Hokeista z Ukrainy łączy sport z nauką
- Przyjechałem do Polski sam, mając 16 lat. Na początku jako obcokrajowiec nie byłem zbyt lubiany, nawet wśród juniorów. Dziś wszyscy jesteśmy braćmi. Dajcie nam jeszcze chwilę, a zaczniemy wygrywać mecze i zapełnimy trybuny - przekonuje Dmytro Szczerbakow. Hokeista z Ukrainy występy w MH Automatyce Stoczniowcu 2014 trzeci rok łączy z nauką, która zresztą była na pierwszym miejscu, gdy przyjechał do Polski. Niebawem będzie podchodził do polskiej matury, a później zamierza studiować na AWFiS. To jednak hokej jest dla niego priorytetem.
Rafał Sumowski: Rola beniaminka w PHL nie jest łatwa. Wasz zespół wygrał do tej pory tylko jedno spotkanie i to z najsłabszym w rozgrywkach SMS Sosnowiec. Jak znosicie kolejne porażki? Nie macie problemów z motywacją do gry?
Dmytro Szczerbakow: Na pewno nie jest łatwo tego zaakceptować. Zdajemy sobie jednak sprawę w jakim jesteśmy miejscu. Cały czas zbieramy lekcje. Tracimy bramki po własnych błędach, ale to nie jest tak, że nie wyciągamy z tego wniosków. Potrafimy grać lepiej i myślę, że nasze przełamanie to tylko kwestia czasu.
To twój trzeci sezon w barwach MH Automatyki Stoczniowca 2014. Dotychczas podobnie jak wielu kolegów z zespołu, znałeś tylko I ligę. Awans do elity to chyba kolosalny przeskok?
Dla zespołu na pewno tak. Indywidualnie podchodzę jednak do tego nieco inaczej. Wprawdzie teraz nie ma już tak, że możesz wziąć krążek za bramką i przejechać z nim całą taflę, ale naprawdę ciężko było dla mnie w I lidze, gdy zaczynałem występy mając 16 lat. Cały czas ciężko trenuję i dzięki pomocy kolegów ten przeskok indywidualnie nie był dla mnie tak ciężki. Może być jednak dużo lepiej. Poza tym, najważniejszy jest wynik drużyny, a tu mamy nad czym pracować.
Przyjechałeś do Polski z Ukrainy, sam w wieku 16 lat. To chyba była trudna decyzja?
Przyjechałem tu bo chciałem łączyć naukę z hokejem. Na Ukrainie miałem w szkole prawie same piątki. Wówczas zawieszono tam jednak rozgrywki ligowe, które reaktywowano dopiero niedawno i to z niezłym powodzeniem. Po przyjeździe do Polski moim priorytetem była nauka, a hokej miał być dodatkiem, hobby, z którego coś więcej mogło, ale nie musiało wyniknąć. Dostałem jednak angaż w pierwszym zespole MH Automatyki Stoczniowca 2014. Dzięki temu priorytety nieco się zmieniły. To hokej jest teraz na pierwszym miejscu.
Hokej hokejem, ale w szkole podobno dalej radzisz sobie przyzwoicie.
W tygodniu mam trening na 10, a potem przychodzę do szkoły na dwie godziny. Praktycznie za każdym razem tylko po to, aby pisać sprawdziany i kartkówki. Nie jest źle. Z matematyki mam piątkę, a z polskiego trójkę. Niebawem zamierzam zdać maturę, a później rozpocząć studia na AWFiS, interesuje mnie fizjoterapia.
Szybko zaadaptowałeś się w nowym kraju?
Na początku byłem zupełnie sam, ciężkie były pierwsze trzy miesiące. Nie byłem zbyt lubiany jako obcokrajowiec, nawet wśród juniorów. Na przeszkodzie stało zresztą to, że niezbyt dobrze mówiłem po polsku. Musiałem też oswoić się z pewnymi zwyczajami. Teraz wszyscy jesteśmy braćmi i robimy wspólnie co w naszej mocy, by z naszym zespołem liczono się w kraju.
Tęsknisz za ojczyzną? Czego najbardziej ci brakuje w Polsce?
Nie brakuje mi niczego za wyjątkiem ludzi, moich bliskich. Na Ukrainie mam okazję bywać latem i na Nowy Rok. Przystosowałem się jednak do życia z dala od rodziny. Mieszkam w fajnym miejscu i jestem samodzielny. Zresztą gdy przyjeżdżam, moja mama dalej nie może się przyzwyczaić do tego, że sam sobie gotuję czy robię pranie.
Na ostatnim meczu z Podhalem, w którym zdobyłeś zresztą bramkę, publiczność nie dopisała aż tak jak na poprzednich spotkaniach. Myślisz, że uda wam się wypełnić halę w kolejnych pojedynkach?
W Gdańsku jest świetna publiczność. Kiedy na nich patrzysz z perspektywy zawodnika, czujesz wewnętrzny ogień, masz go w oczach i chcesz walczyć. Liczę na to, że wkrótce zaczniemy dla naszych kibiców wygrywać i na nasze mecze przychodzić będą pełne trybuny. Dajcie nam jeszcze chwilę i będzie dużo lepiej niż do tej pory.
Rafał Sumowski - trojmiasto.pl
Komentarze