Wynik osiągnięty przez biało-czerwonych na Mistrzostwach Świata U20 Dywizji IB, został przyjęty przez większość kibiców jako… rozczarowujący. Choć nie brakuje tygodnia, w którym kibice z jakiegoś powodu nie zostawiają na suchej nitki na polskim hokeju, to jednak na każdej imprezie wciąż oczekujemy w ciemno wyników ponad stan.
Zawodnicy urodzeni w latach 2006-2007 tworzą jedne z najzdolniejszych roczników polskiego hokeja, jakie udało nam się wychować od naprawdę długiego czasu. Począwszy od obsady bramki poprzez formację obronną, aż po linie ataku – w każdej formacji mieliśmy solidnych przedstawicieli hokejowego rzemiosła. Zawodnicy z rocznika 2006, którzy wystąpili na nieudanym turnieju w Tallinie, poczynili ważne kroki w rozwoju swoich karier. Wystarczy wskazać, chociażby Igora Tyczyńskiego, który przed tegorocznymi mistrzostwami legitymował się niemal 700 minutami rozegranymi na poziomie TAURON Hokej Ligi. Z takim ekstraligowym doświadczeniem w danym sezonie, do mistrzostw U20 nie przystępował od dawna żaden golkiper. Nad całością miał czuwać człowiek, który w empiryczny sposób udowodnił, że wie jak należy pracować z młodzieżą, Andriej Gusow. Białoruski szkoleniowiec, posiadający również polski paszport, ma za sobą niezwykle udany okres kariery. Najpierw wprowadził kadrę U18 na zaplecze Elity, a następnie w roli szkoleniowca Polonii Bytom podjął się zbudowania drużyny, w której nie brakuje przestrzeni do wprowadzania młodych graczy.
Perspektywa, że dysponujemy na tle rywali naprawdę konkurencyjną reprezentacją, sprawiła, że problemy systemowe kompletnie zeszły nam z oczu. Całą presję i obowiązek postawienia kroku milowego zrzuciliśmy na samych chłopaków. Malkontenci powiedzą, że balonik jak zwykle pękł w kluczowym momencie i zamiast złotej historii – skończyło się rozczarowującym czwartym miejscem.
Sęk w tym, że z perspektywy ostatnich lat to wciąż udany występ. Liczby są bezwzględne. Średnią punktów uzyskaliśmy najlepszą od… 8 lat. Sześć lat czekaliśmy na turniej, w którym osiągniemy dwa zwycięstwa w regulaminowym czasie. W XXI wieku zaliczyliśmy tylko 7 imprez mistrzowskich z lepszym dorobkiem punktowym, uwzględniając występy w niższej dywizji.
Domeną kibicowskiej rzeczywistości są skrajne opinie, jednak nieco stabilności emocjonalnej przysłuży się wszystkim. Sam turniej? Pokazaliśmy , że doskonale wiemy, o co w tej grze chodzi. Aby łatwiej nam było się oswoić z rozkładem sił w światowym hokeju, powinniśmy zaakceptować fakt, że rywale, z którymi się mierzyliśmy to po prostu drużyny na naszym poziomie. Dwa wyrównane mecze udało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść, w dwóch kolejnych ciasnych bitwach polegliśmy. Tak wyglądają turniej mistrzostw świata – zero zdziwienia. Każdy mecz o pełną pulę, a granica między wielkim sukcesem, a rozczarowaniem cienka jak przysłowiowy "ogon" węża. Nie potrzebujemy zastanawiać, co by się stało, gdybyśmy wytrzymali te 12 sekund z Estonią. Potrzebujemy pomyśleć, co powinniśmy zrobić, aby za 4-5 lat mieć bólu głowy nie o to, skąd powoływać zawodników, a raczej mierzyć się z klęską urodzaju.
Chłopaków nie męczmy o to czwarte miejsce. Oni naprawdę udowodnili, że potrafią grać w hokeja i mają papiery, aby za kolejny rok być już w następnym miejscu swojej kariery.
Czytaj także: