Przez dziesięć lat był najlepszym graczem drużyny, twarzą klubu. Kibice w mieście tak go kochali, że wybrali go nawet do rady gminy. Richard Král – to imię swego czasu w Trzyńcu znaczyło wiele. Teraz jednak na lokalnym lodowisku lepiej go nie wymawiać.
Chociaż wielu kibiców Trzyńca ciągle nie pozwala krytykować klubowej legendy i jednego z najlepszych napastników ekstraligi na przełomie stuleci, z kierownictwem klubu Král nie rozstał się w dobrych stosunkach. Nic więcej na ten temat nie chce mówić. I tak w wieku 44 lat zakończył karierę w ciszy i bez wielkich fanfar w polskiej lidze.
Fot. aktualne.cz
Świetny center rozegrał w ekstralidze 852 mecze, większość z nich dla Trzyńca, zdobywając imponującą liczbę 829 punktów. W obszernej rozmowie dla Aktuálně.cz Král teraz podsumowuję swoją karierę.
A.cz: Wielu zawodników twojej generacji mówiło, że to koniec, a potem wracało jeszcze do hokeja. Czy twoja decyzja jest definitywna?
Richard Král: Teraz mi hokeja nie brakuje, ale może za pół roku będzie inaczej. Chłopcy, jak Jirka Šlégr, którzy karierę zakończyli, a potem wracali na lód, są jednak trochę młodsi. Ja już mam 44 lata, po prostu to już odpowiedni czas.
Co najchętniej wspominasz?
Oczywiście srebrny medal z Pardubicami, gdy źle zaczęliśmy sezon, a następnie udało nam się podnieść. Wszystkie te lata w Pardubicach były piękne, tak samo jak dziesięć lat w Trzyńcu. Także w Bolesławiu przeżyłem piękne rzeczy, jak awans do ekstraligi. Można wiele wymieniać, ale najlepsze hokejowe lata miałem w Trzyńcu.
Właśnie z Trzyńcem kojarzy cię większość kibiców. Chociaż z klubem nie rozstałeś się w dobrych stosunkach, to ciągle tu mieszkasz. Zawsze chciałeś zostać w Beskidach?
Grałem tu dziesięć lat i były widoki na przyszłość. Mogłem pracować w klubie. Miałem taką obietnicę od kierownictwa, ale potem wszystko się niestety zepsuło. Początkowo chciałem się tu osiedlić, ale teraz już raczej jestem skłonny, by wrócić do Pardubic. Chyba tak zrobię. Mimo że zdaję sobie sprawę, że tak ładnego mieszkania w górach, jakie mam kawałek za Trzyńcem, nigdy nie dostanę. Tu wTrzyńcu jest ładnie, ale stąd wszędzie jest daleko, więc jeżeli nie mam tu pracy, to co bym miał tu robić?
A co teraz będzie chciał robić Richard Král?
Ma trenerską licencję B i jest w kontakcie z niektórymi klubami. Hokejem zajmuję się całe życie i chyba chciałbym w tym zostać.
Jakie masz pomysły?
Do tego nie da się tak po prostu wskoczyć. Rok lub dwa będę spokojnie pracować jako asystent gdzieś z młodzieżą, a potem się zobaczy. Albo mi się uda, albo nie. Mam do siebie krytyczny stosunek. Rzucić się na to, być pierwszym trenerem i organizować już letnie przygotowania – temu bym chyba nie podołał.
Niektórzy byli hokeiści, z którymi spotykałeś się na lodzie, teraz są hokejowymi ekspertami u Roberta Záruby w Czeskiej Telewizji. Taka praca by cię nie interesowała?
A wiesz, że chyba dziesięć lat temu rozmawiałem o tym z Robertem? Już strasznie długo się jednak nie widzieliśmy. Chyba by mnie to bawiło. Z drugiej strony nie wiem, czy bym temu podołał. Nie mam pojęcia, jak by mi to wychodziło. Może powinienem to sprawdzić.
Byłbyś surowy w ocenach? Jeśli byłbyś surowym krytykiem, zapewne będziesz i surowym trenerem.
To jest konieczne! Ja bym jednak chciał budzić jakiś naturalny respekt. Trener musi być surowy, ale także na swój sposób normalny. Dzisiejsza młodzież jest inna, niż myśmy byli. W nas wtedy szacunek był automatyczny, teraz chłopcy interesują się innymi sprawami.
A dlaczego teraz czeski hokej młodzieżowy nie jest tak dobry?
Młodzi nie dają hokejowi tyle, ile myśmy dawali. Jest to chyba spowodowane faktem, że teraz są inne możliwości. Za moich młodych lat niczego nie było. Nie było internetu, komputerów, gier. W weekendy uprawialiśmy sport. Chyba jest zrozumiałe, że teraz nie poświęcają się tak bardzo jak my.
Ty sam chciałeś w wieku piętnastu lat skończyć z hokejem, dlaczego?
To było w czasie, gdy mnie wyrzucili z Pardubic i z Havlíčkův Brod. Do szóstej klasy grałem w pierwszej formacji, tylko że nie rosłem i wszyscy mnie zaczęli przerastać. Z tego powodu nie grałem w młodzikach, byłem mały i raczej słaby. Aż w końcu zacząłem rosnąć i zaczęło się jakoś układać.
Nie grałeś dlatego, że nie urosłeś?
Niektórzy trenerzy mają taki pogląd: „wielki gra – mały nie”. To jest dla mnie lekcja na trenerską karierę, że nie mogę powiedzieć trzynastoletniemu chłopakowi, że jest słaby, gdy widzę, że jest zdolny i może jeszcze urosnąć. W końcu ten gracz jest sto razy lepszy i sprawniejszy niż chłopak mający już w ósmej klasie metr osiemdziesiąt. To jest przecież jasne, że tam w tym czasie wszystko się dopiero układa.
Twój tata, który cię przekonał, żebyś został przy hokeju, miał wtedy dobrego nosa, prawda?
Przede wszystkim miał rację. Ja się temu poświęcałem od pięciu lat, to byłaby głupota.
Widzisz. Ostatecznie wyrosła z ciebie prawdziwa legenda hokejowej ekstraligi. Jeszcze przed zeszłorocznymi występami Martina Růžički dzierżyłeś rekord w klasyfikacji punktowej, na czele tabel byłeś właściwie w każdym sezonie. Dlaczego kibice nigdy tak porządnie nie mieli okazji zobaczyć cię w reprezentacji?
(Zastanawia się) Było tak, dlatego że całe życie byłem przyzwyczajony do gry w pierwszej lub drugiej formacji, do tego, że drużyna opierała się na mnie. Chyba nigdy nie umiałem pogodzić się z grą w czwartej formacji i wchodzić na lód na przykład na siedem minut w ciągu meczu. Po prostu tak było, nie wiem, może tak miało być.
Takich zawodników jest więcej, prawda? Przychodzi mi na myśl na przykład Petr Leška ze Zlina, który w reprezentacji także nigdy porządnie nie zagrał.
Tak. Myślę, że takich zawodników jest dużo. Jeden umie to przyjąć, a drugi nie. Ja oprócz tego grałem też na przykład w hokejbal. I to mnie zajmowało bardziej. Gdy wiedziałem, że ode mnie coś zależy. (W roku 1998 Richard Král wygrał z reprezentacją Czech złoto na MŚ w tej dyscyplinie – przyp. autor).
Dziwne wydaje mi się też to, że nigdy nie pojechałeś za granicę. Chociaż w ekstralidze szalałeś, nigdy nie odszedłeś za pieniędzmi. Dlaczego?
Miałem ofertę z Magnitogorska i rozważałem ją, ale wtedy doszliśmy ostatecznie do porozumienia w sprawie trzyletniej umowy w Trzyńcu. Rok później zaczęły się problemy z klubem (2004/05) i teraz tego, że odmówiłem Magnitogorskowi, trochę żałuję. Wtedy Trzyńcowi dobrze szło i chciałem tu być. Do Rosji nie chciało mi się przenosić. W tamtym czasie nie było tam tak wielkich pieniędzy jak teraz. Ten rosyjski boom zaczął się cztery lata później. Chociaż i tak oferta Magnitogorska już wtedy była dużo lepsza niż ta trzyniecka.
Żadnej innej oferty nigdy nie było?
Ota Janecký jeszcze kusił mnie, abym przeszedł do Jokeritu. To było w roku, gdy przechodziłem ze Zlina do Pilzna. Tylko że ja po prostu wolałem być w domu, żeby nie musieć uczyć się języka i tam rozmawiać. Wolałem być tutaj.
Teraz zakończyłeś karierę i rozmyślasz o tym, co robić dalej. Może spróbować znowu iść do polityki? Kiedyś nawet byłeś radnym w Trzyńcu.
Ale to nie jest polityka. Działanie w tym mieście to nie to samo co siedzenie w parlamencie. A to by mnie nie interesowało. Tam nie ma nikogo, kto byłby lubiany (śmiech).
Ale jako radny Trzyńca byłeś wtedy w mieście bardzo lubiany.
Tak, to prawda, dostaliśmy dużo głosów. Ale szczerze mówiąc, trudno było to pogodzić z hokejem. Tak właściwie to chodziłem tylko na spotkania i nie mogłem się temu oddać całkowicie. Dlatego chyba po trzech latach zrezygnowałem. Zacząłem robić inne rzeczy i nie miałem nawet czasu na to, by się w pełni zaangażować. Nie byłem w żadnej komisji, raczej tylko uczestniczyłem w tych zebraniach.
Okazało się jednak, gdy odniosłeś sukces w wyborach, co dla Trzyńca wtedy znaczyło imię Richarda Krála, zgodzisz się?
Coś w tym jest (śmiech).
Co się stało, że twoje nazwisko nagle w Trzyńcu przestało być pozytywnie odbierane?
(Myśli) Było tego dużo, chyba musiałbyś zapytać pana Modera, prezydenta klubu.
Smuci cię to bardzo?
Każdego by to smuciło. Jakąś pracę tam w ciągu tych dziesięciu lat zrobiłem, a nagle się okazuje, że mnie tam w ogóle nie było. Ale jeżeli ktoś tak robi, to chyba ma jakiś powód do tego.
Teraz w Trzyńcu będzie otwarta nowa hala, w której pod stropem prawdopodobnie będą wisieć bluzy klubowych legend. Naprawdę nikt się nie odezwał w tej sprawie?
Nie. I myślę, że się nie odezwie. To jest niestety decyzja właściciela, koniec i kropka.
Kiedy w ogóle ostatni raz byłeś w Trzyńcu, żeby obejrzeć hokej?
Chyba przed trzema laty, gdy Robert Záruba zaprosił mnie do studia na rozmowę przy okazji ostatniego meczu finałowego. Poza tym nie chodzę tam.
Adam Sušovský – Aktuálně.cz
Tłumaczył: Tomasz Powyszyński
Czytaj także: