Brett Hull - król strzelców, król imprezy
Dzisiejsze hokejowe gwiazdy rocka to przy legendach lat 90. zaledwie gwiazdy disco polo. Pusty śmiech ogarnia dzisiejszą starą gwardię, gdy słyszą „dzikie historie” o tym, jak jeden zawodnik zapalił raz papierosa ukradkiem nie dając się złapać trenerowi. Ktoś inny przyszedł na odprawę nie w garniturze, a jeszcze innym razem dwóch zawodników obrażało się dosyć mocno, ale oczywiście nie tak, by obrazić jakąkolwiek mniejszość czy społeczność. Bohater tego artykułu ma na koncie jazdy, za które dziś połowa ligi wyrzuciła by go na twarz, a bramki zdobywane przez niego na podwójnym gazie są nie do powtórzenia dla większości dzisiejszych super fit dzieciaków. Brett Hull to była prawdziwa gwiazda rocka.
W tym roku na urząd prezydenta jednego z ważniejszych krajów świata wystartuje człowiek, co do którego wielu zadaje sobie pytanie czy gość w ogóle jest świadomy, że kandyduje.
Odnośnie Bretta Hulla, choć zupełnie z innych powodów, wielu miało wątpliwości czy był on świadomy większości swoich osiągnięć. Jego ojciec miał pseudonim „Golden Jet” (nadali mu go kibice Winnipeg Jets), a on sam dostał przydomek „Golden Brett”.
„Złoty Brett” trzasnął sobie dwa Puchary Stanleya, w tym jeden z najlepszą zdaniem Wayne’a Gretzkiego drużyną w historii, czyli Detroit Red Wings anno domini 2002. Niecałe 1300 spotkań w NHL, niecałe 1400 punktów, w tym 741 goli! Szacunek dokładnie calutkiej ligi, tytuł jednego z najlepszych hokeistów w historii USA i zaproszenia na imprezy na dwie dekady w przód… aż do dziś.
Brett Hull miał szacunek do innych gwiazd ligi
…i chętnie uczył go młodszych, nieokrzesanych zawodników. Kiedy w barwach Detroit Red Wings debiutował Sean Avery (wkrótce okaże się najbardziej znienawidzonym zawodnikiem ligi), drużyna rozgrzewała się jednego wieczoru przed spotkaniem z ich arcywrogami – Colorado Avalanche. Sean Avery lubił pyskować, więc gdy niedaleko niego znalazł się legendarny kapitan Lawin, Joe Sakic, Avery otworzył już usta pełen nadziei na możliwość obrazy przyszłego menadżera Avalanche.
Zdołał jednak wydusić z siebie tytuł piosenki Jimmy’ego Hendrixa, bo jedynie słowa „Hey Joe!”. W tym momencie Brett Hull trzepnął go w głowę z otwartej ręki od tyłu niczym główny bohater serialu „On, ona i dzieciaki” swojego syna. Zdziwiony tym Avery spojrzał na starszego kolegę z drużyny, a ten wściekły złapał go za wszarz i syknął:
– Masz zakaz odzywania się do pana Sakicia, rozumiesz gówniarzu?
Brett Hull imprezuje tak, jak ty nigdy
Złoty Brett znany był od zawsze z zamiłowania do dzikiego imprezowania. Po jednym z treningów St. Louis Blues, nasz bohater oraz twardziel drużynowy, znany wszystkim w mieście Kelly Chase (obecnie walczący z nowotworem – trzymamy kciuki!) wyszli na parking mając nadzieję, że ten drugi przyjechał autem. Okazało się, że nikt z nich nie przyjechał samochodem, w związku z czym Hull zniknął na kilka chwil i pojawił się z kluczykami do samochodu trenera.
– Tak po prostu pożyczył ci samochód? – zapytał zdziwiony Chase.
– Nie ma problemu – odparł Hull.
Panowie pojechali imprezować, co czynili do rana, łącznie z rozpaleniem ogniska przy samochodzie z przypadkowo poznanymi ludźmi. Kluczyki wróciły na miejsce i jakimś magicznym cudem trener nigdy nie zorientował się, że jego legendarny skrzydłowy pożyczył sobie jego bryczkę do celów osobistych.
Hull grał na kacu tak, jak nikt inny nie umiał na trzeźwo
Złotą zasadą zawodnika było to, że nienawidził on porannych treningów. Nie było żadną tajemnicą, że napastnik lubił poimprezować, a granie na kacu zupełnie mu nie przeszkadzało. Obecnie media podniecają się tym, że Mitch Marner wypił piwo (o ile było to piwo) przed meczem. Za czasów Hulla zawodnicy wypijali po kilka browarów i palili papierosy w szatni.
Trener Blues poprosił go kiedyś, aby mocno starał się na porannym treningu, by zagrzać do walki pozostałych, równie zniechęconych do porannego grania kolegów. Hull wyjechał następnego dnia na lód i zmotywował swój zespół słowami:
– Po co my to kur** robimy?
Sean Avery mieszkał przez jakiś czas z Hullem, który pomagał mu zaadaptować się w drużynie. Avery wspominał, jak Hull potrafił ciężko imprezować calutką noc. Sean musiał budzić go rano na trening i wyciągać go z ramion dwóch kobiet (ustawiały się one do Amerykanina w kolejce), by obaj zdążyli na zajęcia.
Nikt nie punktował tak w trybie „wczorajszym” jak Hull. Zawodnik dosłownie znudził się strzelaniem bramek w barwach Blues i próbował być playmakerem więcej podając niż strzelając. Szybko jednak uświadomiono go, że ma on płacone za zdobywanie goli. Przychodziło mu to z niezwykłą łatwością, co jest zaskakujące chociażby dlatego, że na testach sprawnościowych wychodził nie najlepiej.
Bretta bawiło, że go nienawidzisz
Zawodnik nie ma co pokazywać się w Buffalo. Kibice Sabres oskarżają go o niesłusznie zdobytą bramkę, która pozbawiła ich Pucharu Stanleya. Rzeczywiście, napastnik nie dość, że stał w polu bramkowym Dominika Haška (wówczas było to niedozwolone), to jeszcze machnął kijem tak, że uderzył w łapaczkę Dominatora. W ten sposób Stars zdobyli ligę, a Brett był ich bohaterem.
Często pokazywał się w koszulce z napisem „kanciarz”, bo tak nazywali go kibice Sabres. Absolutnie nie przejmował się jakąkolwiek krytyką i całe przedstawienie traktował jak zabawę. To doprowadzało do wściekłości kibiców Szabel, którzy do dziś mówią, że Puchar niesłusznie pojechał do Teksasu.
Legendarne wypowiedzi
Brett słynął z ciętego języka, szybkich ripost i legendarnych odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Grając w Detroit, Brett pytał Daciuka w trakcie meczu, dlaczego ten mu nie podał.
– Byłeś kryty – powiedział Rosjanin.
– Strzeliłem ponad 400 bramek będąc krytym – szybko odparł Hull.
Grając w barwach Stars, Hull narzekał, że ich ówczesny trener, Mike Keenan, nie ćwiczył z nimi gry w przewadze. Gdy nowy szkoleniowiec Joe Quenville przejął ekipę i podczas treningu zaczął rysować im schemat ćwiczenia gry w „power play”, sfrustrowany bohater artykuły krzyknął:
– Daj spokój, nie mamy kur** talentu, żeby zrobić takie coś.
Komentarze