Hokej.net Logo

Bez spółki nie byłoby hokeja

Bez spółki nie byłoby hokeja

29 marca hokeiści JKH GKS Jastrzębie rozegrali ostatni, siódmy finałowy mecz z Cracovią. Goście zwyciężyli i tytuł mistrzowski pojechał do Krakowa. Wielu kibiców było rozczarowanych porażką, ale stosunkowo szybko pojawiła się refleksja, że właśnie zakończył się najlepszy sezon w historii jastrzębskiego hokeja. Jeszcze nigdy w gablocie na Jastorze nie było trofeów za wicemistrzostwo i Puchar Polski. Minęło pół miesiąca. Nabraliśmy potrzebnego dystansu. I z tej perspektywy czas na podsumowujący mijający sezon wywiad z prezesem JKH GKS Jastrzębie, Kazimierzem Szynalem. Na początek musiały jednak paść pytania o nowego trenera naszej drużyny...

- Hokeiści JKH GKS Jastrzębie mają nowego trenera.
Kazimierz Szynal (prezes JKH GKS Jastrzębie)- Tak, jest nim Mojmir Trličik, który ma za sobą między innymi pracę w Vitkovicach, gdzie wywalczył tytuł wicemistrza Czech, a także w słowackim Liptowskim Mikulaszu. Trličik był również asystentem selekcjonera kadry naszych południowych sąsiadów Aloisa Hadamczika na Igrzyskach Olimpijskich w Turynie.

-Jakim sposobem trener z takim CV znalazł się w Jastrzębiu?
- Cóż, JKH GKS Jastrzębie jest wicemistrzem Polski oraz zdobywcą krajowego pucharu. Stąd nasz klub jest coraz bardziej znany i cieszy się zainteresowaniem nie tylko trenerów, ale też zawodników.

- Obraliście ostatecznie kierunek południowy, choć krążyły pogłoski o spoglądaniu na wschód.
- Polskie kluby obierają różne kierunki. Jeśli chodzi o wschód, to na pewno jest to obecnie kierunek dość modny, chociażby z uwagi na zatrudnienie w charakterze selekcjonera Igora Zacharkina. Tak zadziałała Unia Oświęcim. My uznaliśmy, że bardziej interesuje nas kierunek czeski i słowacki, bo w końcu zawodników z tych krajów mamy w kadrze. Trener Trličik zna tę mentalność i ma spore rozeznanie w hokeju czeskim i słowackim, ale również w polskim.

- I jak trener z brązowym medalem olimpijskim zapatruje się na hokej w kraju, którego reprezentacja dostaje od Japonii 2:5?
- Tak teraz wygląda hokej. Japonia czy Węgry swego czasu mocno zainwestowały w hokej. Do tego doszła odpowiednia praca z młodzieżą i stąd ich reprezentacje grają w wyższej, niż nasza, dywizji. Natomiast trener Mojmir Trličik bywał u nas na meczach. Powiem tylko, że podjął się zadania i, jak zawsze, będziemy grali o najwyższe cele.

- A jakie dokładnie cele zarząd JKH GKS postawił przed szkoleniowcem?
- Nie było jakiegoś specjalnego celu. Mamy grać dobrze, ładnie dla oka i wygrywać.

- Sakramentalne pytanie o Jiřiego Režnara oczywiście musi paść. Dlaczego odszedł? Pojawiały się różne domysły związane z jego pensją, nieporozumieniami z zawodnikami czy ofertami z innych klubów. Dziś Režnar jest w Znojmie.
- Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że rozstaliśmy się z trenerem Režnarem w zgodzie. Nie było żadnych kryzysowych sytuacji, ale umówiliśmy się, że treści i szczegóły naszych rozmów pozostaną między nami. Skończył się kontrakt i było kilka powodów, że nie został przedłużony. Ale nie mogę ich ujawnić.

- Pan oczywiście zdaje sobie sprawę, że był to spory szok dla kibiców.
- Jest wiele przykładów z różnych dyscyplin, gdzie trener odnosi sukces, a następnie odchodzi do innej drużyny. Tak bywa nie tylko w hokeju, ale też w futbolu...

- W Sanoku nie skończyło się to szczęśliwie.
- Nikt nie jest na wieki przywiązany do jednej drużyny. Uznaliśmy wraz z trenerem Režnarem, że te trzy lata współpracy wystarczą. Zgadzam się z twierdzeniem, że jest to ryzyko. W minionym sezonie zdobyliśmy bardzo wiele i, niezależnie z jakim trenerem, czy Režnarem, czy Trličikiem, czy Bykowem, będzie nam bardzo ciężko to powtórzyć. Musimy zdawać sobie z tego sprawę. Kibice muszą o tym wiedzieć.

- O tym, że będzie ciężko, zarząd wspomniał nawet w oficjalnej informacji o nieprzedłużeniu kontraktu z Režnarem.
- Mamy dobrą drużynę, w której panuje fajna atmosfera. To zespół budowany od wielu lat. Nie bawimy się w żadne rewolucje. Pracujemy, aby drużyna była silniejsza z sezonu na sezon, a trafiający tu zawodnicy rozumieli się na tafli. Kwestie finansowe też są ważne, ale zostawmy je na boku, bo czasami wiąże nas nawet tajemnica handlowa. Będę powtarzał, że z takimi ekipami, jak Sanok, Cracovia, Tychy czy Unia będzie nam się grało ciężko. Te kluby dysponują dobrymi zawodnikami i solidnymi budżetami.

- Czy Jastrzębska Spółka Węglowa zwiększy nakłady na hokej w związku z ostatnimi sukcesami?
- Musimy pamiętać, że działalność klubu siatkarskiego i hokejowego w Jastrzębiu Zdroju to zasługa sponsora strategicznego, jakim jest JSW, a także miasta i mniejszych sponsorów. Kibice muszą być i są za to wdzięczni. Bez spółki nie byłoby hokeja w naszym mieście.

- Pan Prezes zręcznie nie odpowiedział na pytanie...
- Powiem tyle, że JSW jest zadowolona z sukcesów sportowych, między innymi z sukcesów hokeistów. Co roku tworzony jest plan sponsoringowy, a my jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co dzieje się w tej chwili.

- Radosław Sikorski powinien przyjechać na Jastor na korepetycje z dyplomacji.
- Nie skomentuję (śmiech).

- Wróćmy zatem do kwestii, od której zaczynaliśmy rozmowę. Pan Prezes powiedział, że klub cieszy się zainteresowaniem nie tylko trenerów, ale też zawodników. Jakie zmiany kadrowe nas czekają?
- Na pewno gro zawodników zostanie w Jastrzębiu. Niektórzy z nich mają już podpisane kontrakty, a inni rozmawiają z zarządem na ten temat. Bez wątpienia ktoś odejdzie, ale nie chcę wymieniać nazwisk. Dziwną byłaby sytuacja, że zawodnik dowiaduje się o takiej decyzji klubu z mediów. Mamy kilkanaście dni po sezonie i siłą rzeczy nie wszystkie decyzje zdążyliśmy już podjąć. Ponadto swój głos będzie miał też nowy trener, który otrzyma materiały z grą naszej drużyny do analizy.

- Czy Mojmir Trličik zażyczył sobie już jakichś transferów?
- Nie było jeszcze tego typu rozmów. Trener zna realia polskiego hokeja i wie, jak dużo zależy od pieniędzy. Na pewno jednak kontynuować będziemy kierunek czeski i słowacki, zarówno z uwagi na szeroko pojętą logistykę, jak i koncepcję budowy drużyny, którą realizujemy od wielu lat.

- Trener będzie mógł liczyć na Richarda Krala. Jak udało się przekonać „Ryśka” do pozostania w Jastrzębiu?
- „Rysiek” jest człowiekiem z nieco innej epoki hokejowej. Jest świetnym hokeistą. To, że postanowił pozostać w Jastrzębiu, to bardzo dobry prognostyk. Podpisaliśmy umowę już w lutym, co było odpowiednim sygnałem przez fazą play-off dla innych zawodników, iż warto tu grać.

- Czy asystentem nowego trenera będzie Daniel Czubiński?
- W tej sprawie też jeszcze nie podjęto decyzji.

- A w pozycja bramkarza? Ramon Sopko mógł liczyć, przyjeżdżając do Polski, że będzie gwiazdą. A tymczasem finały miały innego bohatera.
- Sopko został sprowadzony w sytuacji, gdy Kamil Kosowski pojechał na testy do Lva Praga. W zasadzie zostaliśmy wówczas bez bramkarza. Wtedy na rynku pojawiła się oferta Ramona, który wrócił z Francji. Potem okazało się, że Kamil jednak zostaje, a do tego doszedł jeszcze Krzysztof Zborowski. Mieliśmy trzech mocnych bramkarzy, a na tylu nas nie stać. Ostatecznie Ramon i Kamil pozostali w klubie, a w odwodzie mamy jeszcze Kamila Fecia. Sopko i Kosowski mieli bronić na przemian do czasu, aż trener nie wyrobi sobie zdania o tym, który z nich jest lepszy. Był taki okres, że Kamil świetnie bronił w Pucharze Polski, a potem z kolei bardzo dobrze spisywał się Ramon. Następnie był pamiętny półfinał w Tychach, w którym Kosowski zastąpił Sopkę przy stanie 3:1 dla rywali. Na chwilę obecną nie jest postanowione, czy obaj zostaną w klubie. Losy tej pozycji będą się jeszcze ważyć.

- A losy defensywy? Po niektórych interwencjach bolały zęby.
- Powiem bardzo krótko. Drużyna na pewno wymaga korekt w zakresie defensywy.

- Zatem przez klubem naprawdę sporo decyzji do podjęcia. Ile zarząd i trener dają sobie czasu na znalezienie odpowiedzi na powyższe kwestie?
- Cóż, im szybciej, tym lepiej. Trzeba jednak pamiętać, że decyzje klub musi podejmować po rozmowach z konkretnym zawodnikiem. Musi poznać jego oczekiwania i zapatrywania.

- W kwestii niektórych zawodników, szczególnie młodych, krążyła pogłoska, że trener Jiři Režnar niespecjalnie dobrze ich traktował.
- To są trudne sprawy. Nie chciałbym wchodzić w kompetencje nowego trenera, ale dochodziły do mnie głosy, że młodzi zawodnicy nie czuli się doceniani. Teraz jest nowe rozdanie i będą mogli pokazać się szkoleniowcowi i przekonać go do siebie.

- Przejdźmy zatem do kwestii młodzieży. Dotacja z miasta na jej szkolenie została obcięta o około połowę, o czym z żalem informował Pan niedawno.
- Tak, to prawda, ale z kolei w innych pozycjach, takich jak stypendia, środki wzrosły, więc per saldo ilość przekazanych pieniędzy jest podobna. Miasto ufundowało również nagrody za zdobycie Pucharu Polski oraz obiecało kolejne za wicemistrzostwo Polski. Z radością dziękujemy za już i prosimy o jeszcze.

- Przed finałem kibice mieli okazję dowiedzieć się o sukcesach młodych hokeistów JKH GKS.
- Cały czas uaktywniamy nabór do najmłodszych grup. Coraz lepiej to wychodzi. Ciągłość szkolenia dzieci jest zachowana. To pochłania niemałe środki. Klub opłaca trenerów, wyjazdy czy sędziów, a trzeba też wspomnieć o znacznym udziale rodziców w tym dziele. Podtrzymywane będą na pewno kontakty z Czechami i Słowakami poprzez udział w turniejach i rozgrywkach ligowych, a także we wspólnych programach Unii Europejskiej w ramach Euroregionu Śląsk Cieszyński. Realizujemy już piąty taki program. Zajmują się tym Mariusz Bernacki i Jacek Chrabański. Mariusz Bernacki odpowiada też za rozliczanie wniosków i dotacji.

- Przed rokiem napisał Pan ostry w formie i treści list otwarty o kondycji polskiego hokeja. Potem nastąpiły zmiany w PZHL. Jak Pan je ocenia?
- Tak, nastąpiła zmiana zarządu w Związku. To, co działo się po zjeździe, oceniam pozytywnie. Zobaczymy, co będzie dalej. Kilka pociągnięć na pewno zbliżyło nas do elity, jak chociażby zatrudnienie w roli selekcjonerów kadry Igora Zacharkina i Wiaczesława Bykowa czy też skorzystanie z wiedzy i usług innego rosyjskiego trenera w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Ponadto wyposażono pierwszą reprezentację oraz ekipy młodzieżowe w odpowiedni sprzęt. Zapewniono też bazę i czarter do Doniecka na Mistrzostwa Świata. Zobaczymy, jakie będą tego wszystkiego efekty. Ale, jak to mówią, nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca.

- A czy reprezentacja zawita ponownie na Jastor?
- Nie jest to wykluczone. Na razie jednak nic nie zostało zaplanowane. Na pewno jednak jesteśmy gościnni i chętnie podejmiemy reprezentację Polski.

- No to na koniec małe podsumowanie. Kawa na ławę Panie Prezesie. Rozmawialiśmy przed sezonem, był Pan optymistą, ale chyba nie spodziewał się takich sukcesów.
- Na pewno bralibyśmy to w ciemno. Musimy sobie zdawać sprawę z ich wagi. Tylko jacyś straszni malkontenci mogą narzekać na ten sezon. Puchar Polski zdobywamy w Sanoku przy pięciotysięcznej widowni. Przegrywamy dwiema bramkami, a ostatecznie zwyciężamy 4:2, strzelając trzy gole w trzeciej tercji. Jakiś statystyk powiedział potem, że Sanok nie stracił trzech goli w jednej części gry od wielu lat. To już zapisało się w historii jastrzębskiego nie tylko hokeja, ale całego sportu. Finałowe mecze z Cracovią też przeszły do historii. Sam awans do finału po pokonaniu Tychów w czterech meczach, w tym po dwóch spotkaniach na wyjeździe wygranych w rzutach karnych... Potem przegrywaliśmy u siebie 1:3 z Cracovią, a mimo to wygrywamy 5:4. Takich wyników mógł spodziewać się tylko jakiś superoptymista.

- I Stanisław Snopek.
- To prawda (śmiech). Jeśli chodzi o mecze finałowe, to ułożyły się one dla nas po prostu źle. Chłopcy wyszli na pierwsze spotkanie stremowani jego stawką. Potem pechowo, po karnych, przegraliśmy w Krakowie. Następnie, już siłą rozpędu, Pasy wygrały trzeci mecz, choć na pewno nie można odmówić nam ducha walki. A później trzykrotnie zwyciężaliśmy. Podnieśliśmy się. Powtórzę - tylko jakiś straszny malkontent może powiedzieć, czy też napisać w internecie, że siódmy mecz to była żenada. To spotkanie źle się dla nas ułożyło. Straciliśmy kuriozalną pierwszą bramkę. Potem goniliśmy wynik. Pod koniec trzeciej tercji Cracovia podwyższała rezultat, ale przecież musieliśmy zdjąć bramkarza i grać o pełną stawkę. Goście mieli więcej szczęścia i, być może, odrobinę więcej doświadczenia. I po takim sezonie ktoś pisze, że to była żenada? Żeby zadowolić taką osobę, musielibyśmy chyba zdobyć mistrzostwo świata...

-Załatwił nas jastrzębianin.
- To jest zawodowy, profesjonalny sport. Gdyby takie warunki, jakie dziś są w Jastrzębiu, były tu piętnaście lat temu, to Leszek Laszkiewicz bez wątpienia grałby w naszym klubie. Niestety, musiał szukać chleba poza Jastrzębiem i tak trafił do Krakowa. Pamiętajmy, że Cracovia też grała o zaszczyty i medale. Też chciała wygrać. Mam nadzieję, że niezależnie od tego, kto jest trenerem, będziemy mogli powtórzyć te sukcesy. Ale zdaję sobie sprawę, że będzie to bardzo ciężkie.

-Ten drugi sezon bywa najtrudniejszy. Wspiąć się na szczyt jest łatwiej, niż na nim utrzymać. Przykładów nie trzeba szukać w innych miastach.
- W latach siedemdziesiątych bokserzy GKS Jastrzębie wywalczyli mistrzostwo Polski, a później nie potrafili tego sukcesu powtórzyć. Podobnie siatkarze, którzy w 2004 roku zdobyli tytuł, ale potem złota już nie odzyskali. Obyśmy przerwali tę złą passę. A przecież podobnie było z piłkarzami, którzy zaledwie jeden sezon spędzili w ekstraklasie. Zresztą, trudno nie przypomnieć tu pierwszego sezonu jastrzębskiego hokeja w najwyższej klasie rozgrywkowej. Drugiego już niestety nie było.

-Wspomniał Pan o wpisach w internecie i „żenadzie”. Jastor pękał w szwach. Na Leśnej pojawiło się wiele osób, które wcześniej nie były na hokeju. Jeśli ktoś nie widział trzydziestu meczów w sezonie, a zobaczył tylko ten ostatni, to potem narzekał. Ale chyba z tego ziarna może się coś zrodzić.
- Na finałach pojawiło się bardzo dużo kibiców. Dziękuję im za doping, mimo że przegraliśmy ten decydujący mecz. Ale wierni sympatycy JKH GKS byli z nami do końca. Wiadomo, że sukces przyciąga kibiców i ciągnie w górę dyscyplinę. Tak było chociażby w przypadku piłki ręcznej, gdzie sukcesy reprezentacji przełożyły się na zainteresowanie kibiców i mediów. Mam nadzieję, że ci, którzy w marcu byli na hokeju pierwszy raz w życiu, przyjdą ponownie.

-Odnośnie pękającego w szwach Jastora pojawiły się zarzuty, że klub sprzedał więcej biletów, aniżeli było miejsc na obiekcie. Stąd ścisk.
- Nie, to nie tak. Prawdą jest, że część kibiców to zaproszeni goście ze strony miasta i sponsorów. Byli również specjalni goście w postaci kadry i sztabu szkoleniowego żeńskiej reprezentacji Polski, przygotowującej się do mistrzostw. Mogę zapewnić, że biletów sprzedaliśmy dokładnie tyle, ile wynosi pojemność lodowiska. Ani jednego ponad tę liczbę.

-Zapewne wie Pan, kto najbardziej potrafił w tym sezonie rozbujać publiczność na dużej trybunie. Czy za „Leeeeoooo” będzie jakaś nagroda od klubu dla Jarka Sendala?
- Jarek jest zawsze mile widziany na Jastorze. Zachęcam go, aby nadal głośno wspierał jastrzębski hokej. W nowym sezonie zostanie specjalnie uhonorowany. Proszę nie pytać, w jaki sposób. To będzie niespodzianka (śmiech).

Rozm. Mariusz Gołąbek

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe