W trzecim meczu finału Pucharu Stanleya drużyna Florida Panthers dała prawdziwy popis siły, rozbijając Edmonton Oilers aż 6:1. W Sunrise było wszystko, za co kibice kochają hokej. Gole, sporo fizycznej gry i pojedynki rodem z MMA.
Gospodarze od pierwszego wznowienia solidnie zabrali się do pracy. Byli zespołem bardziej zdeterminowanym i konkretnym. Worek z bramkami już chwilę po rozpoczęciu otworzył Brad Marchand, oddając sytuacyjny strzał z lewego bulika.
Pod koniec pierwszej odsłony Carter Verhaeghe podwyższył na 2:0, popisując się soczystym uderzeniem z nadgarstka.
Odrobinę nadziei w serca "Nafciarzy" tuż po przewie wlał Corey Perry, który poprawił uderzenie Evana Boucharda.
Ale gospodarze szybko się przegrupowali. Trafienie Sama Reinharta z bulika zbiło ekipę z Edmonton z pantałyku, a cios wyprowadzony przez Sama Bennetta okazał się tym kluczowym. Najlepszy strzelec fazy play-off wykorzystał sytuację sam na sam z Stuartem Skinnerem.
W ostatnich dwudziestu minutach lód zamienił się w ring bokserski, gdzie zawodnicy obu stron wyrównali rachunki i zbudowali fundamenty pod kolejny mecz. Jednak nawet w tym okresie "Pantery" zdołały strzelić jeszcze dwie bramki i wygrać 6:1.
Florida Panthers - Edmonton Oilers 6:1 (2:0, 2:1, 2:0)
Bramki: 1. Marchand (Lundell, Luostarinen), 18. Verhaeghe (Rodrigues, Schmidt), 23. Reinhart (Verhaeghe), 28. Bennett (Luostarinen), 44. Ekblad (Reinhart, M. Tkachuk), 57. Rodrigues (Mikkola, Forsling) – 22. Perry (Bouchard, Ekholm).
Strzały: 31-33.
Minuty karne: 55-85.
Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw): 2:1
Czytaj także: