Zamiast szlifować formę na lodzie w Kieżmarku, poznaje fachowe słownictwo medyczne i modli się, by następne badania wypadły pomyślniej niż te pierwsze. Kapitan Wojasa/Podhala Jarosław Różański znalazł się na życiowym zakręcie
Pech przyczepił się do "Szarotek". Kilka lat temu stwardnienie rozsiane zakończyło karierę znakomitego środkowego Roberta Bieli. Potem batalię z nowotworem toczył napastnik Michał Radwański. Teraz długi rozbrat z hokejem, jeśli nie całkowite zakończenie kariery, grozi Różańskiemu, bez którego trudno sobie wyobrazić skład Podhala i reprezentacji Polski.
Badania wykazały u hokeisty wielokrotnie wyższy od dopuszczalnego poziom bilirubiny, związku organicznego, który wytwarza się w wątrobie bądź szpiku kostnym w procesie niszczenia czerwonych ciałek krwi. Przez to Różański nie wziął udziału w żadnym z treningów na lodzie w Kieżmarku na Słowacji, gdzie gościnnie "Szarotki" ćwiczą już drugi tydzień z powodu remontu nowotarskiej hali lodowej.
- Badania, które właśnie przechodzę, polegają na sprawdzeniu, czy nie mam któregoś z trzech rodzajów żółtaczki. Do piątku powinno się wszystko wyjaśnić - opowiada "Gazecie" Jarosław Różański. - Na razie mam zakaz mocnego treningu.
Podwyższony poziom bilirubiny u Różańskiego wykryto jeszcze na wiosnę, przed wyjazdem na Mistrzostwa Świata I Dywizji w Tallinie. Wtedy jednak norma była przekroczona nieznacznie. - Teraz zrobiłem kontrolne badania, ich wyniki okazały się kosmiczne. Muszę sprawdzić, co się dzieje, co jest przyczyną takiego stanu - dodaje hokeista, który kuruje się u jednego ze specjalistów z Zakopanego. Bierze tzw. osłonowe leki na wątrobę.
- Choć wiem, że istnieje zagrożenie, iż będę musiał skończyć karierę, jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu będę mógł trenować - nie traci optymizmu Różański. - Zawsze coś człowieka boli, ale nigdy nie traktuje się tego poważnie. Teraz, gdy źle wyszły badania, podświadomie każdy drobny ból przypisuję źle funkcjonującej wątrobie.
Miki - Gazeta Wyborcza
Czytaj także:
