Były bramkarz polskich klubów Kevin Lindskoug dokonał coming outu jako osoba trans. Szwed przekonuje, że jego płciowa tożsamość była przyczyną rozwiązania kontraktu z Podhalem Nowy Targ. Opowiada także o szantażu, myślach samobójczych i problemach z narkotykami.
Wyznania byłego bramkarza m.in. KH GKS-u Katowice, Unii Oświęcim i Podhala Nowy Targ opublikowała dziś szwedzka gazeta "Aftonbladet". Lindskoug opowiedział swoją historię i wziął udział w sesji zdjęciowej w damskim ubraniu.
Lindskoug, który niedawno został zawieszony na 4 lata za zażywanie kokainy, przyznaje, że jego sportowa kariera jest zakończona, w związku z czym może opowiedzieć swoją historię.
- Jako dziecko byłem nastawiony na rywalizację, ale wrażliwy. Nie pasowałem do hokejowej kultury macho, do rozmów o dziewczynach... Kiedy przyszedłem do Björklöven w wieku 22 lat doszedłem do porządku ze sobą i odzyskałem dobry nastrój. Wiem, co mi pomogło - mówi.
Jak przyznaje, choć wtedy zrozumiał lepiej swoją płciową tożsamość, to nie było tak, że z dnia na dzień chciał zacząć wyglądać jak kobieta.
- To nie było tak konkretne. Ale miałem zainteresowania, jakie ma wiele dziewczyn. Makijaż i moda, malowanie paznokci. Czułem taki kobiecy pierwiastek. Miałem dziewczynę i mogłem wejść w jej świat, więc to działało. Byłem całkiem szczęśliwy, chociaż to wydawało się... nienormalne - opowiada.
Jak mówi, paznokcie zaczął malować podczas sezonu 2016-17. Był wtedy zawodnikiem białoruskiego Szachciora Soligorsk. Później kontynuował to grając w Danii w Rungsted Seier Capital.
- To była kwestia pewności siebie. Któryś kolega z drużyny coś komentował, ale nie była to wielka rzecz - wspomina.
Po odejściu z Danii po raz pierwszy trafił do Polski, podpisując kontrakt z GKS-em Katowice.
- Kiedy wygraliśmy mecz w Pucharze Polski, chyba półfinał, udzielałem wywiadu na żywo w telewizji i dostałem pytanie, dlaczego mam pomalowane paznokcie. Miałem z góry przemyślaną odpowiedź, ale nie wiem, co ze mnie wyszło, bo tak bardzo byłem zaangażowany w mecz - opowiada.
Jak pisze "Aftonbladet", 32-letni były już hokeista jest w dosłownym znaczeniu tego słowa transwestytą, ale w związku z negatywnym nacechowaniem tego słowa woli używać angielskiego określenia "crossdresser". Nie jest powiedziane, że zamierza przejść operację korekty płci. Nie ubiera się też w damskie stroje w celach seksualnych. Nie jest homoseksualistą, a przez większą część swojego dorosłego życia miał partnerkę. Obecnie jest singlem.
Lindskoug opowiada, że przez lata miał problem z zaakceptowaniem swojego wyglądu po przebraniu i w makijażu. Dopiero w zeszłym roku efekt zaczął mu się podobać. Latem ubiegłego roku zaczął także wychodzić z domu w damskich ubraniach. Miejsca wybierał ostrożnie. Mieszkał wtedy w Malmö, gdzie mało kto go znał.
Wcześniejszy sezon spędził w polskiej lidze w barwach Podhala Nowy Targ oraz Unii Oświęcim. Przed rozgrywkami 2023-24 znów związał się z Podhalem kontraktem.
Podczas pobytu w Polsce udał się na imprezę z okazji Halloween ubrany jak kobieta. Jak pisze "Aftonbladet", "postawił wszystko na jedną kartę".
- Wielu uważało, że to było fajne, że przyszedłem jako dziewczyna, ale inni czuli się niekomfortowo. Na imprezie była miła dziewczyna, a po drodze do jej domu wpadliśmy do baru i przedstawiła mnie swoim znajomym. W wiosce wszyscy wiedzieli, kim jest Kevin Lindskoug, a dwóch z jej przyjaciół to byli najwięksi kibice klubu - mówi 32-letni Szwed.
Twierdzi, że tamta imprezowa noc doprowadziła do rozwiązania jego kontraktu z "Szarotkami", bo plotki o nim szybko się rozeszły. Pod koniec listopada ubiegłego roku PZU Podhale Nowy Targ poinformowało, że umowa została rozwiązana za porozumieniem stron.
- Zwolnili mnie, bo trener uważał, że nie pasuję do drużyny. Od ludzi z klubu usłyszałem w zaufaniu, że to koledzy z drużyny nie czuli się dobrze dzieląc ze mną szatnię - mówi.
Jak wspomina, chciał opuścić Polskę pierwszym samolotem, ale klub nie wypłacił mu jeszcze wówczas wszystkich pieniędzy, a agent polecił mu, by nie wyjeżdżał, dopóki cała kwota nie zostanie uregulowana.
Lindskoug opowiada, że czekał całymi dniami, chodził do klubowej siłowni dopóki go wpuszczano, a później załatwił sobie członkostwo w innej. I zastanawiał się czy znajdzie inną ligę, w której zostanie zaakceptowany, czy musi zakończyć karierę. Tłumaczy, że to wtedy zaczęły się jego problemy z narkotykami.
- To było za dużo. Czułem się źle. W końcu poznałem niewłaściwych przyjaciół i spróbowałem narkotyków z nimi . A później sam. Tylko trochę, w środku dnia. Nie byłem odurzony, nie było zmiany osobowości, ale odważyłem się stanąć za tym, kim jestem. Dałem radę nie przejmować się innymi - wspomina.
Jak mówi, za pierwszym razem, gdy spróbował narkotyków - tańszej wersji kokainy - wstydził się. Za drugim poszło trochę łatwiej, za trzecim narkotyki były mu niezbędne, by przetrwać dzień. Po - jak pisze gazeta - "piekielnym miesiącu" wyjechał do ojca do Szwecji.
Między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem dostał propozycję z Wielkiej Brytanii. 29 grudnia został zawodnikiem szkockiej drużyny Fife Flyers. Zaproszono go na noworoczną imprezę drużyny, gdzie - jak wspomina - "połowa drużyny brała kokainę".
- Zrozumiałem, że jest jej dużo i jest łatwo dostępna - mówi.
Wbrew sobie nie nosił wówczas makijażu ani damskich ubrań, by uniknąć sytuacji, jaka doprowadziła do odejścia z Podhala.
- Byłem zestresowany tłumieniem tego wszystkiego. Albo smutny. Robiłem inne rzeczy, żeby odwrócić od tego uwagę. Grałem w gry komputerowe do 3 w nocy i przychodziłem wyczerpany na treningi - przyznaje.
Ostatecznie rozwiązaniem, po które sięgnął była kokaina. Brał, by - jak pisze "Aftonbladet" - "w spokoju sumienia ukryć swoje męskie atrybuty. Żeby zamknąć drzwi i pomalować usta na czerwono".
- Po kilku dniach mój kolega z pokoju znalazł torebkę z kokainą i doniósł na mnie dyrektorowi klubu, który mnie zwolnił - mówi Lindskoug.
Bardzo szybko bramkarz znalazł jednak nowy klub. Podpisał kontrakt ze szkockim rywalem Fife Flyers, Glasgow Clan. Tyle że był wtedy całkowicie pozbawiony pewności siebie, "bliski paranoi" w spotkaniach z nowymi kolegami z drużyny. Jak sam opowiada, szukał nowych znajomości poza sportowym środowiskiem.
- Spotkałem chłopaka, który zaprosił mnie do domu. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i myślałem, że to mój nowy kolega, więc nawet nie zauważyłem, że potajemnie robił mi zdjęcia - mówi Lindskoug. - Nie rozumiałem, dlaczego zadawał tak dużo pytań czym się zajmuję, o to, że jestem hokeistą.
Następnego dnia nowopoznany mężczyzna zaczął Szweda szantażować, grożąc, że ujawni jego tajemnicę. Nie domagał się jednak żadnej konkretnej sumy pieniędzy. Lindskoug twierdzi, że wyglądało tak, jakby traktował to jak dobrą zabawę. Z kolei on obawiał się, że w każdej chwili jego zdjęcia w damskim ubraniu mogą dostać koledzy z drużyny.
- Moje myśli były takie niezdrowe i podzielone. Czasem nie jadłem cały dzień. Trenowałem, wrzucałem w siebie kanapkę i szedłem do łóżka. Czasem nie wychodziłem z łóżka. Więc kupowałem trochę kokainy, żeby móc wstać - mówi.
Jak wspomina, zablokował numer szantażysty, ale ten zaczął do niego pisać z innego.
- Ostatecznie... pieprzyć to. Nie chciałem zostać wyoutowany, ale nie mogłem się obronić, tylko czekać - mówi.
Trudno mu odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie szukał psychologicznej pomocy.
- Rozumiem, że to brzmi nielogicznie, ale byłem przyciśnięty i czułem się tak źle. Wyło mi w głowie - opowiada.
25 lutego rozegrał swój ostatni mecz. Drużyna Glasgow Clan przegrała wtedy 3:7 z Dundee Stars. Lindskoug wpuścił 3 gole na 10 strzałów i już w 12. minucie został zmieniony. A po spotkaniu został poddany kontroli antydopingowej, która wykazała w jego organizmie obecność kokainy i jej metabolitu, benzoiloekgoniny. Przyznaje, że narkotyk zażył dzień przed spotkaniem.
Twierdzi, że miał pół grama kokainy w torebce. Po raz ostatni tego dnia wziął nie później niż o godzinie 20.
- Nie chciałem zbyt dużego efektu. Tylko żeby nie leżeć w łóżku i nienawidzić siebie. Ale nauczyłem się zasypiać wcześnie, żeby móc się skoncentrować na hokeju następnego dnia - mówi.
Dodaje, że w dniu meczu już nie brał.
- Nie, nie. Wszystko było źle w moim życiu, a kokaina pozwalała mi być bardziej kobiecym, więc się odważałem. Ale nigdy w związku z hokejem. To była inna część mnie. Kiedy był mecz, to funkcjonowałem - opowiada.
Jak sam mówi, gdy został wezwany do kontroli antydopingowej, uważał, że jest 50 % szans, że wynik będzie pozytywny.
- Poszedłem do naszego fizjoterapeuty i opowiedziałem o moich myślach samobójczych. Czułem się bardzo źle i potrzebowałem pomocy. Nie dawałem już rady żyć w ciągłym niepokoju, więc powiedziałem, że to już koniec i teraz skończę grać z hokejem, bo nienawidzę swojego życia - zdradza.
Nie był jednak wówczas jeszcze gotowy na coming out.
Choć mógł grać dalej w oczekiwaniu na wynik analizy próbki jego moczu, to nie chciał tego robić. Otrzymał od klubu pomoc psychologiczną.
Gdy Szwedzka Agencja Antydopingowa zadzwoniła do niego, przyznał się do zażycia kokainy i powiedział, że mogą z tym zrobić co chcą, bo jego kariera i tak jest już zakończona. Latem otrzymał mejla z decyzją, ale nawet nie był w stanie go otworzyć.
Jak informowaliśmy w ubiegłym tygodniu, zawodnik został zdyskwalifikowany na 4 lata. On sam jest oburzony długością tej kary i porównuje ją do zawieszenia norweskiej biegaczki narciarskiej Therese Johaug, którą za wykrycie w jej organizmie sterydu anabolicznego klostebolu zawieszono na 13 miesięcy, a następnie Sportowy Sąd Arbitrażowy wydłużył tę karę do 18 miesięcy.
- Nie mogę zrozumieć, że dostałem taką surową karę. Ile dostała Therese Johaug? 18 miesięcy? - pyta.
Przepisy antydopingowe pozwalają wymierzyć karę zawieszenia nawet tylko na 3 miesiące, jeśli sportowiec udowodni, że niedozwolona substancja znalazła się w jego organizmie bez związku z zawodami. Lindskoug twierdzi, że w jego przypadku tak było, ale to na nim w takiej sytuacji spoczywa ciężar dowodu, a żadnego dowodu nie przedstawił. W ogóle nie złożył odwołania od dyskwalifikacji.
- Proszę tylko o zrozumienie. Musi być widać w mojej próbce moczu, że nie wziąłem kokainy w związku z meczem. I przysięgam powiedzieć wszystko każdemu, kto zapyta. Proszę, dajcie mi karę proporcjonalną do tego, co zrobiłem - mówi. - Nadużywałem. Mam dysforię płciową i sam się leczyłem. Mogę pokazać smsy do przyjaciół, które pokazują, jak źle się czułem i dlaczego potrzebowałem kokainy.
Na niższej karze zależy mu nie ze względu na karierę zawodnika, którą zakończył. Powodem jest fakt, że dyskwalifikacja nie pozwala mu w żaden sposób angażować się w działalność sportową, a zanim ją otrzymał, zaczął pracować w klubie Tegs SK.
W nowym sezonie miał trenować drużynę do lat 15, a do tego szkolić bramkarzy w innych grupach.
- On był dla nas odkryciem. Kiedy nasze dzieciaki były małe, Kevin bronił w Björklöven. Dzieci dostawały od niego podpisy na czapkach i t-shirtach, więc był ich idolem - mówi w rozmowie z "Aftonbladet" szef klubu Emanuel Dohi. - Na pierwszy trening chłopiec przyniósł zdjęcie z Kevinem sprzed 10 lat i powiedział "to dzięki tobie zacząłem grać w hokeja".
Lindskoug zapewnia dziś, że nie bierze narkotyków. Byłoby to warunkiem podstawowym, by mógł pracować z młodzieżą. Ale dopóki jest zdyskwalifikowany, to i tak nie może tego robić.
Z kolei jego tożsamość płciowa nie przeszkadza prezesowi Dohiemu. Wręcz przeciwnie.
- Moje dwa wymagania były takie, że musi znać się na hokeju i rozwijać młodych ludzi. I to ma. A to, że w dodatku jest odważny, staje za swoją tożsamością płciową i w ten sposób pokazuje, że można grać na najwyższym poziomie, jest ważne - mówi działacz. - Mamy w klubie zapewne co najmniej jednego młodego człowieka, który boi się dokonać coming outu, więc jeśli Kevin może zmniejszyć ten niepokój, to jest to wielkie zwycięstwo.
Dohi przekonuje, że dostał od Lindskouga w 24 godziny więcej pomocy niż wcześniej od kogokolwiek w całej swojej karierze. Były bramkarz dogadywał mecze, załatwiał czas na lodzie dla drużyn, a jednemu bramkarzowi kończącemu wiek juniora pomógł znaleźć nowy klub. W najbliższym czasie już jednak pomagać mu nie może.
Lindskoug uważa, że choć ma sporo na sumieniu, byłby dobrym wzorem dla młodzieży.
- Wszyscy robią błędy. Moje być może były największe, ale mam zrozumienie dla tego, co się stało i dlaczego nie czują się dobrze w hokeju, który jest macho. Perfekcyjny człowiek byłby dobrym wzorem. Ja nie jestem perfekcyjny, ale czy mimo to nie mogę być wzorem? - pyta.
Czytaj także: