To był mecz Patryka Wronki! 26-letni skrzydłowy skompletował hat tricka w wygranym 6:1 starciu z Re-Plast Unią Oświęcim. Zwycięstwo z biało-niebieskimi pozwoliło wrócić GKS-owi Katowice na fotel lidera. – Cieszę się, że pomogłem drużynie, ale najważniejsza faza sezonu dopiero przed nami. W niej muszę strzelać – powiedział „Wrones”.
HOKEJ.NET: – Twoje słowa wypowiedziane przed meczem, stały się faktem. Wygrywacie z Unią 6:1 i jesteście liderem Polskiej Hokej Ligi.
Patryk Wronka: – Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy wywalczyć pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym, to musimy wygrać ten mecz za trzy punkty. Rzeczywiście, przed meczem miałem w głowie taką myśl, że wygramy ten mecz. No i to nam się udało.
Teraz wszystko jest już w naszych rękach. Wyłącznie od nas zależy to, czy skończymy sezon zasadniczy na pierwszym miejscu czy nie.
Rozmiary tego zwycięstwa chyba też mogą cieszyć?
– Fajnie, że udało się pokonać rywala tak wysokim wynikiem, bo morale pójdzie w górę. Rywale też mieli swoje sytuacje, ale gdy wynik spotkania był na styku pomógł nam Johny. Zaliczył kilka świetnych interwencji. Szkoda, że nie udało nam się zagrać na zero z tyłu.
Dołożyłeś sporą cegiełkę do tego zwycięstwa, bo skompletowałeś hat tricka. W tym sezonie jeszcze nie strzeliłeś trzech goli.
– To prawda, dawno nie strzeliłem trzech goli. Cieszę się, że pomogłem drużynie, ale najważniejsza faza sezonu dopiero przed nami. W niej muszę strzelać (uśmiech).
Nie da się jednak ukryć, że przekułeś sportową złość na bramki, bo wcześniej nie do końca zgadzałeś się z orzeczeniami sędziego.
– Można tak powiedzieć (śmiech). Walczyliśmy, wynik był na styku i ja z tymi decyzjami nie do końca się zgadzałem. Może arbiter miał rację? Nieważne. Zaraz wpadły bramki, więc dłużej tego nie rozpamiętywałem i wyczyściłem głowę.
Te dwa gole zdobyte w końcówce drugiej tercji, w ciągu 57 sekund, były kluczowe dla losów spotkania?
– Odskoczyliśmy na 3:0 i to dało nam większą swobodę. Przed trzecią tercją mówiliśmy sobie w szatni, że nie możemy się cofnąć i cały czas musimy grać swój hokej. Tak też to wyglądało. Gdy strzeliliśmy gola na 4:0 i potem na 5:1 wiedzieliśmy, że ten mecz nie wymknie nam się już z rąk.
W pierwszej odsłonie zbyt długo nie pograliście, a wszystko przez problemy z mocowaniem bramki.
– To zawsze wkurza. Chcieliśmy grać, a siedzieliśmy w boksie. Wróciliśmy po tej przerwie i pokazaliśmy dobry hokej.
Te problemy sprawiły, że wasza podwójna przewaga była rozgrywana na kilka rat.
– Zgadza się, ale wydaje mi się, że w tym elemencie możemy prezentować się znacznie lepiej. Mamy jeszcze trochę czasu, by nad nim popracować.
Do końca sezonu pozostały wam dwa mecze: z Ciarko STS-em Sanok i Zagłębiem Sosnowiec...
– … i wszystko jest w naszych rękach. Jak zagramy swój hokej, podejdziemy do rywali z respektem, to zdobędziemy sześć punktów. Taki jest nasz cel.
Lubicie grać ze Zagłębiem?
– Średnio lubimy (śmiech). Mam nadzieję, że będzie dobrze i pokonamy ich w ostatnim meczu sezonu zasadniczego.
Na sam koniec zapytam o trochę "bratobójczą" rywalizację z Grzegorzem Pasiutem o tytuł najlepiej punktującego zawodnika sezonu zasadniczego.
– Zdrowa rywalizacja jest potrzebna, ale tutaj raczej mamy do czynienia z wzajemnym wspieraniem się. Gramy w jednej formacji, chcemy prezentować się jak najlepiej i pomagać drużynie. Nikt w szatni nie przywiązuje uwagi do tego, kto wygra klasyfikację kanadyjską, a kto będzie w niej drugi. Jesteśmy jednym zespołem i wszyscy mamy jeden cel.
Rozmawiał i notował: Radosław Kozłowski
Czytaj także: