Finał NHL: Pierwszy strzał od... miesiąca dał wyrównanie Blues (WIDEO)
St. Louis Blues odnieśli pierwsze w swojej historii zwycięstwo w finale Pucharu Stanleya. Do remisu w całej serii z Boston Bruins doprowadził obrońca, który na celny strzał na bramkę czekał... od miesiąca.
Carl Gunnarsson wiedział, kiedy strzelić swojego pierwszego w karierze gola w play-offach NHL. Szwedzki obrońca w 4. minucie dogrywki meczu numer 2 finału Pucharu Stanleya pomiędzy St. Louis Blues a Boston Bruins popisał się potężnym uderzeniem spod linii niebieskiej, pokonał Tuukkę Raska i dał swojej drużynie zwycięstwo 3:2 w tym spotkaniu, a w całej serii finałowej remis 1-1. Gdy Gunnarsson strzelał, sędzia sygnalizował karę na zespół z Bostonu, ale przewagi już Blues rozgrywać nie musieli.
Szwedzki defensor długo czekał na swojego pierwszego gola w play-offach NHL. Wczoraj rozgrywał w nich już... 57 mecz i do tej pory nigdy nie udało mu się trafić do siatki. Ale paradoksalnie to on właśnie mógł rozstrzygnąć spotkanie już wcześniej, bo na dwie minuty przed końcem trzeciej tercji po jego uderzeniu krążek odbił się od słupka i wyszedł w pole za plecami Tuukki Raska. Trener Blues Craig Berube mówił po meczu, że w przerwie przed dogrywką Szwed w łazience powiedział mu, że potrzebuje jeszcze jednej okazji. Gdy się nadarzyła, nie zmarnował jej.
- Trochę żartował, ale zagrał świetny mecz - powiedział Berube. - Dobrze oceniał swój występ i miał do tego pełne prawo. Podobało mi się to, co powiedział. Strzał w słupek z końcówki trzeciej tercji się Szwedowi do statystyk celnych uderzeń nie liczył, a więc ten, którym zdobył bramkę był jego jedynym celnym w całym meczu. Ba, był jego pierwszym celnym strzałem od miesiąca. Po raz ostatni w światło bramki trafił 29 kwietnia w meczu numer 3 półfinału konferencji zachodniej z Dallas Stars. Od tego czasu rozegrał 8 kolejnych meczów bez celnego uderzenia. Nie we wszystkich meczach grał, bo na początku finału Zachodu z San Jose Sharks zmagał się z kontuzją. Do wczoraj nie miał w tych play-offach na koncie nawet punktu, ale zanim strzelił gola, zaliczył także punktowe podanie.
Na gola Gunnarssona kibice musieli wczoraj czekać długo po wymianie ciosów w pierwszej tercji, w której czterokrotnie krążek lądował w bramkach. Bruins prowadzili dwa razy. Najpierw w 5. minucie w przewadze wynik otworzył Charlie Coyle. Zespół z Bostonu już w szóstym meczu z rzędu zdobył gola w przewadze, choć w finałowej rywalizacji obniżył swoją skuteczność w tym elemencie, która we wcześniejszych rundach sięgała 34 %. W dwóch meczach z Blues zamienił na gole 2 z 10 gier w liczebniejszym składzie. Blues na razie w finale jeszcze gola w przewadze nie zdobyli.
Wczoraj jednak wystarczyły im gole w równych składach. W 10. minucie mocnym strzałem spod bandy po rykoszecie od obrońcy rywali w samo "okienko" bramki Raska trafił Robert Bortuzzo. To właśnie jemu asystował Gunnarsson. Gospodarze znowu wyszli na prowadzenie już 40 sekund później golu Joakima Nordströma, ale wyrównał Władimir Tarasienko. Właśnie od jego trafienia w 15. minucie aż do zwycięskiego strzału Gunnarssona w 64. trzeba było czekać na kolejnego, już ostatniego gola. St. Louis Blues, wygrywając w Bostonie, odczarowali finał Pucharu Stanleya, bo ten klub po raz pierwszy odniósł w nim zwycięstwo. Wcześniej przegrał swoje wszystkie 13 meczów w rozgrywce o najważniejsze hokejowe trofeum. W swoich trzech pierwszych sezonach w NHL, w latach 1968-70, Blues zawsze przegrywali finały 0-4, w tym ten ostatni z Bruins. Trzynasty mecz finałowy przegrali w poniedziałek, na otwarcie tegorocznej serii.
Tymczasem Bruins przegrali pierwszy mecz od niemal miesiąca. Ostatnią porażkę ponieśli 30 kwietnia w półfinale konferencji wschodniej z Columbus Blue Jackets. Wtedy przegrywali w tamtej rywalizacji 1-2. Później wygrali trzy kolejne spotkania, następnie pokonali Carolina Hurricanes 4-0 i zaczęli serię z Blues od zwycięstwa. To razem 8 kolejnych wygranych i ta passa skończyła się wczoraj. Zadania mistrzom konferencji wschodniej nie ułatwił fakt, że od 18. minuty grali tylko piątką obrońców, bo Matt Grzelcyk musiał zjechać do szatni po ostrym wejściu Oskara Sundqvista przy bandzie. Szwed otrzymał dwuminutową karę za rzucenie na bandę, ale gospodarze tej przewagi nie wykorzystali. A Sundqvist dzięki temu, że nie otrzymał kary meczu, mógł asystować przy zwycięskim golu.
- Myślę, że oni grali z większą determinacją niż w pierwszym meczu, a my z mniejszą - skomentował trener Bruins Bruce Cassidy. - Byli bardzo blisko nas, nie zostawiali nam miejsca. Nie wygrywaliśmy tylu pojedynków, co w pierwszym meczu. Część problemów stworzyliśmy sobie sami, a część wynikała z tego, jak oni grali. Teraz rywalizacja przenosi się do St. Louis, a trzeci mecz odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu.
Boston Bruins - St. Louis Blues 2:3 (2:2, 0:0, 0:0, 0:1)
1:0 Coyle - DeBrusk - Pastrňák 04:44 (w przewadze)
1:1 Bortuzzo - Bozak - Gunnarsson 09:37
2:1 Nordström - Kuraly 10:17
2:2 Tarasienko - Schwartz 14:55
2:3 Gunnarsson - O'Reilly - Sundqvist 63:51
Strzały:23-37.
Minuty kar: 6-10.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 1-1.
Trzeci mecz w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu w St. Louis.
Komentarze