Keith Tkachuk - mocarne ręce, mocarne plemniki

W dzisiejszej NHL nie byłoby dla niego miejsca, a uznawany za najwredniejszego zawodnika w tej lidze, Tom Wilson (Capitals), jest zaledwie ułamkiem zawodnika, jakim za swojej kadencji był Keith Tkachuk. Jeden z najlepszych i najbardziej bezczelnie grających Amerykanów w historii hokeja. Właściciel słabych kolan, cholernie silnych pięści, jeszcze mocniejszego strzału i absolutnie mocarnych plemników. Wiele napisano na jego temat, jednak istnieją fakty, które znane są tylko niektórym kibicom jego niezaprzeczalnego talentu.
Krótko o osiągnięciach
Ponad 1200 spotkań, ponad 1000 punktów i ponad 2200 minut kar. Dość powiedzieć, że do niego należy rekord punktowy drużyny Coyotes, który dopiero w poprzedniej kampanii wyrównał Clayton Keller (86 punktów).
Grający prosty, niezwykle skuteczny i agresywny hokej „Big Walt” szybko wsławił się jako zawodnik, na którego trzeba było uważać. Jeśli akurat nie pokonał twojego bramkarza, to pokonał na pięści twojego napastnika lub obrońcę. Urodzony lider niezależnie od tego czy pełnił rolę kapitana drużyny, czy też nie. Jeden z członków legendarnej starej amerykańskiej gwardii, dzieląc tę lożę z Brettem Hullem, Mikiem Modano, Jeremym Roenickiem czy Mikiem Richterem.
Keith Tkachuk „wynalazł” pozycję napastnika dominującego
„Premiere power forward” – tak szybko zaczęto nazywać krewkiego napastnika Winnipeg Jets, który przejął rolę kapitana po Krisie Kingu już w drugim swoim sezonie w NHL. To rola pełniona dziś przez takich zawodników jak Brad Marchand, Tyler Bertuzzi, Lawson Crouse czy chociażby…bracia Tkachuk. Jest to połączenie skutecznie punktującego zawodnika z krewkim, twardo grającym zawodnikiem, który nie obawia się starć pod bandami i pojedynków na pięści.
Choć przed nim robił to chociażby wielki Gordie Howe czy Bobby Clark, to Tkachukowi przypisuje się doskonalenie tej roli w lidze, w której w zawrotnym tempie przybywało snajperów i zawodników nastawionych wyłącznie na zdobywanie kanadyjskich oczek. To ta rola kosztowała go stosunkowo szybki koniec kariery i wiele kontuzji w trakcie jej trwania. Keith przekraczał granicę 80 spotkań jedynie na początku kariery, a agresywny styl kosztował go bardzo wiele zdrowia. Po 19 latach, 37-letni kulawy i bezzębny napastnik musiał przejść na emeryturę.
Zapytany, czy kiedykolwiek brakowało mu hokeja po zawodowej karierze, szybko odpowiedział „ani trochę”.
Keith Tkachuk jako pierwszy w historii oblał testy sprawnościowe przed testami
Mamy rok 2005, a NHL startuje po roku lockoutu spowodowanego brakiem porozumienia między ligą a związkiem zawodowym zawodników w niej grających. Hokeiści St. Louis Blues, spośród których niektórzy grali przez ten czas w Europie, meldują się w kwaterze głównej na testy sprawnościowe. I wtedy, cały na biało wjeżdża nasz bohater. Tkachuk dowiaduje się, że właśnie oblał testy sprawnościowe niczym główny bohater kultowej komedii „Chłopaki nie płaczą”, który dowiaduje się, że już oblał poprawkę, która odbędzie się za kilka miesięcy. Przyczyn mogło być kilka. Zarząd Blues mógł być zniesmaczony faktem, że hokeista przybył na zgrupowanie jako jeden z ostatnich, w zasadzie spóźniony (z tym że Keith robił tak zawsze). Być może był on pod wpływem substancji? Otóż nie był, wyłączając piwo, które piło się wtedy standardowo w ramach kariery w NHL.
W takim razie, być może chodziło o to, że Amerykanin pojawił się na testach z widoczną 12-kilogramową nadwagą i opinającym go dresie, który to dres jeszcze do niedawna nie zdradzał właściwości termokurczliwych?
Zawodnika natychmiast zawieszono i kazano doprowadzić się do ładu, co Tkachuk oczywiście zrobił. Fatalne w skutkach zbijanie wagi skończyło się rozegraniem zaledwie połowy sezonu. Chyba nie trzeba tu wspominać, że w czasie trwania rzeczonego lockoutu bohater artykułu nie widział hokeja na oczy?
Panthers doszli do finału, bo…Keith Tkachuk ich ochrzanił?
Florida Panthers dotarli w poprzednim sezonie aż do ścisłego finału. Dość powiedzieć, że syn Keitha – Matthew – ostatnie spotkanie rozegrał ze złamanym mostkiem, a ojciec i brat pomagali mu wstawać z łóżka na kilka godzin przed tym starciem. Nic jednak nie zapowiadało takiego „biegu” „Kotów” z Florydy. Drużynie nie szło i za chwile mogli znaleźć się poza fazą play-off. Wtedy do akcji wkroczył Keith Tkachuk, a działanie to do dziś określa się w organizacji Panthers mianem „asysty”. Zapytany o postawę ekipy nestor rodu Tkachuków powiedział, że jest nimi zawiedziony, że są oni „miękką drużyną, która zasługuje na wszystko, co im się przydarza”. Dodał jeszcze, że powinni „ruszyć dupy” i zacząć się starać, bo ich obecna gra jest niepodobna absolutnie do niczego.
Od tej pory Panthers dosłownie zaczęli wygrywać grając ostrzej, starając się bardziej i wzajemnie dopingując, i sprawiając, że od pierwszej po czwartą formację, wszyscy weszli na kolejny poziom. Po pokonaniu Carolina Hurricaes w finałach Konferencji Wschodniej, Alexander Barkov powiedział, że dotarli tak daleko właśnie dzięki Keithowi i jego słowom. Nie, nikt nie poczuł się urażony
Mocarne plemniki?
„Potężne Kaczory” zrobiły karierę w kinach, a mocarne plemniki Keitha Tkachuka robią kariery w NHL. Wychowanek Winnipeg Jets/Phoenix Coyotes spłodził dwóch równie krewkich zawodników, z których każdy został wybrany dokładnie jeden wybór w drafcie przed kolejką Arizona Coyotes. Młodszy Brady, który na cześć taty gra z numerem siódmym, bardziej przypomina „staruszka”, często stawiając na bardziej agresywną grę, nawet kosztem kilku punktów mniej. Z kolei Matthew na początku swojej kariery postawił w gotowości cała ligę, a jego chamskie, wredne i często niebezpieczne zagrania dosłownie doprowadziły do spotkania z włodarzami NHL, na którym poproszono go, by trochę zluzował. Przebiwszy ojca pod tym kątem, przeszedł do ofensywy punktowej mając już kilka sezonów z ponad 100 punktami na koncie, czego jego tata nie dokonał nigdy.
Obaj synowie zdradzają podobne cechy przywódcze, co tata. Jako kapitan Phoenix Coyotes, Tkachuk, dosłownie chwilę przed meczem, paradował po zapleczu w szlafroku z piwem w ręku i nikt nie śmiał skomentować tego choćby jednym słowem. Podobne statusy mają młodziaki w swoich organizacjach, zarabiając też dzikie pieniądze i dobrze żyjąc. Rekordowa wypłata głowy rodziny wyniosła ponad 11 milionów dolarów za sezon gry w St. Louis Blues.
Komentarze
Lista komentarzy
beny77
Dla takich zawodników ogląda się hokej, a działacze od wielu lat robią wszystko żeby zawodowe rozgrywki przypominały kółko różańcowe i obrzydzają ten sport, zaraz wymyślą że drużyny mają być mieszane, u w związku z tym że grają kobiety ma być gra bezkontaktowa.