Bramkarz Dworów/Unii był jednym z najlepszych polskich zawodników podczas przedolimpijskiego turnieju w Rydze. - Idziemy w dobrym kierunku - mówi Tomasz Jaworski.
Michał Białoński: Jak Pan wytrzymywał takie bombardowanie? W meczu z Białorusią obronił Pan 34 strzały. W spotkaniach ze Słowenią i Łotwą również sporo.
Tomasz Jaworski: Byłem dobrze przygotowany fizycznie. Na dodatek w tym turnieju były przerwy reklamowe, które mi pomagały: zawsze mogłem się w ich trakcie napić, złapać oddech przy podniesionej masce.
Moje niezłe interwencje to marna satysfakcja. Byliśmy tak blisko, a przegraliśmy. Skończył się sen o olimpiadzie.
Szanse na wyjazd na olimpiadę straciliście w meczu z Łotwą. Co było jego przełomowym momentem?
- Szybka strata gola przy stanie 1:0 dla nas. Gdy Mariusz Czerkawski zdobył bramkę, miałem nadzieję, że wytrwamy bez strat przynajmniej do końca tercji. Gdyby się to udało, Łotyszom zaczęłyby drżeć ręce i w trzeciej odsłonie może jeszcze coś byśmy dorzucili z kontry. A tak po 16 sekundach było już 1:1.
Przy strzale pod poprzeczkę Pantelejewsa nie miał Pan szans.
- Bramkarz zawsze ma jakąś szansę, ale tym razem strzał był faktycznie precyzyjny. Podobnie jak przy drugiej bramce, gdy Siemionows uderzył z pierwszego krążka. Próbowałem instynktownie się przemieścić, ale nie zatrzymałem "gumy". Pozostaje nam się pocieszać tym, że jesteśmy coraz bliżej mocnych drużyn ze światowej elity. Niemal siedzimy im na plecach. Nie jest tak jak dawniej, gdy rozbijali nas 7:2. Idziemy w dobrym kierunku.
Wydawało się, że chociaż Słowenię pokonacie.
- Może dało znać o sobie zmęczenie? Trzeba wyciągnąć wnioski z tego turnieju i solidnie przygotować się do mistrzostw świata. Chcę przyjechać na Łotwę za rok. Będą tu wtedy MŚ gr. A.
Po tak wspaniałych występach w tym turnieju i wcześniej, w meczu z Gwiazdami NHL, może Pan chyba liczyć na angaż w jakiejś silnej lidze. Jakby Pan zareagował na ewentualną ofertę?
- Gdyby była korzystna, pewnie bym skorzystał. Ale za tylko nieznaczną poprawę warunków finansowych nie ruszałbym się nigdzie. Po co ryzykować utratę rodziny.
Michał Białoński, Ryga - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: