutach Amerykanie narzucili tempo, którego Szwedzi nie byli w stanie wytrzymać. Agresywny forechecking, szybka wymiana krążka i skuteczność pod bramką bramkarza gospodarzy zrobiły różnicę. Po pierwszej odsłonie "Jankesi" prowadzili 2:0, a po czterdziestu minutach już 4:0.
– Chcieliśmy uderzyć jako pierwsi. Ten pierwszy gol nas napędził. Później graliśmy swoje i nie daliśmy się zepchnąć – komentował Andrew Peeke, amerykański defensor.
Zespół USA, mimo że najmłodszy w całym turnieju, z meczu na mecz dojrzewał. Po bolesnej porażce ze Szwajcarią w fazie grupowej przyszedł czas na przemianę. Liderzy wyszli z cienia, a kadra, która nie mogła liczyć na największe gwiazdy NHL, stworzyła kolektyw godny finału.
– Ta przegrana ze Szwajcarią to było coś, czego potrzebowaliśmy. Wtedy zrozumieliśmy, że musimy się zjednoczyć. Nie mamy tu supergwiazd, ale każdy wie, jaka jest jego rola. To klucz – przyznał Michael McCarron.
W batalii o złoto Amerykanie zmierzą się właśnie z "Helwetami", którzy nigdy nie zdobyli tytułu mistrzowskiego.
Czytaj także:
