Felieton: Tychy nową stolicą polskiego hokeja?
Już jutro, tyscy hokeiści podejdą do pierwszej próby postawienia kropki nad "i" i przeniesienia stolicy polskiego hokeja z niezdobytego od ośmiu lat Oświęcimia do miasta, które jeszcze kilkanaście lat temu miało opinię miasta "sypialni".
Patrząc jednak na wielkie zainteresowanie hokejem panujące w Tychach i przede wszystkim spragnionych sukcesów kibiców, którzy robili dosłownie wszystko, aby być świadkami historycznych widowisk, na tyskim i oświęcimskim lodowisku- w przypadku jutrzejszej, czwartej wygranej- dla Tychów będzie to z pewnością radosna, ale zarazem nieprzespana noc...
Po trzech pełnych emocji i trzymających w napięciu do ostatnich sekund( może oprócz drugiego, niedzielnego meczu) spotkaniach tyszanie "niespodziewanie" prowadzą z Unią 3:0 i są coraz bliżej detronizacji mistrza, który dawno nie był tak rozbity psychicznie i skłócony między sobą. Słowo "niespodziewanie" postanowiłem celowo wyróżnić, nawiązując tym samym do m.in. bardzo znanego Polskiego Portalu Internetowego, który każdą wzmiankę o kolejnych finałowych zwycięstwach tyskiego GKS-u tytułował i relacjonował tak, jakby, dla przykładu, grająca w piłkarskiej C klasie Czapla Kryry pokonała Wisłę Kraków (dzisiejszy zarzut o sprzedaniu finału zostawmy bez komentarza...). Fakt, mając na uwadze przedsezonowe wzmocnienia i aspiracje tyskiego klubu, a porównując to z wpadkami w sezonie zasadniczym czy porażkami z walczącym o utrzymanie KH Sanokiem można było odnieść wrażenie, że tyscy hokeiści nie są jeszcze mentalnie gotowi na przejęcia mistrzowskiej korony. Jednak wygrane mimo panującej w tyskim obozie grypy półfinałowe mecze z TKH Toruń czy wreszcie finałowe z oświęcimską Unią powinny zamknąć usta wszystkim malkontentom. Powinny, bo mimo wyraźnego prowadzenia wszystko się jeszcze może zdarzyć...
Rzeczywiście, wszystko jest jeszcze możliwe( patrz rok 2002 i finał Unia-GKS Katowice), ale niewykorzystanie znakomitej szansy do odniesienia pierwszego tak dużego sukcesu w ponad 33-letniej historii klubu byłoby wręcz niewybaczalnym grzechem, choć sport rządzi się własnymi prawami. Podopieczni trenera Wojciecha Matczaka wyjeżdżając na lód w dniu jutrzejszym, albo ostatecznie w niedzielę czy we wtorek powinni pamiętać nie tylko o tym, że mogą dokonać czegoś tak wielkiego po raz pierwszy w swoim życiu i mogą zostać za to sowicie wynagrodzeni, ale także o tym, że mogą zrobić coś niepowtarzalnego dla kilku, ba!, Kilkunastu tysięcy ludzi, którzy sympatyzują się z tyskim klubem. Dla kibiców, którzy może niekiedy nie zachowują się, delikatnie mówiąc, tak jak powinni, ale z pewnością są wizytówką klubu i wierzą, że w jutrzejszy, piątkowy późny wieczór będą mogli przywitać swoich bohaterów. Bo to, że w przypadku czwartego zwycięstwa tereny tyskiego lodowiska przeżyją prawdziwe oblężenie, jest chyba jasne. I tak powinno być w stolicy każdego polskiego sportu, nie tylko hokeja...
Komentarze