Rozmowa z Adrianem Parzyszkiem, zawodnikiem GKS Tychy. Dziennik Zachodni: No i po Sanoku...
Adrian Parzyszek: Pierwszą rundę play off zakończyliśmy sukcesem, choć wydawało się, że łatwiej uporamy się z rywalem. Jeden mecz przegraliśmy i od razu pojawiły się jakieś spekulacje, że „odpuściliśmy” to spotkanie.
Ale tak to już bywa, kiedy słabszy zespół wygrywa z silniejszym. Te podejrzenia mnie śmieszą, bo orientuję się trochę w tych „układach i zakładach”. Nawet w sezonie zasadniczym raczej nie ma mowy o jakichś machlojkach, nie mówiąc o play off. Gdybyśmy wygrali, byłyby wolne dwa dni, które bardzo by się przydały, a tak trzeba było zakasać rękawy. Na szczęście pierwsza runda już za nami.
Dziennik Zachodni: W ostatnich sezonach odnosił pan sukcesy z Unią, zdobywał tytuły mistrza Polski. Dobrze byłoby to powtórzyć z GKS Tychy.
Adrian Parzyszek: Bardzo bym tego chciał, bo mamy naprawdę dobry zespół i w ogóle w Tychach świetnie się czuję. Rundę zasadniczą zakończyliśmy na drugim miejscu, teraz walczymy co najmniej o finał mistrzostw Polski. A w finale, jak sądzę, zmierzymy się z Unią. Rozmawiałem z moimi byłymi kolegami i powiedzieli, że czekają na nas. A jak będzie? Jeśli zagramy tak, jak w rundzie zasadniczej, powinno być dobrze.
Dziennik Zachodni: Czy sprawy finansowe związane z pana przejściem z Unii do Tychów zostały już rozwiązane?
Adrian Parzyszek: Pod koniec ubiegłego roku, razem z Sebastianem Gonerą, otrzymaliśmy większą część kwoty, z wypłaceniem której zalegała nam Unia. Rozmawialiśmy z prezesem klubu i mam nadzieję, że niebawem wszystkie sprawy zostaną uregulowane.
Dziennik Zachodni: „W mojej najbliższej rodzinie mam wielkiego hokeistę, reprezentanta kraju, który na co dzień gra w GKS Tychy. Kiedyś kibicowałem Naprzodowi Janów, teraz GKS Tychy” – napisał w liście do naszej redakcji Henryk Psota z Katowic. Dzięki panu Tychom przybył... kolejny kibic.
Adrian Parzyszek: To mój krewny, brat babki. Z tym „wielkim hokeistą” to trochę przesada... Wujek zawsze interesował się hokejem, zbiera wycinki z gazet, zdjęcia, prowadzi swoje archiwum, nie tylko zresztą hokejowe. Napisał do „Dziennika Zachodniego”, po ukazaniu się artykułu o hokeistach z Kanady, którzy przyjechali do Katowic w 1959 roku.
Dziennik Zachodni: Jędrzej Kasperczyk, były reprezentant Polski, to też pana krewny?
Adrian Parzyszek: Tak, to mój wujek ze strony ojca. Grał w Janowie, potem wyjechał do Niemiec. Teraz ma 35 lat i nadal gra w hokeja, w trzecioligowym zespole w Dreźnie. Utrzymujemy kontakt, zresztą spędziłem u niego ostatnie święta.
Dziennik Zachodni: Na nim się pan wzorował?
Adrian Parzyszek: Tak i było na kim, bo występował w ekstraklasie, w kadrze młodzieżowej, potem w reprezentacji Polski. Jako młody chłopiec sporo się od niego nauczyłem, ale tak naprawdę zaczynałem karierę pod okiem ojca, Henryka – także zawodnika Naprzodu Janów. To z nim chodziłem na lodowisko, udzielał mi pierwszych wskazówek, a potem trenowali mnie również jego koledzy.
Dziennik Zachodni: Można powiedzieć, że był pan skazany na hokej.
Adrian Parzyszek:Mieszkając w Janowie, w pobliżu lodowiska i mając w rodzinie znanych hokeistów, trudno żeby było inaczej. Dlatego zacząłem trenować stosunkowo wcześnie, bo już w wieku siedmiu lat.
Dziennik Zachodni: Kiedy odchodził pan z Naprzodu Janów jeszcze grał w ekstralidze.
Adrian Parzyszek: Przez dwa lata, a potem zaczął się upadek i wreszcie zawieszenie działalności. Na szczęście hokej w Janowie zaczyna odżywać, a ostatni rok dowiódł, że jest szansa, by drużyna wróciła do grona najlepszych. W każdym razie Naprzód ma ładną halę i wiernych kibiców, bo na meczach I ligi zasiada komplet widzów. Może tak kiedyś zagram...
Dziennik Zachodni: Kolejny rozdział w pana karierze to reprezentacja. Do turnieju olimpijskiego zespół nie awansował, niektórzy twierdzą, że awansować nie mógł.
Adrian Parzyszek: Też tak myślę, mając na uwadze sytuację w jakiej jest obecnie polski hokej. Wprawdzie mogło być nieco lepiej, ale o awans było bardzo ciężko. Ze Słowenią czy Łotwą prowadziliśmy wyrównaną grę i w sumie wyniki nie były złe. To jednak za mało, by móc myśleć o awansie.
Dziennik Zachodni: Skończył pan 30 lat i co dalej?
Adrian Parzyszek: Na razie myślę o tym, co będzie za dwa tygodnie czy za miesiąc. Nie wybiegam myślą zbyt daleko w przyszłość, choć rzeczywiście wkrótce trzeba będzie podjąć życiowe decyzje. Tyle lat już jestem w hokeju i myślę, że zostanę przy tej dyscyplinie.
Dziennik Zachodni: Rodzina panu kibicuje?
Adrian Parzyszek: To moi najwierniejsi kibice. Żona i ośmioletnia córka, która w Tychach chodzi do szkoły, często bywają na meczach.
Dziennik Zachodni: Może córka zagra w dziewczęcej drużynie „Atomówek”?
Adrian Parzyszek: Na łyżwach potrafi jeździć, ale grać w hokeja raczej nie. Zresztą mówiliśmy o tym niedawno i powiedziała, że jej to raczej nie interesuje. Ma jednak dopiero osiem lat i jeszcze może zmienić decyzję.
Rozmawiał:
Sylwetka
Adrian Parzyszek.
Ur. 18.10.1975 r. w Katowicach. Napastnik, wzrost – 180 cm, waga – 84 kg. Wychowanek Naprzodu Janów (1982-1996), potem grał w Dworach Unia Oświęcim, a od 2004 roku w GKS Tychy. Reprezentant Polski.
Leszek Sobieraj - Dziennik Zachodni
Czytaj także: