Fatalne niedopatrzenia sędziów w Jastrzębiu-Zdroju [WIDEO]
Po ostatnim spotkaniu JKH GKS Jastrzębie z GKS-em Katowice rozgorzała dyskusja na temat pracy arbitrów, a także ich rażących niedopatrzeń po obydwu stronach tafli. Przepisy gry i materiały wideo jasno dowodzą, że Paweł Kosidło i Tomasz Radzik popełnili karygodne błędy, które mogły narazić zawodników na uszczerbek na zdrowiu.
Sytuacja I: Filip Starzyński uderzony kijem w twarz przez Jiříego Klimíčka – 19. minuta.
Po wrzutce Mularczyka w stronę Nechvátala, Jiří Klimíček i Filip Starzyński najeżdżali na bramkę. Aktywnie kryjący czeski defensor wszedł w fizyczny kontakt z napastnikiem GieKSy, a następnie energicznie podniósł kij, trafiając go wprost w twarz. Ciężko jest się doszukiwać specjalnej złośliwości w zagraniu Klimíčka, ale przepisy jasno precyzują, jak należy rozstrzygać takie akcje. Nieroztropna gra wysokim kijem jest karana co najmniej karą mniejszą. Sędziowie, którzy byli blisko akcji, nie wychwycili jednak tego ewidentnego faulu i zdecydowali się na przerwanie gry dopiero w momencie, gdy poturbowany Starzyński zjechał do swojego boksu. Naradzali się wespół z kapitanami, potem sprawdzili, czy nie doszło do zranienia poszkodowanego (zgodnie z przepisami Klimíčka spotkałaby wówczas podwójna kara mniejsza), a następnie poświęcili jeszcze chwilę na dyskusję. Dlatego też zdziwienie budzi fakt, że postanowili oni puścić grę.
Sytuacja II: Marek Hovorka atakuje głowę Filipa Starzyńskiego – 24 minuta.
Druga sytuacja, a poszkodowanym ponownie okazał się być Filip Starzyński. Nie da się znaleźć logicznego wytłumaczenia niesportowego zachowania Hovorki. Lider klasyfikacji kanadyjskiej Polskiej Hokej Ligi słynie z zadziornej gry, ale tym razem zdecydowanie się zapędził, narażając zawodnika GieKSy na poważne niebezpieczeństwo. Jastrzębianie utrzymywali się przy krążku, a Starzyński stał biernie na linii niebieskiej pod tercją ofensywną rywala. Wtem Hovorka najeżdżając uderzył łokciem niczego nie spodziewającego się hokeistę wprost w głowę. Artykuł 124. jest w tym względzie surowy: takie zagrania piętnowane są w najłagodniejszym wydaniu karą mniejszą plus karą dziesięciu minut za niesportowe zachowanie, a w przypadku takiej postawy adekwatny wydaje się być wariant z przyznaniem kary meczu. Gwizdek sędziów ponownie jednak milczał.
W tym miejscu warto przytoczyć analogiczną sytuację z meczu oświęcimskiej Unii z Podhalem Nowy Targ, kiedy to sędziowie słusznie przyznali wykluczenie Bartłomiejowi Neupauerowi za faul na Miłoszu Noworycie. W odpowiedzi spotkali się jednak ze stekiem bluzg, jakie padły z ust Andrieja Gusowa.
Smaczku całej sprawie dodają słowa Białorusina, które wypowiedział na łamach portalu sportowepodhale.pl dzień po meczu.
– Nie chcę mówić o pracy arbitrów. Niedługo przez nich chyba umrę – skwitował bezceremonialnie trener Gusow.
Panie Andrzeju, z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i nowego roku życzymy Panu więcej dystansu w ocenie pracy arbitrów, co z pewnością odbije się korzystnie na długości Pańskiego życia.
Zresztą trener Podhala miał reklamował też arbitrom, że przy golu zdobytym przez Ryana Glenna, zawodnicy Unii w sposób nieprzepisowy przeszkadzali Igorowi Brikunowi. W tej kwestii też nie miał racji.
Sytuacja III: Dominik Paś uderzony odbijaczką w twarz przez Juraja Šimbocha – 40. minuta.
Akcja, która tak na dobrą sprawę mogła zaważyć na dalszych losach meczu. Nie nam jest rozstrzygać, czy Oskar Krawczyk celowo wepchnął Dominika Pasia na golkipera, jednakże dla nas liczy się, to co działo się po zatrzymaniu akcji. Oddajmy jednak na moment głos samemu poszkodowanemu.
– Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że najeżdżałem na bramkę, zostałem sfaulowany i nie miałem szans uniknąć golkipera. Sędzia powiedział mi, że mogłem go ominąć, ale nie miałem jak, bo jechałem na jednej nodze. Do tego zostałem sfaulowany przez bramkarza, który uderzył mnie rękawicą w głowę i uważam, że to powinna być kara meczu – powiedział nam napastnik JKH.
I ma on całkowitą rację. Artykuł 219. jasno mówi, że golkiper, który ucieka się do uderzenia przeciwnika odbijaczką, z miejsca zostaje wykluczony z dalszej gry. Nie jesteśmy w stanie jasno stwierdzić, czym spowodowana była bierność sędziów. Czy bali się oni podjąć odważną decyzję czy może jednak nie znali panujących przepisów? Zamiast odesłać do szatni krewkiego bramkarza, zdecydowali się oni jednak na obustronne wykluczenie, insynuując w dodatku Pasiowi, że był on w stanie ominąć Šimbocha. Zaiste, jeżeli Dominik Paś byłby zdolny do takiego akrobatycznego popisu jazdy figurowej, śmiało mógłby wystąpić w następnej edycji „Blades of the Steel” u boku Wojtka Wolskiego. Ponadto, w całym zamieszaniu, jakie wynikło pod bramką po tym zajściu, to on zachował najwięcej spokoju na lodzie.
Bilans pomyłek wynosi 2:1 na niekorzyść GieKSy i takim też wynikiem zakończyło się całe starcie. Można więc powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość, lecz każda z wyżej wspomnianych sytuacji miała inny ciężar gatunkowy. Czym innym jest przecież dwuminutowe wykluczenie, utrata lidera czy też całomeczowe wykluczenie podstawowego bramkarza. Wszyscy kibice chcieliby oglądać mecze rozgrywane na równych warunkach, a sami zawodnicy woleliby ukończyć spotkania we względnym zdrowiu. Niestety, niejednokrotnie uniemożliwia to fatalna praca rozjemców, którzy swoimi błędami psują sportowe widowiska, ale też narażają zawodników na bolesne konsekwencje.
Komentarze