FELIETON: W majestacie prawa, czyli absurdalnie… o procesie licencyjnym słów kilka
Temperatura coraz niższa, dzień coraz krótszy… to znak, że zbliża się wyczekiwany z niecierpliwością (przynajmniej przeze mnie) sezon hokejowy. Większość zespołów ekstraligowych od mniej więcej miesiąca trenuje na lodzie, rozgrywa sparingi… nie wszystkie jednak. Ani jednego towarzyskiego meczu nie rozegrał jeszcze HC GKS Katowice. Bo podobno taka drużyna wciąż istnieje, choć nikt nie ma absolutnej pewności i choć zdecydowanie nie powinna.
Kibicom hokeja losów GieKSy przypominać nie trzeba. Dwa lata po powrocie w szeregi najlepszych zespół z Małego Spodka z wielkim trudem dokończył rozgrywki, a kłopoty organizacyjno-finansowe targające klubem dla nikogo nie były tajemnicą. Zawodnicy odchodzili jeden po drugim, jeszcze w trakcie sezonu, a zaległości w wypłatach sięgały kilku miesięcy.
Minął kwiecień, maj, czerwiec, lipiec… wszystkie drużyny pracowały na pełnych obrotach szykując formę na nowy sezon, wszystkie… oprócz GieKSy. Pojawiały się wprawdzie tu i ówdzie głosy, że HC GKS ma zamiar zagrać w PHL, ale mało kto dawał temu wiarę. Nie było drużyny, nie było trenera… o pieniądzach litościwie nie wspomnę…
Przyznam uczciwie – pierwszą wzmiankę o tym, że katowiczanie rozpoczęli treningi, skwitowałam śmiechem. Ale moje rozbawienie nie trwało długo. Gdy rozpoczęły się licencyjne perypetie, po prostu nie mogłam uwierzyć. Dziś już nie wiem, czy bardziej jestem oburzona, czy zniesmaczona.
„HC GKS nie posiada żadnych zobowiązań finansowych wobec PZHL i w związku z tym klub otrzymał licencję seniorską na grę w PHL”. Komisja Licencyjna chwilę się wprawdzie wahała, poprosiła o kilka dokumentów, ale ostatecznie uznała, że GieKSa, choć nie płaciła zawodnikom przez ponad pół sezonu, spokojnie może sobie nadal grać w PHL. Brawo… Chętnie skomentowałabym to dosadniej, ale nie wypada…
Bądźmy szczerzy – to są jakieś kpiny. To doprawdy wspaniałe, że HC GKS nie ma długów wobec PZHL-u-, ale w tym przypadku PZHL jest chyba odosobniony. Lista wierzycieli GieKSy jest bardzo długa, a otwiera ją kilkunastu zawodników, którzy grali w niej w poprzednim sezonie i z którymi – jak sami relacjonują – rozliczono się w sposób bardzo kreatywny…
Wszyscy, z którymi rozmawiałam na ten temat, mówią to samo: otrzymali niewielką część zaległych pieniędzy – resztę odebrano im w ramach kary za oddany walkowerem mecz z JKH GKS-m Jastrzębie… Jeśli to prawda, to był to chyba najdroższy walkower świata…
Jeśli to prawda, to jest to po prostu kradzież. I nie wierzę, że jakiekolwiek przepisy i regulaminy na to zezwalają. A jeśli tak, to są one warte mniej, niż papier, na którym je zapisano. I na coś takiego PZHL pozwolić nie powinien.
Nasz hokej jest w kiepskiej finansowej kondycji, niewiele klubów płaci zawodnikom na bieżąco. Nic nowego. Ale długi należy spłacać. Pieniędzmi, nie za pomocą kruczków czy wydumanych kar.
Jeśli więc GieKSa spełnia warunki licencyjne na grę w PHL, to jak to możliwe, że ktokolwiek ich nie spełnił? Swoją drogą, jaki to niebezpieczny precedens. Dziś praktycznie żaden zawodnik nie może być pewny, czy w kolejnym miesiącu na jego koncie znajdzie się wypłata. Wygląda bowiem na to, że za niepłacenie zawodnikom nic klubom nie grozi – wystarczy „nie posiadać żadnych zobowiązań finansowych wobec PZHL-u”. Już nie jestem taka pewna, czy rzeczywiście z utęsknieniem czekam na nowy sezon…
Olga Rybicka
Reporterka sportowa
TVP Katowice
Komentarze