Trener, który po rosyjskiej agresji na Ukrainę zrezygnował z posady w reprezentacji swojego kraju, by podjąć pracę w Rosji, tłumaczy, dlaczego to zrobił. Jego zdaniem odpowiedzialność za wojnę spada na oba kraje.
Andrej Podkonický przed rokiem poprosił słowacki Slovan Bratysława, a także krajowy związek hokeja na lodzie za naszą południową granicą o rozwiązanie umów, na mocy których zarówno w stołecznym klubie, jak i reprezentacji pełnił funkcje asystenta trenera.
Powodem było otrzymanie lukratywnej oferty z Rosji, gdzie został także asystentem w występującym w KHL Awangardzie Omsk.
Podczas gdy wielu obcokrajowców po rosyjskiej agresji zbrojnej na Ukrainę, opuściło Rosję, 46-letni trener wybrał drogę w przeciwnym kierunku, a po roku pracy w Omsku opowiedział o swoich wrażeniach w rozmowie ze słowackim dziennikiem "Nový Čas".
Według słowackiego szkoleniowca nie jest prawdą, że KHL funkcjonuje jako instrument wojennej propagandy rosyjskiej władzy. Jego zdaniem dowodem na to nie są także stroje hokejowe w militarnych barwach, które zakładały rosyjskie zespoły, oddając hołd armii.
- To, że zawodnicy zakładali militarne stroje przed meczami, to myślę, że było w hołdzie poległym żołnierzom. Robią to też w Stanach. Byłem w halach w całej KHL i nie widziałem ani śladu promowania tej wojny. Oczywiście mówią o tym, a każdy ma inne zdanie. Również w Rosji. Chociaż tam wojny w żaden sposób nie czuć. Na ich codzienne życie to nie wpływa. To jest samowystarczalny kraj - skomentował.
Podkonický wyraził ponadto opinię, że zaatakowana przez Rosję Ukraina również odpowiada za wojnę.
- Ja jestem za pokojem. Oczywiście nie jest dobrze, że jest wojna, ale oba kraje są za to odpowiedzialne. Nie chcę o tym zbyt wiele mówić, ale myślę, że w KHL nie jest prowadzona jakaś wojenna propaganda - tłumaczy.
Słowacki szkoleniowiec używa słowa "wojna", ale rosyjskie media, cytując jego wypowiedzi, tak jak mają w zwyczaju, zmieniają je na "specjalna operacja wojskowa". Dodają, iż zmiany dokonują zgodnie z obowiązującym w Rosji prawem, które nie pozwala używać w stosunku do wydarzeń na terenie Ukrainy słowa "wojna".
Podkonický przekonuje, że podjęcie decyzji o wyjeździe do Rosji nie było dla niego łatwe.
- Nie chodzi tylko o rodzinę - mówi. - Takie decyzje nie są w obecnej sytuacji łatwe. Każdy ma na to, co się dzieje, inny pogląd. Sport łączy się z polityką, a bez niej by właściwie nie istniał. Powtórzę, że to nie była łatwa decyzja.
Trener, który przed dwoma laty jako główny szkoleniowiec poprowadził Slovana Bratysława do mistrzostwa Słowacji, a z reprezentacją jako asystent selekcjonera sięgnął po brązowy medal Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie (2022), przyznał, że ważnym aspektem jego rozważań była także konieczność rezygnacji z pracy z kadrą.
W podjęciu decyzji o opuszczeniu reprezentacji i udaniu się do Rosji pomógł mu kanadyjski selekcjoner słowackiej kadry Craig Ramsay.
- Rozmawiałem z Craigiem długo i otwarcie. Było mu przykro, że opuszcza go asystent, z którym długo współpracował, któremu ufał i z którym był w reprezentacji właściwie od początku. Nie było to łatwe, ale powiedział mi, że dla trenera, który chce się rozwijać, jest to świetna oferta - mówi trener, który jako zawodnik grał w Rosji przez niecały sezon w barwach Witiazia Czechow.
Podkonický zostanie w KHL na kolejny sezon, bo przedłużył kontrakt w Omsku. Nie ukrywa, że przyjęcie oferty z Rosji oznaczało dla niego także znaczącą zmianę sytuacji finansowej.
- Oczywiście nie da się tego porównać z warunkami, jakie mają trenerzy na Słowacji czy w Czechach. Jestem żywicielem rodziny, a pieniądze z tego punktu widzenia są dla mnie ważne - tłumaczy. - Ze względu na sytuację, w jakiej znajduje się Rosja, nie była to taka lekka decyzja. Ale jako zawodnik raz odmówiłem przejścia do KHL, do Dinama Ryga, za co później miałem do siebie pretensje i powiedziałem sobie, że podobnego błędu już nigdy nie zrobię.
Słowacki szkoleniowiec zabrał także głos na temat braku powołań do reprezentacji tego kraju hokeistów z KHL. Zabrakło ich na tegorocznych Mistrzostwach Świata w Czechach, na których Słowacy w grupie zmierzyli się m.in. z Polską.
Podkonickiemu ta decyzja się nie podobała, a obwinia za nią sponsorów kadry i związku. Dodaje także, że zapadła za późno.
- Trudno o tym mówić. Związek wspierają i pomagają słowackiemu hokejowi różne firmy, które mają na to inny pogląd. Ktoś musi ten słowacki hokej żywić. Ale my nie jesteśmy takim wielkim krajem jak Kanada czy USA, gdzie 60 zawodników im odmówi, a oni nadal są w stanie wygrać Mistrzostwa Świata - przekonuje. - Chłopcy chcieli jechać i reprezentować kraj, ale rozumieją sytuację. Myślę jednak, że komunikacja z nimi mogła być lepsza. Niektórzy kończyli sezon wcześniej, w lutym, w marcu... Wystarczyło im powiedzieć.
Czytaj także: