Po dwóch potyczkach GKS Tychy prowadzi z Podhalem 2-0, a Comarch Cracovia remisuje z Ciarko PBS Sanok 1-1.
Przed półfinalistami trzecie i czwarte rozdanie - rewanżowe dwumecze w Nowy Targu i Sanoku. GKS Tychy, obrońca tytułu mistrzowskiego, u siebie z „Szarotkami" wygrał pewnie 5:1 i 7:1 i znajduje się w dość komfortowej sytuacji. Natomiast stan rywalizacji Comarch Cracovii z Ciarko PBS Sanok jest remisowy (7:5 i 1:4), a kolejne konfrontacje zapowiadają sporo walki, bo nikt nie odpuści.
Pełna koncentracja
Liczy się tu i teraz - tak powiadają w tyskiej ekipie, gdzie wszyscy cieszyli się z dwóch zwycięstw, ale szybko o nich zapomnieli. - Najważniejsza jest piątkowa potyczka i na tym się koncentrujmy - mocno podkreśla kapitan, Michał Kotlorz. - Przede wszystkim trzeba utrzymać dyscyplinę na lodzie, bo ona jest podstawą ewentualnego sukcesu.
Hokeiści nie mieli wiele czasu na wypoczynek i dlatego środa dla nich była dość urozmaicona. Niektórzy wybrali się do siłowni oraz na rowery stacjonarne, zaś inni nie chcieli się rozstawać z taflą i zaliczyli zajęcia na lodzie. Była też obowiązkowa krioterapia w komorze, która jest na stadionie, oraz wizyta u fizjoterapeutów. Wczoraj trening taktyczny na lodzie, a dzisiaj po rozruchu wyjazd do Nowego Targu.
- Chcielibyśmy tę rywalizację szybko zakończyć, ale rywal należy do twardzieli i na własnym lodzie nie odpuści – z uśmiechem dodaje „Kotek”. - Dla mnie sporym zaskoczeniem była postawa bramkarza, który nie był najlepiej dysponowany. To jednak wewnętrzna sprawa górali, a my musimy patrzeć na siebie. Zwracamy sporą uwagę na grę defensywną i nie możemy pozwolić sobie na radosną twórczość. Chcemy prostymi środkami zmierzać do celu, bo im mniej kombinacji, tym większe zagrożenie dla rywali. I dlatego z Podhalem tak dużo strzelaliśmy na bramkę (86 razy - przyp.red.); z tego również nie możemy zrezygnować.
Zespół tyski wystąpi bez kontuzjowanych: obrońcy Łukasza Sokoła oraz napastnika Kamila Kalinowskiego, ale pozostali są zwarci i gotowi na twardą walkę z Podhalem.
Kłopoty kadrowe
Cracovia, dla wielu główny kandydat do złota, dość nieoczekiwanie przegrała rewanż z Sanokiem i jest w podwójnym kłopocie. Teraz w rewanżowym dwumeczu na pewno nie jest faworytem, bo ma poważne problemy kadrowe. Grzegorz Pasiut nadal pauzuje z powodu pachwiny, zaś drugi środkowy, doświadczony Damian Słaboń, w środę miał rezonans magnetyczny. Diagnoza: naciągnięte więzadła oraz stłuczona łąkotka i jego występ stanął pod znakiem zapytania. Na dodatek Maciej Urbanowicz otrzymał karę meczu i być może będzie pauzował. W Wydziale Dyscypliny PZHL czekali na protokół ze spotkania, ze szczegółowym opisem bójki.
- W pierwszym meczu wszystko nam wpadało, zaś w rewanżu role się odwróciły i stąd nieoczekiwana porażka - powiedział markotny Damian Słaboń. - Sanok to zupełnie inna drużyna niż w sezonie zasadniczym i wiedzieliśmy co nas czeka. Jednak nie przypuszczaliśmy, że możemy przegrać u siebie. Zabrakło Grześka Pasiuta, a potem Maciek Urbanowicz dał się sprowokować Robertowi Kosteckiemu i wdał się w bójkę. W tej sytuacji posypały się na nas nieszczęścia i na dodatek nie wykorzystaliśmy czterech przewag. Nie ma innej rady - teraz się trzeba zmobilizować i odwrócić losy tej rywalizacji. W Sanoku już w tym sezonie wygrywaliśmy i dlaczego nie mielibyśmy tego teraz zrobić?
Działacze z Sanoka w październiku drżeli, czy zespół znajdzie się w grupie silniejszej. Minęło kilka miesięcy i może on grać o złoto. To takie „czary mary” z wykorzystaniem luk regulaminowych. W zespole jest teraz 13 obcokrajowców, ale 7 z polskimi korzeniami...
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Czytaj także: