Najlepszy zespół w historii rozgrywa najgorszy sezon w historii. Ten paradoksalny chichot rozbrzmiewa już zbyt głośno. Komu brąz osłodzi kilka miesięcy frustracji i rozczarowań? Nie znajdzie się zbyt wielu takich.
Minęło już trochę czasu, aby ochłonąć. I pogodzić się z tym, że – tutaj cytat – NAJLEPSZA DRUŻYNA W HISTORII JASTRZĘBSKIEGO KLUBU HOKEJOWEGO – nie zagra o mistrzostwo Polski. Już nie raz mówiono, że gdyby w ciągu roku poziom polskiej ligi podniósł się, to nikt nie miałby z tym większego problemu. Mało tego, wszyscy cieszyliby się z tego faktu i półfinałową porażkę przyjęliby bez problemu. Ale wiadomo, że tak nie jest i pewnie długo nie będzie.
Cokolwiek wydarzy się w walce o brązowe medale, dobiegający sezon jest dla nas – kibiców jastrzębskiego hokeja – stracony. Zaryzykujmy stwierdzenie, że jest on najgorszym w historii, chociaż przecież wciąż mamy szansę na brązowy medal. Ale biorąc pod uwagę to, co napisano wyżej wersalikami, a autorem tego stwierdzenia nie jest piszący te słowa, można bez skrupułów powiedzieć, że JKH GKS Jastrzębie jest największym przegranym bieżących rozgrywek. Ktoś zapyta, a czemu nie Cracovia? Odpowiem. Bo Cracovia, z roku na rok, ma coraz słabszy skład, a mimo to jakoś sobie radziła. Musiał jednak kiedyś nastąpić tego radzenia sobie kres.
Straciliśmy w sposób niegodny – bez kwalifikacji do turnieju finałowego – Puchar Polski. Przegraliśmy z kretesem walkę o finał. Bo cóż z tego, że w większości spotkań byliśmy drużyną lepszą? Skoro to rywal z Sanoka wygrał cztery raz, a nasz zespół tylko raz. Cóż wynikło z wielu niewykorzystanych sytuacji? Przypominam, że strzał w poprzeczkę jest strzałem niecelnym i nie zalicza się nawet do statystyk strzałów. To nie jest przypadek, że nasi zawodnicy seryjnie nie trafiali w dogodnych sytuacjach. Pech może na przestrzeni tylu spotkań, biorąc również pod uwagę sezon zasadniczy, przytrafić się kilka razy. Ale nie kilkadziesiąt. Odpowiedź zatem na powyższe pytanie jest prosta. Nasza drużyna, pomimo niewątpliwej siły personalnej, została źle przygotowana do sezonu.
Nie warto nikomu przypominać, kto za wszystko jest odpowiedzialny. Jasne jest, że Mojmir Trliczik to niewłaściwy człowiek na stanowisku trenera JKH GKS-u. Wielu zrozumiało to po kilkunastu meczach. A i tak szkoleniowiec nie stracił pracy. Wiadomo, w czyim kierunku należy w tej sytuacji spojrzeć. Nie chcielibyśmy być tak drastyczni, jak Klasyk, ale dla podkreślenia powagi sytuacji zacytujmy Go filmowo.
Gdzieś w oddali, coraz słabiej już, słychać, że nie wszyscy zawodnicy spełnili oczekiwania. Zgoda, tak też było, ale obwinianie hokeistów, to tylko próba obrony swojej własnej decyzji. Nie tyle o zatrudnieniu, bo większość fanów była zachwycona zatrudnieniem Trliczika, ale o jego pozostaniu na stanowisku. Określenia typu „poczekajmy”, „czas pokaże” można sobie włożyć między bajki. W Oświęcimiu czy w Sanoku nie czekano. I widać efekty. Różnica pomiędzy Petrem Mikulą, a Mojmirem Trliczikiem jest taka, że ten pierwszy jest Trenerem. Drugi za trenera jedynie się przebiera. Każdy lepiej zorientowany w hokeju wie, że różnica w potencjale JKH GKS-u i Unii jest spora. Na korzyść, rzecz jasna, jastrzębskiego zespołu.
Jakkolwiek zatem zakończy się rywalizacja o brązowy medal wiemy jedno. Mojmir Trliczik nie ma prawa prowadzić JKH GKS-u w kolejnym sezonie. Wiadomo już także, pomimo braku konkretnych decyzji, że zespół czeka personalne trzęsienie ziemi. Kilkunastu zawodników pożegna się z klubem, z różnych pewnie powodów. Cóż, ściskać kciuki w rywalizacji o medal będziemy na pewno. Słówko natomiast na koniec do zawodników. Zagrajcie tak, aby brąz zawisł na waszych szyjach. Bo nie jesteście tak słabi, jak wasz trener. Jesteście dużo lepsi.
Jakub Kubielas
Czytaj także: