Tyler Johnson, dwukrotny zdobywca Puchary Stanleya, oficjalnie dołączył do Boston Bruins. Amerykanin podpisał roczny kontrakt z "Niedźwiadkami", na mocy którego zarobi 775 tysięcy dolarów.
Wraz z parafowaniem kontraktu z Johnsonem, bostoński klub domyka licząca już 23 zawodników kadrę, ale nadal ma ponad pół miliona dolarów do osiągnięcia limitu pensji na ten sezon, zatem niewykluczone, że kierownictwo jeszcze kogoś ściągnie.
34-letni, dobrze radzący sobie w defensywie, środkowy napastnik większość swojej dotychczasowej kariery w NHL rozegrał w barwach Tampy Bay Lightning, z którymi w 2020 i 2021 roku sięgnął po Puchar Stanleya. Od sezony 2021/22 Johnson grał w Chicago, a teraz podpisał roczny kontrakt z Bostonem. Co ciekawe, mistrz świata juniorów z 2010 roku, chociaż brał udział w przedsezonowym obozie przygotowawczym, na umowę musiał poczekać aż do rozpoczęcia rozgrywek.
– Ta sytuacja sprawiła, że byłem nieco w zawieszeniu. Wiedziałem, że Bruins chcą mnie zatrudnić, więc nie przyjmowałem ofert z innych klubów, ale jednocześnie dość długo siedziałem jak na szpilkach i czekałem na kontrakt – przyznał Amerykanin w rozmowie w z serwisem sportskeeda.com.
Ten sam portal podaje główne powody, dla których "Niedźwiadki" zdecydowały się na zatrudnienie Johnsona.
Po pierwsze, w ich składzie brakuje prawdziwych hokejowych weteranów, którzy byliby liderami w drużynie. A teraz ktoś taki pojawi się w szatni, w dodatku ktoś, kto dwukrotnie wzniósł Puchar Stanleya, więc to na pewno wpłynie dobrze na morale młodszych kolegów z drużyny.
Po drugie, 34-latek jest wszechstronnym zawodnikiem, który choć jest napastnikiem, bardzo dobrze radzi sobie w defensywie. Potrafi grać w formacjach specjalnych.
Czytaj także: