GKS Katowice po ciężkiej, siedmiomeczowej, rywalizacji półfinałowej z GKS-em Tychy wywalczył przepustkę do gry o złoto. Rywalem katowiczan będzie Re-Plast Unia Oświęcim. – To będzie bardzo wyrównana walka. Zresztą pokazał to już sezon zasadniczy – wyjawił Jakub Wanacki.
Podopieczni Jacka Płachty prowadzili z tyszanami już 2:0, ale w końcówce drugiej tercji stracili gola do szatni, który przywrócił rywalom nadzieje. Wyrównał Dienis Sierguszkin i byliśmy świadkami dogrywki. W niej decydujący cios zadał właśnie Jakub Wanacki, który w 74. minucie uderzył spod niebieskiej bez przyjęcia i pokonał Tomáša Fučíka.
– Nie wiem jak znalazłem się w tej sytuacji. Trzeba by było zobaczyć to na powtórce. Cieszę się, że mogłem jakoś pomóc, bo nie strzelam tych goli za dużo. Myślę nawet, że u bukmacherów nie można było nawet mnie wybrać jako strzelca bramki, więc cieszę się – mówił z uśmiechem Jakub Wanacki. – Nie ukrywam, że jest we mnie radość, bo zdobyć bramkę w dogrywce w siódmym meczu to fajna sprawa. Myślę, że to wspomnienie zostanie ze mną na dłużej. Teraz mamy parę dni na odpoczynek.
Katowiczanie w fazie półfinałów play-off mieli problem z utrzymaniem korzystnego wyniku do końcowej syreny. W meczu numer sześć wygrywali z tyszanami 2:1, ale na 18 sekund przed końcem trzeciej tercji pozwolili sobie na stratę bramki.
– Nie był to pierwszy raz, gdy w naszej grze coś się zacięło. W meczu numer dwa, numer sześć i dzisiaj tak samo. Taka drużyna jak GKS Katowice musi doprowadzić taki wynik do końca. Nie możemy tracić bramek w przewadze czy 20 sekund przed końcem. Dzisiaj też mieliśmy 2:0 i musimy szanować ten wynik, więc nie jest super kolorowo, ale cieszymy się, że mimo tych błedów trafiamy do finału – analizował na antenie polskihokej.tv doświadczony obrońca.
Jeśli ktoś popatrzyłby na to z boku, to można było dostrzec, że w dogrywkach katowiczanie z biegem czasu grali coraz słabiej.
– Ciężko to ocenić z boksu i stwierdzić, czy z biegem czasu szło nam coraz gorzej w dogrywkach. Wiedzieliśmy czego się spodziewać po Tychach i nie było mowy o lataniu „na hura” do przodu, tylko myśleliśmy o dobrej obronie. Tak jak było widać w dogrywce, jeden błąd zawodnika i jest akcja 3 na 2 lub 2 na 1 i to może zadecydować o meczu – przyznał „Wanawa”.
W decydującym meczu jeszcze pod koniec drugiej tercji prowadzili 2:0, ale pozwolili rywalom doprowadzić do dogrywki.
– Ja mogę mówić wyłącznie za siebie. Jak wychodzi się na lód, to już mysli się o następnej zmianie, żeby zagrać bezpiecznie i nie dać przeciwnikowi szansy na zdobycie gola. Chodzi o to, by sumiennie pracować. Tak zwana mrówcza praca, żeby znaleźć tę jedną sytuację, którą udało się znaleźć – dodał wychowanek Orlika Opole.
W finale Polskiej Hokej Ligi GieKSa spotka się z Re-Plast Unią Oświęcim, która po sześciu meczach wygrała rywalizację z JKH GKS-em Jastrzębie i w finale zagra po raz pierwszy od 17 lat.
– To będzie bardzo wyrównana walka. Zresztą pokazał to już sezon zasadniczy. Spotyka się pierwsza drużyna z drugą, więc cieszę się i czekam na te dobre mecze, bo nie wiadomo ile razy jeszcze będzie mi dane grać w finale. Oby jak najwięce, ale trzeba żyć tu i teraz. Cieszymy się, że jesteśmy w finale i myślę, że zakończy się on z pozytywnym skutkiem dla nas – podkreślił Jakub Wanacki.
– Z Unią do ostatniej kolejki walczyliśmy o pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym, dzięki czemu mamy teraz przewagę własnej tafli. Dzisiaj jeszcze nie chcę myśleć o finale tylko odpocząć, a misję Oświęcim zaczniemy od jutra – dodał
Nie da się ukryć, że kibice GieKSy są z zawodnikami bardzo zżyci i licznie przychodzą na ich starcia. Bilety na mecze rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
– Cały sezon jesteśmy wdzięczni fanom, bo też ich zasługa, że zajęliśmy pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym, bo przez cały sezon mieliśmy wsparcie z trybun. Jak graliśmy w Sosnowcu czy w Tychach, to tam też była cała hala i po to właśnie gramy. Na każdym lodowisku jest doping i to niezależnie dla kogo – zakończył.
Czytaj także: