Zane Kalemba jest pewnym punktem w drużynie Jacka Płachty, a jego umiejętności bramkarskie doceniane są już nie tylko w Katowicach. Z niniejszego wywiadu dowiecie się m.in. o tym, czy podoba mu się w Katowicach, co sądzi o kibicach GieKSy i czy polskie dziewczyny przypadły mu do gustu.
Tomasz Nowak: Zane, powiedz nam, jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda z hokejem?
Zane Kalemba: Pierwszy raz założyłem łyżwy w wieku dwóch lat. Mój starszy brat Zac grał już w hokeja, był napastnikiem. Zawsze mi to bardzo imponowało. Jedynym sposobem, abym mógł grac z nim i jego przyjaciółmi była więc gra na bramce. Tak naprawdę możemy przyjąć, że „na poważnie” zacząłem trenować w wieku czterech lat. Pamiętam też jak graliśmy w piwnicy naszego domu i już tam zawsze chciałem bronić. Brat wraz z kolegami owijali mi poduszki wokół nóg. To były moje pierwsze parkany.
Czy tam skąd pochodzisz miałeś wybór jeśli chodzi o te koronne amerykańskie dyscypliny? Mam na myśli baseball, koszykówkę czy futbol amerykański.
Wybór oczywiście był całkiem duży, jednak jakoś odkąd pamiętam to hokej był dla mnie wszystkim. Większość kolegów ze szkoły wybierała właśnie koszykówkę, baseball czy futbol amerykański, ale ja byłem pewny swego. Inne sporty były na dalszym planie. Jest coś specyficznego w tym lodzie, co powoduje, że ten sport jest wyjątkowy, inny niż wszystkie.
Czy chodziłeś na mecze NHL jako kibic? Jakiej drużynie kibicowałeś?
Moja drużyna to New Jersey Devils. Byłem na wielu ich meczach, szczególnie jako dziecko. Na pierwszym meczu – jak mi powiedziano, gdyż tego nie pamiętam – byłem w 1987 roku. Rodzice zabrali mnie wtedy na mecz Devils kontra Calgary Flames. Później chodziłem dość regularnie. W poprzednich rozgrywkach play off, byłem na kilku meczach razem z Luke'em Popko, włącznie z pierwszym meczem finałów z Los Angeles Kings. Jednak najbardziej niezapomniane spotkanie to 2003 rok i siódmy mecz finałowy Devils kontra Ducks. Wtedy New Jersey wygrało Puchar Stanleya po raz trzeci.
W Polsce, proporcje pomiędzy tymi, którzy przestali uprawiać hokej, a tymi, którzy nadal grają, nie wyglądają zbyt dobrze. Powiedz jak wyglądają one w Stanach, na przykładzie chłopaków z twojego rocznika?
Moją młodzieżową drużyną była New Jersey Devils Youth. Kilku moich kolegów gra dziś w NHL. Najbardziej znanym jest Kevin Shattenkirk z St. Louis Blues, reprezentant USA oraz Kyle Palmieri z Anaheim Ducks. Pracowaliśmy z tym samym trenerem, mimo iż oni byli młodsi. Grałem także z Mattem Gilroyem z Ottawa Senators, który w tym czasie otrzymał nagrodę dla najlepszego gracza uniwersyteckiego (Hobey Baker Award). Zanim został zawodowcem, był także kolegą klubowym Luke’a Popko w Boston University.
Długo zastanawiałeś się nad propozycją gry w Polsce? Jak finalizacja tego transferu wyglądała z twojej perspektywy?
Podjęcie decyzji, gdzie zagram, zajęło mi dobre dwa miesiące. Miałem kilka ofert z USA, ale także z brytyjskiej Elite Ice Hockey League oraz innych europejskich drużyn. Sporym atutem, przemawiającym za Polską był fakt, że w moim drzewie genealogicznym są polskie korzenie. Pradziadkowie w latach dwudziestych wyemigrowali z Polski do Stanów.
Razem z Luke'em graliśmy w jednej lidze w New Jersey, zauważyliśmy, że dużo zawodników z Ameryki Północnej wybiera się do Europy z powodu lockoutu w NHL. Pomyśleliśmy, że to bardzo dobry moment.
Miałeś jakąś wiedzę na temat Polski? Słyszałeś o jakimś słynnym Polaku?
Było kilka osób, o których wcześniej coś się słyszało. Oczywiście najwięcej o Mariuszu Czerkawskim, no i o Krzysztofie Oliwie. Po zapadnięciu decyzji, że będę grał w Polsce, zacząłem przeglądać Wikipedię i chłonąłem wiedzę o waszym kraju. Ze szczególną uwagą, no i radością, zapoznałem się z informacją na temat meczu Polska – ZSRR w 1976 roku, w Spodku.
Jak podoba ci się w Katowicach? Jak wyglądają one w porównaniu z twoim rodzinnym miastem?
Katowice są bardzo fajne! Bardzo mi się tu podoba. W Stanach mieszkałem niecałe 10 km od Nowego Jorku, więc Katowice są naturalnie o wiele spokojniejsze i mniejsze, ale to dobrze. Mają swój urok i wiele miejsc, które z chęcią odwiedzam.
Wróćmy do hokeja. Co sądzisz o poziomie Polskiej Ligi Hokejowej?
Na tyle co gram w PLH to musze odpowiedzieć, że jest nieźle, a będzie tylko lepiej. Szansą są właśnie przyjazdy zawodników zagranicznych, czy takie „hity” jak gra Wojtka Wolskiego. Na samą myśl pojedynku z nim jestem podekscytowany. Myślę, że to dobra droga dla polskiego hokeja.
Dla nas, Jacek Płachta jest – obok Mariusza Czerkawskiego, bez wątpienia kluczowym hokeistą ostatnich 20 lat. Powiedz jakie wrażenie zrobił na tobie?
Trener Płachta to prawdziwy „players-coach”. Zna bardzo dobrze grę oraz taktykę. Grał przecież na bardzo wysokim poziomie. Jest też bardzo szanowany, myślę że nie tylko w naszym zespole, ale w całej lidze. Jego ogromną zaletą jest także znajomość trzech języków. Trenowanie zawodników różnych narodowości nie jest łatwe, a dla naszego coacha to żaden kłopot. Cieszę się, że możemy pracować z kimś takim.
Jest was – zawodników zza Oceanu, siedmiu w drużynie. To pomaga w codziennym funkcjonowaniu? Znałeś kogoś przed przylotem do Polski?
Na pewno jest to ogromna zaleta – łatwiej jest przystosować się do nowych warunków, mając obok siebie kilku chłopaków tego samego kontynentu. Wiele rzeczy robimy wspólnie, np. razem, całą grupą chodzimy na lekcje polskiego. Wzajemnie mobilizujemy się do nauki.
Jeżeli chodzi o drugą część pytania, to wcześniej grałem w jednej drużynie – Bloomington Blaze, z Luke'em i Craigiem. W ogóle z Luke'em znam się najdłużej, od 2007 roku. Pozostali nasi zawodnicy jeszcze w poprzednim sezonie byli moimi przeciwnikami.
Kto, twoim zdaniem, jest faworytem ligi i na co stać nasz zespół?
Mieliśmy kilka meczów w tym sezonie, w których udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Głównie chodzi mi o mecze z Sanokiem i Tychami. Myślę, że nie będzie źle. Takim moim osobistym celem jest pierwsza czwórka i awans do play off. Jeśli tego dokonamy, wszystko może się zdarzyć. Zobaczymy jak się to potoczy. Bardzo chciałbym, aby z moją pomocą, niekoniecznie w tym sezonie, tytuł wrócił na swoje miejsce, czyli do Katowic. Jeśli miałbym obstawiać faworyta obecnych rozgrywek, to chyba postawiłbym na Sanok.
Z kim w szatni jest najweselej? W Polsce takich ludzi nazywamy potocznie „jajcarzami”.
Największe jaja są chyba z Filipami, czyli z „Drzewkiem” i „Komorą”.
Co powiesz o polskich dziewczynach? Często spotykamy się z opiniami obcokrajowców, którzy bardzo chwalą sobie ich urodę. Polki mają u ciebie jakieś szanse, czy Zane Kalemba jest już zajęty?
Tak, polskie dziewczyny są super! Tutaj jest bardzo dużo „dziesiątek” (w skali 1-10). Dużo więcej niż w Stanach. Jeśli chodzi o drugą część pytania, to jestem na razie singlem i kto wie…
Jak ocenisz kibiców GieKSy? Wolisz europejski styl kibicowania czy ten z NHL?
Fani GKS-u są fenomenalni. Powiem szczerze, że to najlepsi kibice, z jakimi miałem do czynienia. Stoją i dopingują przez cały mecz. Pracują równie ciężko, jak my na lodzie. Myślę, że mówię tu w imieniu całej drużyny i nie przesadzę, jeśli powiem, że wszyscy jesteśmy za to wsparcie szalenie wdzięczni. Bardzo to doceniamy. Dzięki temu nasze lodowisko jest bardzo trudne do zdobycia. Kiedy nasi kibice są tak żywiołowi, jak podczas inauguracji z Sanokiem czy podczas derbów, to myślę, że jesteśmy w stanie pokonać absolutnie każdego. Zdecydowanie wolę ten europejski styl kibicowania niż amerykański. O wiele lepiej się przy nim gra.
Czego zatem ci życzyć?
Życz mi zdrowego i bezpiecznego sezonu. GKS-owi szczęścia w dalszej jego części. Z resztą poradzimy sobie sami [śmiech]. DZIĘKUJĘ.
Rozmawiał: Tomasz Nowak.
Tłumaczył: Roch Bogłowski.
Czytaj także: