Hokej.net Logo

Kapitan i organizator. Marzec: Chcę, aby hokej w Gdańsku znów był wielki

Szymon Marzec / fot. Patryk Kraśniewski
Szymon Marzec / fot. Patryk Kraśniewski

Od sezonu 2025/26 Szymon Marzec będzie reprezentował barwy Fudeko GAS Gdańsk. Doświadczony napastnik i wielokrotny medalista mistrzostw Polski i były reprezentant kraju podsumował sezon w Comarch Cracovii i opowiedział o kulisach powrotu do Gdańska.

HOKEJ.NET Jak ocenisz zeszły sezon, z perspektywy swojej i z perspektywy klubu?

Szymon Marzec: – Myślę, że pozytywnie. Dla mnie był to z pewnością dobry sezon, w którym pełniłem nową dla siebie funkcję kapitana drużyny, więc siłą rzeczy nie skupiłem się tylko na graniu.

I jakie zmiany to ze sobą pociągnęło względem tego, jak do tej pory wyglądała Twoja rola w poprzednich klubach?

Zdecydowanie niemałe i było to bardzo ciekawe doświadczenie. Od ustalania jak układamy sprzęt w szatni i jak mają być powieszone koszulki przed meczem po sprawy typowo organizacyjne. Mam tu na myśli zgłaszanie kierownikowi czego nam potrzeba, ustalanie na którą godzinę ma być obiad w dniu meczowym i co ma być na ten obiad. Organizowanie budżetu na owoce, na czekoladę, nazwiska na szafkach w szatni czy numery na kaskach. Nawet zamawianie proszków do prania. Oczywiście, skarbnikiem był ktoś inny, ale rozplanować budżet trzeba było wspólnie.

Bywały sprawy poważniejsze typu pomaganie obcokrajowcom w sytuacjach bankowo-mieszkaniowych, ale też zupełnie inne - na przykład zamówienie ekspresu do kawy.Umówiliśmy się z prezesem, że taki dostaniemy za wygranie trzech pierwszych meczów w sezonie. I, żeby nie było, nie mówię, że wybór ekspresu do kawy nie był poważną sprawą, ale magnitudę miał jednak nieco inną niż choćby ustalanie szczegółów dotyczących remontu w szatni czy kwestii finansowych.

Mogłem robić mniej, skupić się na podstawowych dla kapitana sprawach na linii drużyna-trener, drużyna-kierownictwo klubu, czy drużyna-media, ale widziałem jak to działa w innych klubach. Przypatrywałem się zwłaszcza Filipowi Komorskiemu w Tychach, ile robił dodatkowych rzeczy i jak korzystne to było dla drużyny, więc zdecydowałem, że ja również będę poświęcał dodatkowy czas na to, żeby w szatni było fajnie. Interesowały mnie wszystkie sprawy związane z klubem i drużyną, co wiązało się czasami z siedzeniem pół dnia na telefonie i rozmowami z prezesem, trenerem, kierownikiem czy dyrektorem sportowym.

Była to dla mnie gratyfikująca, nobilitująca, ale też mobilizująca funkcja, z której wywiązywałem się najlepiej, jak potrafiłem. Czuję, że ten rok w Krakowie mnie odbudował, że złapałem pewną świeżość również dlatego, że moja rola w drużynie była inna - więcej mogłem dać jej od siebie, ale też ona więcej ode mnie wymagała i bardziej mnie potrzebowała.

A jak oceniasz sytuację Cracovii w poprzednim sezonie? Zawirowań było co niemiara.

 Najpierw Cracovia zmieniła się z ekipy, w której grało sześciu Polaków w ekipę, w której gra sześciu obcokrajowców. Ponadto, mieliśmy kilku starszych, bardziej doświadczonych zawodników, ale większość ekipy stanowili młodsi koledzy.  W założeniu ten sezon miał być okresem przejściowym, a w jego czasie miał się wykuć trzon drużyny. Na początku szło nam dosyć dobrze i zarówno trener jak i prezes poczuli, że możemy powalczyć o coś więcej, przy okazji troszkę mniejszym nakładem finansowym niż to miało miejsce w poprzednim sezonie.

Wpływ na nasz końcowy wynik na pewno miała kontuzja Alexa D’Orio. Przez pierwszą część sezonu mieliśmy bramkarza, który świetnie się spisywał. Przypomnę, że zabrakło nam zaledwie jednego punktu, żeby wejść do Pucharu Polski i gdyby nie uraz Alexa pod koniec drugiej rundy to myślę, że zawalczylibyśmy o to trofeum. Niestety, D’Orio wypadł ze składu na te najbardziej decydujące mecze. Owszem, później wrócił, ale ciągle coś mu doskwierało… Zapowiadał się na rewelację ligi, a nie dograł sezonu - tak się po prostu ułożyło, nie mieliśmy na to wpływu. Później ściągnęli do klubu Dominika Salamę z Sanoka, który owszem, miał dobre mecze, ale bywały też w jego wykonaniu gorsze spotkania, chociaż w play-offach trzymał się dzielnie. Był niestety w nieco gorszej formie psychicznej i chociaż staraliśmy się mu pomagać, to finalnie wyszło jak wyszło.

Gdy rozmawialiśmy rok temu, mówiłeś, że do przejścia do Cracovii skłoniła Cię perspektywa pracy z trenerem Ziętarą i powrót do takich zadań, jakie miałeś podczas gry w Gdańsku. Czy Twoje oczekiwania zostały spełnione?

– W sensie bramek na pewno mogłem dać drużynie trochę więcej. Miałem sporo okazji, ale może bardziej skupiałem się na kreowaniu gry i na pomocy młodszym kolegom w rozwoju. W piątce najczęściej grałem z Krystianem Mocarskim i Mateuszem Bezwińskim. Krystian miał chyba najlepszy sezon w swojej karierze nie tylko pod względem liczby zdobytych bramek, ale otarł się też o reprezentację, otrzymał kilka powołań. Mam nadzieję, że miałem jakiś mniejszy lub większy udział w tym, jak się rozwinął. Taka też była moja rola w drużynie – starałem się chłopakom pomagać, dawać wskazówki, doradzać.

Może nieco mniej grałem w przewagach niż to było w Gdańsku, ale osłabienia grałem wszystkie i, moim zdaniem, wyglądały one dobrze, albo wręcz bardzo dobrze.

A kibiców Cracovii jak oceniasz?

– Bardzo wspierający i pozytywni. Podobało im się, że Cracovia zmienia się w taki fajny, polski projekt. Ale oni, podobnie zresztą jak ja, nie do końca rozumieli jak to się stało, że z trzyletniego planu zrobił się nagle plan jednosezonowy, co z kolei trochę przełożyło się na nerwową atmosferę… W pewnym momencie zaczęło od nas odchodzić więcej zawodników niż do nas przychodzić. Podziękowano na przykład Kubie Bukowskiemu - uznano, że nie spełnia pokładanych w nim na początku sezonu nadziei. Na jego miejsce miał przyjść ktoś inny, ale finalnie zdecydowano się go nikim nie zastępować. Czyli, inne kluby działały na rynku transferowym, wzmacniały się, a my się osłabialiśmy i jednocześnie wymagano od nas więcej… Po naprawdę wyrównanym, przegranym przez nas po dogrywce, czy po karnych meczu z Katowicami, które wiadomo jaki miały potencjał, pojawiały się pretensje, narzekania… A potem zaczęły się pogłoski, że trzeba się sprężać, bo kto wie, za rok może nawet nie będzie sekcji hokeja w Cracovii.

Jak odbieraliście całe to organizacyjne zamieszanie wokół klubu?

Nas zapewniano, że mamy robić swoje i niczym się nie przejmować, że odnośnie przyszłego sezonu wszystko ustalane będzie na bieżąco, że trwają różne rozmowy i szukane są rozwiązania. Myśmy się dużo dowiadywali z Internetu, czytaliśmy m.in., że Comarch nie będzie się już tak angażował jak do tej pory, ale cały czas mówiono nam, że wszystko jest pod kontrolą i na pewno dogramy sezon. 

Byłeś zaskoczony rozstaniem z Cracovią?

Trochę byłem, zwłaszcza, że miałem wcześniej propozycje z innych klubów, ale wszystkim mówiłem, że chcę zostać w Krakowie. Mieliśmy zapewnienie, że drużyna wystartuje, chociaż pewnie z niższym budżetem, ale jednocześnie w pewnym momencie nie było ani trenera, ani prezesa.

Ja jak najbardziej czułem się brany pod uwagę na kolejny sezon, zwłaszcza, że kontrakt podpisałem na dwa lata. Później umowy z nami wszystkimi zostały rozwiązane z uwagi na zmiany w spółce i mieliśmy wrócić do tematu jak pojawi się nowy trener. W końcu pani Michalska została prezeską i ogłoszono nazwisko nowego szkoleniowca…i wtedy już wiedziałem, że może być ze mną różnie. I faktycznie, Krystian do mnie zadzwonił, powiedział, że ma listę zawodników, jestem na niej, ale na pewno nie będę jego pierwszym wyborem. Później tłumaczono mi, że nie spinam im się w budżecie, ale jednocześnie nikt ze mną nie rozmawiał o jakichkolwiek warunkach finansowych, skąd zatem pewność, że byśmy się nie dogadali? Szkoda, bo chciałem zostać w Krakowie, a jednocześnie przepadła mi bardzo atrakcyjna oferta z polskiego klubu, bo wcześniej już zadeklarowałem, że zostaję pod Wawelem. Później, kiedy posypały mi się plany, oni już mieli skompletowany skład. Czułem się w tej sytuacji niekomfortowo, bo nie jestem zawodnikiem, który zmienia klub co sezon i naprawdę zależało mi na tym, żeby jeszcze dla Cracovii pograć.

Kiedy ostatecznie okazało się, że to koniec mojej pracy w Krakowie, zacząłem się dowiadywać jak wygląda sytuacja w innych klubach. Przyznam, że szukałem innych opcji na spokojnie, byłem ciekaw jak wszystko się potoczy. Po tym jak media podały, że rozstałem się z Cracovią, odezwał się do mnie najpierw jeden ekstraligowy klub, potem drugi… ale wtedy pojawiła się kwestia powrotu do Gdańska. Mówię o barwach Fudeko GAS Gdańsk.

Wracasz do domu.

 Tak. Najpierw pojawiły się nieformalne rozmowy, finalnie jednak wszystko przemyślałem i zdecydowałem się wrócić. Zawsze chciałem wrócić do Gdańska, a teraz rozwijany jest tu całkiem fajny projekt, przy którym czuję, że będę mógł pomóc, dźwignąć go i, mam nadzieję, poprowadzić do ekstraklasy. Byłoby świetnie jakby najwyższy poziom rozgrywek wrócił do Gdańska, bardzo chcę w tym pomóc drużynie i tym chłopakom, którzy w większości nie grali jeszcze na takim poziomie. Zależy mi na tym, żeby mieli okazję zobaczyć jak to powinno wyglądać od zawodowej strony, chcę się tu przydać z moim sportowym i pozasportowym doświadczeniem. Mój powrót to dla mnie kolejne wyzwanie, ale też – mam nadzieję – fajna sprawa, tak dla klubu jak i dla kibiców. Mam też nadzieję na pokazanie wszem i wobec, że cały czas coś się w Gdańsku hokejowo dzieje, że wspólnymi siłami coś tu budujemy.

Świetnie, ale muszę zapytać, czy nie masz pewnych obaw w związku z tymi dramatycznymi zwrotami akcji w gdańskim hokeju? Hala Olivia nadal jest dla klubu Fudeko zamknięta… Nie obawiasz się, że drugi raz wchodzisz do tej samej rzeki?

Wiem jak to wszystko wyglądało w zeszłym roku i wiem na co się piszę. Plusem na pewno jest to, że jest lodowisko w Elblągu, na którym możemy od początku grać - to ogromna zmiana w stosunku do ubiegłego sezonu, gdzie klub w pewnym momencie nie wiedział na czym stoi. Teraz z góry zakładamy, że pan Kostecki nie udostępni nam lodu, nikt tu już nie ma co do tego złudzeń.

Nie musicie się już szarpać o lód.

Akurat ja chętnie bym się poszarpał, żeby nam ten lód oddali, bo, kurde, jesteśmy drużyną z Gdańska i fajnie byłoby grać w Gdańsku grać, tak? Jestem pewien, że nawet teraz, walcząc o ekstraklasę, mając taki skład, jaki szykujemy na ten sezon, to na nasze mecze na Olivii spokojnie przychodziłyby dwa, może nawet trzy tysiące ludzi - doskonale wiem jaki jest głód hokeja w Trójmieście. W każdym razie, nastawiam się na to, że w tym sezonie będziemy jeździli do Elbląga i w ogóle mi to nie przeszkadza.

Czyli celem Fudeko jest awans do ekstraklasy.

Przy takich wzmocnieniach, jakie zrobiliśmy, bo do Gdańska wrócił też Igor Smal, który nie tylko w ostatnich czterech latach grał w finałach Mistrzostw Polski, ale dosłownie milimetrów zabrakło mu, żeby zagrać na Mistrzostwach Świata elity, to absolutnie celujemy w wygranie tej ligi i awans. Mamy zawodników, którzy na pewno jeszcze się sportowo rozwiną i dużo dadzą tej drużynie.

Przypominam sobie filmik, jaki nagrałeś dla trójmiejskich kibiców Lotosu PKH Gdańsk przed przejściem do GKSu Tychy. Powiedziałeś wtedy, że nie żegnasz się z nami, tylko mówisz do zobaczenia.

– Dokładnie. Wróciłem.

Rozmawiała: Agatha Rae

 

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe