Mariusz Czerkawski nie wsiadł do autokaru, którym w piątek o godzinie 12.30 reprezentacja Polski pojechała na mistrzostwa świata Dywizji 1. Tym razem jego droga wiedzie w zupełnie innym kierunku. Na sobotę najlepszy polski hokeista zaplanował sobie podróż do Stanów Zjednoczonych, w których spędzi najbliższe dwa tygodnie. Reprezetacji Polski będzie więc kibicował zza oceanu ściskając kciuki za awans biało-czerwonych.
- Pierwszy raz od niepamietnych czasów urodziny (Mariusz Czerkawski urodził się 13 kwietnia 1972 roku w Radomsku) obchodziłem z daleka od lodu - mówi Mariusz Czerkawski. - Zawsze w kwietniu albo walczyłem na całego w lidze, albo myślałem o mistrzostwachświata. Tym razemrozgrywki zakończyły się dla mnie dość wcześnie, bo Djurgardens IF, w którym grałemodpadł szybko z rywalizacji w play off, a co gorsza mnie przytrafiła się kontuzja, która wyeliminowała mnie z przygotowań reprezentacji do mistrzostw świata Dywizji 1. Każdy gwałtowny skręt tułowia sprawiał mi ból. Po trzech tygodniach odpoczynku i leczenia jest co prawda lepiej, ale nie ma żadnej gwarancji, że jeden mecz, nie spowoduje nawrotu zaleczonej ledwie co dolegliwości. Rozmawiałem z trenerem Andriejem Sidorenką po oświecimskim meczu z Francją. Selekcjoner zapytał jeszcze na tydzień przed inauguracją mistrzostw świata, czy nie ma szans na mój występ w Debreczynie. Odpowiedziałem szczerze, że nie może tym razem na mnie liczyć.
- Jakie szanse na awans daje pan poslkiej drużynie?
- W 2001 roku w Grenoble tez nie mogłem grać, a reprezentacja Polski wywalczyła awans do szwedzkich mistrzostw świata. Życzę kolegom, żeby w Debreczynie powtórzyli tamten sukces. Będę ściskał kciuki za ich powodzenie. Na pewno zaglądnę do internetu, albo zadzwonię do znajomych z Polski z pytaniem jak grała nasza drużyna narodowa. Jestem z nią sercem. Zawsze była to moja drużyna i jest nią nadal. Widziałem mecz z Francjąi mogę powiedzieć,że gra biało-czerwonych, zwłaszcza w dwóch pierwszych tercjach, bardzo mi się podobała. Dobra taktyka, atak pozycyjny, ustawienie zespołu - widać było, że drużyna wie co i jak ma grać. A przecież rywalem byli Francuzi, którzy też mają zamiar walczyć o awans. Wydaje mi się więc, że szanse na awans są spore i chciałbym, żeby koledzy je wykorzystali.
- Jak pan świętował 33. urodziny?
- Długo. Zacząłem we wtorek wieczorem w Tychach. Od środy bawiłem w Warszawie. Na sobotę zaplanowałem, a raczej na sobotę przełożyłem, zaplanowany pierwotnie na piątek odlot do Stanów Zjednoczonych. Na weekend umówiłem się z nowojorskimi przyjaciółmi, którzy na pewno pamiętaja o moich urodzinach, a od środyprzez tydzień lub dziesięć dni będę w Los Angeles z moją córeczką, a więc urodzinowa niespodzianka też mnie pewnie nie ominie.
- Ma pan już wakacyjne plany?
- Po powrocie ze Stanów Zjednoczonychchcę jeszcze odwiedzić Hiszpanię i będę tam albo w pierwszej, albo w drugiej połowie maja, ale generalnie wakacyjne plany wiążę z Polską. Oczywiście będę się cały czas ruszał, grał w tenisa,ćwiczył, grał w piłkę w meczach charytatywnych, ale o konkretnym hokejowym treningu zacznę mówić w lipcu. Mam nadzieję, że NHL w sezonie 2005/2006 ruszy i wtedy zacznę też myśleć o powrocie na amerykańskie lodowiska.
Czytaj także: